Ludzie Castro porwali mistrza świata F1. GP i tak się odbyło. Zginęło 7 osób

Michał Kiedrowski
"Przepraszam Juan, ale będziesz musiał pójść ze mną" - porywacz, który uprowadził pięciokrotnego mistrza świata F1, chciał być miły. Po uwolnieniu Juan Manuel Fangio podziękował za uprowadzenie, dzięki któremu uniknął startu w Grand Prix Kuby.

Formuła 1 i Kuba? Dziś to nie do wyobrażenia. Rządzona przez komunistów wyspa pogrążyła się w głębokiej biedzie. Ale nawet gdyby była bogatsza, nie pozwoliłaby sobie z powodów ideologicznych na organizację tak burżuazyjnej rozrywki jak wyścigi F1. Przed 65 laty było jednak inaczej. 

Zobacz wideo

Batista chciał zrobić z Hawany latynoskie Las Vegas

Wyspą rządził Fulgencio Batista. Dyktator, który ze swojej stolicy chciał uczynić drugie Las Vegas. Hawana była miastem rozrywki, pełnym kasyn, nocnych klubów i domów publicznych. Amerykanie mieli korzystając z wszelkiego rodzaju uciech zapewnić dopływ żywej gotówki reżimowi, żeby ten mógł żelazną ręką trzymać Kubańczyków. Wyścigi najszybszych samochodów świata doskonale wpisywały się w ten obraz kraju, który ma dostarczać rozrywki Jankesom. Pierwsze GP Kuby odbyło się w 1957 r. Wygrał je pięciokrotny mistrz świata - Juan Maunel Fangio. Kubański dyktator pogratulował mu zaraz po minięciu linii mety, co uwiecznili fotoreporterzy. Wyścig, który odbył się na hawańskim nabrzeżu Malecon, uznano za wielki sukces, a nieprzebrane tłumy fetowały kierowców. 

Ale w 1958 r. panowanie Batisty już się chwiało. W górach na wschodzie kraju działała partyzantka Fidela Castro. W miastach odbywały się protesty i zamieszki na ulicach. Mimo to na hawański wyścig znów ściągnęła śmietanka kierowców, choć wyścig nie zaliczał się do kalendarza mistrzostw świata. Wrócił Fangio, by bronić tytułu, pojawili się też inni wielcy tamtych czasów jak Brytyjczyk Stirling Moss czy Amerykanin Masten Gregory. 

"Jeśli się ruszysz, strzelam". Mistrz świata na celowniku porywacza

Najbardziej znamienici zostali zakwaterowani w hotelu Lincoln w centrum Hawany. W sobotę 22 lutego odbyły kwalifikacje. Najlepszy czas osiągnął w bolidzie marki Maserati Fangio. On też był faworytem niedzielnego wyścigu. Jednak do rywalizacji w ogóle nie stanął. W sobotę wieczorem tuż przed dziewiątą 5-krotny mistrz świata F1 został wywołany do hotelowego lobby pod pretekstem wywiadu. Na dole spotkała go jednak przykra niespodzianka. Nagle poczuł, że coś wbija mu się w plecy. Myślał, że to jakiś łowca autografów dźga go piórem, żeby wymusić podpis. Okazało się jednak, że był to lufa pistoletu, a trzymał go w ręku młody człowiek w skórzanej kurce. "Przepraszam Juan, ale będziesz musiał pójść ze mną" - powiedział. Jeden ze świadków zajścia chciał ruszyć na pomoc kierowcy, ale wtedy napastnik zatoczył lufą koło i zagroził: "Jeśli się ruszysz, strzelam". 

Porywacz poprowadził Fangio do wyjścia, po którym czekał samochód marki Plymouth z trzema innymi mężczyznami w środku. Argentyńczyk na porwanie zareagował wyjątkowo spokojnie. Nie stawiał oporu, bo jak później opowiadał, najbardziej obawiał się tego, że rozemocjonowany porywacz naciśnie spust przed przypadek. 

Porywaczami okazali się przedstawiciele Ruchu 26 lipca. Ta organizacja, w której działali m.in.: Fidel Castro, jego brat Raul czy Ernesto Che Gevara, chciała obalić reżim Batisty. A po przejęciu władzy na Kubie obiecywała wolne demokratyczne wybory, nacjonalizację usług publicznych, reformę rolną i powszechny dostęp do edukacji. 

Cel porwania mistrza świata F1: ośmieszyć dyktatora

Motywem porwania ówczesnego kierowcy wszech czasów było ośmieszenie reżimu Batisty. Rewolucjoniści chcieli pokazać, że mogą działać pod samym nosem dyktatora i jego służb. Reżim chciał oczywiście utrzymać porwanie w tajemnicy, ale już w nocy z 22 na 23 lutego agencja prasowa UPI podała, że Fangio został porwany i opisała wszystkie okoliczności tego zdarzenia. Media na całym świecie podchwyciły tę wiadomość. 

Porywacze kluczyli. Najpierw zawieźli Fangio do jednej kryjówki, a potem już po zmianie samochodu do następnej w El Vedado, arystokratycznej dzielnicy kubańskiej stolicy. Nikt go nie szarpał ani na niego nie krzyczał. Nikt nie zakrywał Argentyńczykowi oczu ani tym bardziej nie ukrywał go w bagażniku. Porwany mógł swobodnie wypatrywać, gdzie go wiozą porywacze. Sam Fangio poprosił, żeby dali mu czapkę czy okulary, aby mógł ukryć swoją tożsamość. Ci jednak nic takiego nie mieli. Znany w Ameryce Łacińskiej argentyński dziennikarz Alfredo Serra napisał: "Porwanie amatorskie. Więcej serca niż mózgu". 

Porywacze odnosili się do mistrza świata grzecznie i z rewerencją. Po przybyciu na miejsce uraczyli go smażonym bekonem z frytkami i jajami sadzonymi, bo się poskarżył, że przez porwanie nie zjadł kolacji. Potem dali wygodne łóżko do spania. Od razu też poinformowali Fangio, że nie mają zamiaru robić mu krzywdy. Chcą tylko, żeby nie wziął udziału w wyścigu. Za tę niedogodność przeprosił go w imieniu Fidela Castro zaufany współpracownik przyszłego kubańskiego dyktatora: Faustino Perez. 

"Jeśli to, co zrobili rebelianci, było w dobrej sprawie, to akceptuję to"

Argentyńczyk powiedział potem, że nie czuł, żeby zagrażało mu jakiekolwiek niebezpieczeństwo, a porywaczom raczej współczuł niż się ich bał: "Cóż, to jeszcze jedna przygoda. Jeśli to, co zrobili rebelianci, było w dobrej sprawie, to ja, jako Argentyńczyk, akceptuję to" - powiedział potem prasie. 

Mimo porwania Fangio nie było mowy o odwołaniu wyścigu o GP Kuby. Pozostali zagraniczni kierowcy spędzili noc pod policyjnym dozorem. Funkcjonariusze eskortowali ich też ich na start. Początek wyścigu został opóźniony, bo rozeszła się plotka, że mistrz świata został zwolniony przez porywaczy. Nie była to jednak prawda. 

Wokół wiodącego hawańskim nadbrzeżem toru zebrał się tłum 150 tys. widzów. W bolidzie Maserati miejsce Fangio zajął francuski kierowca Maurice Trintignant. Od początku wyścigu na prowadzeniu znalazł się Amerykanin Masten Gregory z Ferrari, którego ścigał Moss. Bardzo szybko tor stał się śliski w wyniku wycieku oleju z porsche Roberto Mieresa. Na szóstym okrążeniu Armando Garcia Cifuentes nie zapanował nad swoim Ferrari i wjechał w stojących przy torze widzów. To była tragedia trudna do wyobrażenia. Pędzący samochód przełamał prowizoryczną bandę wokół toru i zabił siedem osób, a prawie 40 zostało rannych. "Nie mogłem nawet zobaczyć ferrari" - powiedział. "Ciała piętrzyły się wszędzie. Brodziłem w nich rękami i nogami" - opisywał wstrząśnięty Ulf Noriden, który ruszył na pomoc poszkodowanym.  

"Panowie, być może wyświadczyliście mi przysługę. Mogę wam tylko podziękować" - powiedział wtedy Fangio porywaczom. Później okazało się, że maserati 450, którym miał ścigać się Argentyńczyk, miało usterkę, której przed startem nie wychwycili mechanicy.

 Wizerunkową katastrofa dla Batisty

Początkowo kubański rząd oskarżył rebeliantów o kolejny sabotaż. Potem jednak okazało się, że winę za poślizg ponosi wyciek z samochodu Mieresa. 

Na torze zapanował chaos. Jedni kierowcy zaczęli zjeżdżać do boksów. Inni kontynuowali jazdę. Ostatecznie sędziowie uznali wyniki po szóstym okrążeniu za oficjalne. Zwycięzcą został ogłoszony Moss, a dalsze miejsce zajęli: Gregory i Caroll Shelby (USA, Maserati). 

Wyścig i porwanie Fangio okazały się wizerunkową katastrofą dla Batisty. W świat poszedł komunikat, że dyktator nie panuje nawet nad swoją stolicą, a jego sztandarowa impreza była fatalnie przygotowana. Cifuentes został oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci, kiedy jeszcze walczył o życie w szpitalu. Fangio natomiast cały i zdrowy zwolniony przez porywaczy, choć nie obyło się bez komplikacji. Rebelianci obawiali się prowokacji. Uznali, że kubańskie służby mogą zamordować potajemnie Fangio i ich oskarżyć o ten haniebny czyn. Rozwiązanie miał im podsunąć sam Argentyńczyk. Zaproponował, by skontaktowali się z ambasadą argentyńską w Hawanie, na której czele stał admirał Raul Guevara Lynch, wujek Che Guevary. Tak też się stało. Argentyńczycy odebrali Fangio w dzielnicy El Vedado. A gdy dyplomacji przybyli, mistrz świata pokazał im ludzi, którzy go uprowadzili 30 godzin wcześniej mówiąc: "To są moi mili porywacze, moi przyjaciele porywacze". Stamtąd udał się ponownie do hotelu Lincoln. 

Mistrz świata nie zdradził żadnych nazwisk swoich porywacz, ani też miejsca, gdzie był przetrzymywany. Wrócił na wyspę w 1981 r. już jako gość Fidel Castro. Wtedy Kubańczyk przeprosił go osobiście za porwanie.  

Na tablicy pamiątkowej w hotelu Lincoln przy ulicy Virtudes 164 widnieje dziś napis: "W tym właśnie miejscu pięciokrotny mistrz świata w wyścigach samochodowych Juan Manuel Fangio został porwany przez komando Ruchu 26 Lipca pod wodzą Oscara Lucero. Był to ciężki propagandowy cios wymierzony w tyranię Batisty i ważny bodziec dla sił rewolucyjnych". 

W sylwestra 1958 r. Batista uciekł z Kuby, a władze w Hawanie przejął Castro. Najszybsze samochody wróciły po raz ostatni na wyspę w 1960 r. I znów podczas rywalizacji doszło do tragedii. Po wypadnięciu z toru zginął wenezuelski kierowca Ettore Chimeri. Potem tego rodzaju wyścigu władze uznały za zbyt burżuazyjne i zrezygnowały z ich organizacji. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.