Niedzielny wyścig na torze Circiut of the Americas w Austin był jednym z najciekawszych w drugiej części sezonu. Bardzo dużą rolę w rywalizacji odegrał Fernando Alonso, który po starcie z drugiej połowy stawki, ostatecznie dojechał do mety na siódmej pozycji i to mimo bardzo niebezpiecznie wyglądającej kraksy spowodowanej przez Lance'a Strolla. Niestety dla Hiszpana, po wyścigu stanem jego samochodu zainteresowali się sędziowie, którzy ostatecznie przyznali mu karę aż 30 sekund, co przesunęło go w klasyfikacji na dopiero 15. miejsce.
Kara wyssana z palca
Niedługo po opublikowaniu przed Formułę 1 oficjalnej decyzji stewardów, w sieci naprawdę zawrzało. Wielu kibiców natychmiastowo wyraziło swoją dezaprobatę, zarzucając sędziom karanie zawodników nieadekwatnie do popełnionych czynów. Tym razem jest to o tyle interesujące, że... Alonso sam nie popełnił błędu. Powodem ukarania Hiszpana było bowiem lusterko, które odpadło od jego samochodu w końcówce wyścigu. W tym miejscu warto wspomnieć, że ta istotna część samochodu Alpine prowadzonego przez dwukrotnego mistrza świata uległa uszkodzeniu po wspomnianej już kraksie z Lancem Strollem.
Zgodnie z informacjami napływającymi ze Stanów Zjednoczonych, duży udział w całym zamieszaniu ma ekipa Haas, która dwukrotnie, jeszcze w trakcie wyścigu, zgłaszała swoje uwagi co do stanu bolidu Fernando Alonso. Bez wątpienia miało to związek z wydarzeniami z poprzednich wyścigów, kiedy to Kevin Magnussen dwukrotnie był zmuszany przez sędziów do zjazdu do alei serwisowej w związku z mniejszymi uszkodzeniami samochodu, które nie wpływały w dużym stopniu na bezpieczeństwo zawodników.
Pomarańczowo-czarny sezon
Po bardzo trudnym do sędziowania sezonie 2021, na sędziowskim szczycie Formuły 1 doszło do dużych zmian. Ze stanowiska dyrektora usunięty został Michael Masi, którego zastąpili pracujący na zmianę Niels Wittich i Eduardo Freitas. Obaj Panowie zasłynęli m.in. z pokazywania zawodnikom pomarańczowo-czarnych flag, które oznaczają konieczność zjazdu do alei serwisowej i wymiany uszkodzonych elementów samochodu. W przypadku Fernando Alonso nie miało to jednak zastosowania. Lusterko jest bowiem częścią, której nie da się wymienić w warunkach wyścigowych, gdyż nie jest ono kluczowe dla aerodynamiki i swobody prowadzenia bolidu.
Kibice, którzy nie omieszkają wytykać sędziom błędów zauważają także, że sędziowie ponownie wykazali się brakiem regularności. W ostatnich tygodniach wspomniany już Kevin Magnussen był zmuszany do wymiany przedniego skrzydła, po odłamaniu się jego bocznej sekcji. Tym razem, dokładnie takim samym uszkodzeniom uległ samochód Sergio Pereza. Mimo to Meksykanin swobodnie poruszał się po torze i z niekompletnym spoilerem dojechał do mety.
Kary nieadekwatne do czynów
Wraz z odebraniem Fernando Alonso zdobytych w walce punktów, sympatycy królowej sportów motorowych ponownie podnieśli temat karania zawodników nieadekwatnego do popełnionych czynów. Hiszpan został bowiem wyrzucony z pierwszej dziesiątki za mikroawarię, na którą nie miał żadnego wpływu. Jednocześnie George Russell, który już w pierwszym zakręcie zakończył wyścig Carlosa Sainza uderzając w bok jego samochodu, otrzymał jedynie karę czasową liczącą 5 sekund, która ostatecznie nie miała najmniejszego znaczenia dla rywalizacji w czołówce.
Czy Alonso faktycznie naruszył regulamin?
W całym zamieszaniu zdecydowanie najważniejszy jest komunikat władz Formuły 1, bezpośrednio dotyczący stanu samochodu Fernando Alonso. Zgodnie z informacjami podanymi na oficjalnym portalu dyscypliny, o ostatecznej karze zadecydował artykuł 3.2 z regulaminu sportowego, który mówi o tym, że samochód przez cały wyścig musi znajdować się w "stanie bezpiecznym". W przypadku bolidu Hiszpana, ze względu na brak prawego lusterka, tak nie było. Jednocześnie w tym przypadku odpowiedzialność za doprowadzenie maszyny do pełni sprawności leży po stronie zespołu. Tym samym ekipa Alipne powinna ściągnąć Hiszpana i jego samochód do boksu zaraz po dekompletacji nadwozia, kończąc jego zmagania.
W tym miejscu, co naturalne dla Formuły 1, pojawiają się kolejne nieścisłości. Nie tak dawno, bo w 2019 roku, podobny problem w GP Japonii miał też Charles Leclerc. Wówczas jednak sędziowie postanowili nie przyglądać się sprawie, a Monakijczyk utrzymał szóstą lokatę.