Tegoroczne Grand Prix Japonii upłynęło pod znakiem zapewnienia sobie tytułu mistrzowskiego przez Maxa Verstappena. Dla Holendra jest to drugi końcowy triumf z rzędu. Nie zabrakło jednak też dramatycznych chwil związanych z wypadkiem Carlosa Sainza.
Podczas niedzielnego wyścigu już na początkowych okrążeniach Carlos Sainz rozbił swój bolid, w efekcie czego organizatorzy przerwali wyścig. Zanim jednak to nastąpiło, na torze pojawił się dźwig. Była to bardzo niebezpieczna sytuacja, bo widoczność na torze była bardzo słaba i rozpędzeni kierowcy na mokrej nawierzchni mogli nie zdążyć wyminąć dźwigu. Sytuacja szczególnie dotknęła Philippe Bianchiego, który w 2015 roku stracił syna, po tym jak ten uderzył...właśnie w dźwig.
Więcej artykułów o podobnej treści znajdziesz na portalu Gazeta.pl.
"To brak szacunku dla życia kierowcy. To brak szacunku dla pamięci Julesa" - napisał na Instagramie ojciec zmarłego 7 lat temu Julesa Bianchiego.
Słowa Philippe Bianchiego dotyczyły tragicznego wypadku z 2014 roku. Wówczas Jules Bianchi uderzył w dźwig, który wjechał na tor i doznał poważnych obrażeń głowy. Warto przypomnieć, że wyścig odbywał się w koszmarnych warunkach pogodowych - podczas tajfunu. Kierowca trafił w ciężkim stanie do szpitala i kilka miesięcy później, dokładnie 17 lipca 2015 roku, zmarł w wieku 25 lat. Była to jedna z największych tragedii w Formule 1 w ostatnich latach.