O krok od tragedii w F1. Zabrakło centymetrów. "Co on tu robi?!"

Pierre Gasly miał sporo pretensji do sędziów wyścigu po zdarzeniu z początku Grand Prix Japonii, kiedy mijał się z dźwigiem na torze. Do takiej sytuacji nie powinno w ogóle dojść. Przypomniała się od razu tragedia z 2014 r., kiedy Jules Bianchi stracił życie po poważnym wypadku z ciągnikiem.

Kierowcy F1 przejechali zaledwie trzy okrążenia wyścigu o GP Japonii na torze Suzuka, po czym pojawiła się czerwona flaga. Coraz mocniejsze opady deszczu, neutralizacja rozbitego auta Carlosa Sainza i zepsutego bolidu Alexa Albona zmusiły sędziów do przerwania ścigania. Gdy na torze przejechał samochód bezpieczeństwa, doszło do kuriozalnej i niebezpiecznej sytuacji z udziałem Pierre'a Gasly'ego, która mogła skończyć się tragicznie.

Zobacz wideo F1 22 NA PS5. Nowi kierowcy, najnowszy tor, duże zmiany w menu

Wściekły i przestraszony Gasly

Gasly musiał startować z alei serwisowej i jechać za całą stawką. Widoczność miał ograniczoną do absolutnego minimum. Nie widział rozbitego bolidu Sainza i fragmentu bandy, który po wypadku Hiszpana znalazł się na torze. Nikt mu też nie powiedział o wypadku. Francuz wjechał w ten element, który utknął mu na przednim skrzydle, zasłaniając prawie całe pole widzenia. Kierowca AlphaTauri dojechał do boksu, żeby zmienić to skrzydło. Na kolejnym okrążeniu dopiero mógł się przestraszyć.

Francuz mijał na trasie ciągnik, który pojawił się, by zabrać bolid Sainza. Sęk w tym, że ten ciągnik nie jechał po żadnej bocznej drodze dla pojazdów technicznych, ale po torze. Potencjalne zderzenie mogło być bardzo niebezpieczne dla kierowcy wyścigowego Nie tylko ze względu na masę i konstrukcję ciągnika, ale też przeciążenia wynikające z uderzenia. Gasly, mimo samochodu bezpieczeństwa na torze, jechał dość szybko, żeby dogonić stawkę.

Pawieł Karielin"Marzył o złotym medalu igrzysk. Nie zdążył, żył za krótko. Nie mogę w to uwierzyć"

Zawodnik miał sporo pretensji do sędziów, że dopuścili do takiej sytuacji. - Co on tu robi?! To niedopuszczalne! Nie mogę w to uwierzyć" - krzyczał przez radio do inżynierów. Ewidentnie był wściekły i przestraszony zdarzeniem.

Śmierć niczego nie nauczyła?

Cała sytuacja przypomniała fatalne zdarzenie z 2014 r., kiedy Jules Bianchi stracił przyczepność na mokrym torze Suzuka i z ogromną prędkością uderzył w dźwig wyciągający bolid Adriana Sutila. Przeciążenie w momencie zderzenia wyniosło 254G. Kierowcę przewieziono karetką do szpitala, gdzie został operowany. Jego stan określono jako krytyczny, stwierdzono rozlany uraz aksonalny. Nie udało się go wybudzić. Zmarł w lipcu 2015 r.

Sędziowie nie zdecydowali się wówczas ani na wypuszczenie samochodu bezpieczeństwa, ani na wywieszenie czerwonej flagi. W miejscu wypadku Sutila pojawiła się jedynie podwójna żółta flaga, oznaczająca niebezpieczne zdarzenie i zalecająca ostrożną jazdę, co na mokrym torze było trudne. Wirtualny samochód bezpieczeństwa pojawił się w F1 w 2015 r., by zapobiec takim wypadkom jak ten Bianchiego.

Reakcja Kahna na bramkęJeden obraz jak tysiąc słów. Oliver Kahn po golu rywali w 95. minucie [WIDEO]

Trwający wyścig o Grand Prix Japonii oglądał Philippe Bianchi, ojciec Julesa. Nie krył oburzenia sytuacją z udziałem Gasly'ego.

"Żadnego szacunku dla życia kierowców, żadnego szacunku dla pamięci Julesa. Niewiarygodne!" - stwierdził.

 

Kierowcy też byli wściekli i zniesmaczeni. Swoje niezadowolenie na Twitterze wyrazili Lando Norris i Sergio Perez. Obaj stwierdzili, że to jest sytuacja "nie do przyjęcia".

Więcej o: