W kwietniu Charles Leclerc wybrał się wraz ze znajomymi na kolację w jednej z restauracji w Viareggio. Około godziny 23:00 kierowca Formuły 1 i jego towarzysze opuścili lokal. Wówczas Leclerc został rozpoznany przez grupę kibiców i poproszony o zapozowanie do wspólnego zdjęcia. Jak się okazało, nie byli to prawdziwi fani sportów motorowych, a złodzieje, którzy wykorzystali okazję, by okraść jednego z najsłynniejszych kierowców świata.
Leclerc nawet się nie zorientował, kiedy z jego ręki zniknął luksusowy zegarek marki Richard Mille. Gdy zauważył brak cennego gadżetu, było już za późno. Sprawcy oddalili się z miejsca zdarzenia. Monakijczyk zgłosił sprawę na policję. W trakcie zeznania podał, że zegarek był wart około 300 tysięcy euro.
Dziennik "Il Mattino" podaje teraz nowe informacje w sprawie. Trzy miesiące po kradzieży, włoskiej policji udało się zatrzymać złodziei. W toku śledztwa okazało się także, że zrabowany zegarek był wart znacznie więcej, niż oszacował to poszkodowany 24-latek, bo aż 2 miliony euro. Model ten pochodził ze specjalnej kolekcji i miał dedykację dla Charlesa Leclerca. Szwajcarska firma Richard Mille, jest bowiem partnerem kierowcy i teamu Ferrari.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
To właśnie w dużej mierze dzięki tej unikatowej dedykacji, funkcjonariuszom udało się namierzyć zegarek i sprawców kradzieży. Złodzieje sprzedali swój "łup" w jednym punktów za zaledwie 10 procent jego prawdziwej wartości. Nie mogli uzyskać większej kwoty, gdyż przedmiot ewidentnie pochodził z kradzieży. "Il Mattino" podaje, że ludzie, którzy okradli gwiazdę F1, są doskonale znani miejscowej policji i w przeszłości dokonywali wielu podobnych skoków.