Wczorajsza, emocjonująca sesja kwalifikacyjna padła łupem Charlesa Leclerca, który po przejechaniu bardzo dobrego okrążenia, wygrał czwarte kwalifikacje z rzędu. Na tym jednak dobre informacje dla Monakijczyka, jak i całego Ferrari się skończyły.
Włoski team stracił bowiem szansę na wygraną w wyścigu już w pierwszej części zawodów. Podczas 9. okrążenia z toru zjechał Carlos Sainz, zgłaszając awarię tylnych hamulców i systemu hydraulicznego. Leclerc wykorzystał ten moment na zmianę opon i po kolejnym pit-stopie rywalizujących z nim zawodników Red Bulla, wysunął się na prowadzenie.
Monakijczyk nie nacieszył się zbyt długo pierwszym miejscem, bowiem w 20. okrążeniu... jego silnik zaczął płonąć i Leclerc również musiał przerwać wyścig. 24-latek nie był jedynym kierowcą z jednostką napędową Ferrari, który z powodu jej awarii nie dojechał do mety. Przez ten sam problem z rywalizacji musiał się wycofać Kevin Magnussen, kierowca Haasa.
Sytuacja zrobiła się o wiele bardziej komfortowa dla kierowców Red Bulla. Max Verstappen szybko umocnił się na prowadzeniu, a Sergio Perez miał bezpieczną przewagę nad zawodnikiem Mercedesa Georgem Russellem. Po nieudanym początku sezonu Mercedes zajął miejsca za kierowcami Red Bulla, jednak wpływ na to miały warunki losowe i problemy techniczne Ferrari.
Więcej tego rodzaju treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Kolejność w wyścigu już się nie zmieniła i na metę pierwszy dojechał Verstappen, który powiększył swoją przewagę na pierwszym miejscu klasyfikacji generalnej. Drugi był Perez, a trzeci wcześniej wspomniany Russell. Oprócz Leclerca, Sainza i Magnussena, wyścigu nie ukończyli jeszcze Lance Stroll oraz Guanyu Zhou.