Po raz kolejny Charles Leclerc poczuł smak porażki w GP Monako. 24-latek jeszcze nigdy nie ukończył zmagań domowej rundy. Przed rokiem zdobył nawet pole position, jednak nie ustawił się na starcie wyścigu - chwilę przed rozpoczęciem rywalizacji w jego samochodzie doszło do awarii, której zespół nie był w stanie naprawić na czas. W tym sezonie Monakijczyk miał nadzieję na przełamanie złej passy.
I do takiego przełamania poniekąd doszło - 24-latek dojechał do mety na czwartej lokacie, choć z pewnością liczył na więcej. Monakijczyk imponował tempem w sesjach treningowych. W sobotnich kwalifikacjach po raz drugi z rzędu udało mu się zdobyć pole position. Leclerc wierzył w zwycięstwo. Niestety fatalna strategia Ferrari pozbawiła go nawet miejsca na podium.
Wyścig rozpoczął się z ponad godzinnym opóźnieniem spowodowanym silnymi opadami deszczu. Kiedy w końcu pozwolono kierowcom wystartować, od razu na czoło stawki wystrzelił Monakijczyk. To 24-latek dyktował tempo, jednak do czasu. Bowiem stratedzy Ferrari zaczęli popełniać błędy. Najpierw zbyt długo zwlekano ze zmianą opon deszczowych na przejściowe, przez co Leclerca wyprzedził Sergio Perez (Red Bull Racing).
Później w nieodpowiednim momencie wezwano go do boksu. Monakijczyk zjechał do pit-lane na zmianę opon na slicki w momencie, w którym zespół obsługiwał Carlosa Sainza (Ferrari), w związku z czym Leclerc stracił cenne sekundy. To one zaważyły na tym, że 24-latka wyprzedził nie tylko kolega zespołowy, ale również główny rywal w walce o tytuł, Max Verstappen (Red Bull Racing).
- Czasem błędy mogą się zdarzyć, ale było ich zbyt wiele - powiedział lider Ferrari w rozmowie ze Sky Sport, po czym dodał: - Oczywiście w takich warunkach polegamy na tym, co widzi zespół. Będąc w bolidzie nie mam wiedzy, co robią inni, jakie opony zakładają - kto sięga po przejściowe, kto po slicki.
Przez błędy strategiczne Ferrari strata Leclerca do pierwszego w tabeli Verstappena wzrosła do dziewięciu punktów. Monakijczyk podkreślił po wyścigu, że takie pomyłki nie mogą już nigdy więcej się zdarzyć, jeśli zespół myśli o zdobyciu tytułu.
- Zadawano mi pytania, czy chcę przejść z deszczowych opon od razu na slicki. Powiedziałem "tak, ale nie teraz, trochę później". Nie rozumiem, co sprawiło, że zmieniliśmy zdanie i sięgnęliśmy najpierw po opony przejściowe. Zostaliśmy podcięci strategią przez Pereza, a potem na domiar złego utknąłem na drugim pit-stopie za Sainzem. Popełniliśmy zbyt wiele błędów, na co nie możemy sobie pozwalać - zakomunikował 24-latek.
Więcej informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Monakijczyk zaznaczył również, że podobne pomyłki i nieporozumienia zdarzały się już w przeszłości, tylko że teraz stawka jest o wiele większa.
- Jest mi bardzo ciężko, tak jak w poprzednich latach, ale przyzwyczaiłem się do niepowodzeń. Wracam do domu bardzo rozczarowany, ale nie możemy tak działać w sytuacji, w której jesteśmy teraz. Jesteśmy niesamowicie silni, mamy naprawdę mocne tempo i musimy wykorzystywać swoje okazje. Nie możemy tracić tylu punktów. To nie jest spadek z pierwszego miejsca na drugie, ale z pierwszego na czwarte - popełniliśmy dwa kosztowne błędy. Kocham moją ekipę i jestem pewien, że wrócimy silniejsi, ale to, co się wydarzyło naprawdę bardzo boli - zakończył Leclerc.
W niedzielnych zmaganiach na torze Monako triumfował Sergio Perez. Tuż za nim linię mety przeciął Carlos Sainz. Podium uzupełnił obrońca tytułu, Max Verstappen.