Charles Leclerc prezentował równe i szybkie tempo w trzech pierwszych wyścigach sezonu. Monakijczyk dwukrotnie stawał na najwyższym stopniu podium (w GP Bahrajnu i GP Australii), a raz zakończył zmagania na drugiej pozycji (w GP Arabii Saudyjskiej). Przed GP Emilii-Romanii 24-latek pewnie przewodził stawce w klasyfikacji generalnej, mając aż 46 punktów przewagi nad najgroźniejszym rywalem, Maxem Verstappenem. Po błędzie Leclerca w końcowej fazie niedzielnych zmagań obrońca tytułu jednak odrobił sporą ilość punktów.
Podczas niedzielnego wyścigu 24-latek nie miał tempa, by powalczyć o zwycięstwo z ekipą Red Bulla. Na starcie rywalizacji Monakijczyka wyprzedziło aż trzech zawodników - dwóch kierowców austriackiego zespołu oraz Lando Norris. Leclerc szybko uporał się z Brytyjczykiem i dogonił Sergio Pereza, co zwiastowało kolejną rundę pojedynku pomiędzy nimi. Tylko że na 54. okrążeniu 24-latek niespodziewanie popełnił błąd. Lider mistrzostw świata zbyt agresywnie zaatakował krawężnik na wejściu w szykanę, po czym zaliczył obrót, a następnie wpadł na bandę. Szczęśliwie dla kierowcy Ferrari nie doszło w jego bolidzie do żadnych uszkodzeń, choć konieczna była dodatkowa wizyta u mechaników. Ostatecznie Leclerc zakończył zmagania na szóstej lokacie.
Więcej informacji na stronie głównej Gazeta.pl
Po wyścigu Monakijczyk krytycznie oceniał swój występ na torze Imola. W wywiadzie dla telewizji "Sky Sport" 24-latek wyznał, że stracił niezwykle cenne punkty, które pod koniec sezonu mogą zadecydować o mistrzostwie.
- Wielka szkoda. Cokolwiek wydarzyło się przed obrotem, to jedynie detale. Takie są wyścigi. Ale uważam, że mój dzisiejszy błąd nie powinien mieć miejsca - ocenił krytycznie Leclerc, po czym dodał: - Tak naprawdę było mnie stać jedynie na trzecią lokatę. Zaskakująco nie mieliśmy tempa. Byłem zbyt chciwy i zapłaciłem za to wysoką cenę, tracąc siedem punktów w porównaniu do trzeciej pozycji, jaką mogłem zająć - przyznał kierowca Ferrari.
Mimo że Verstappen wygrał zmagania na włoskim torze, to Leclerc nadal utrzymuje bezpieczną, 27-punktową przewagę nad mistrzem świata. Jednak Monakijczyk z niepokojem spogląda na postępy, jakie czyni austriacki zespół.
- Mieliśmy przewagę nad Red Bullem w Bahrajnie i Australii. Z kolei oni byli lepsi w Arabii Saudyjskiej i teraz na Imoli. Walka jest wyrównana. Myślę, że tak będzie to wyglądać do końca sezonu. Dlatego każdy mały błąd - choć mój był duży, a jego konsekwencje mogły być jeszcze gorsze - będzie miał ogromne znaczenie - powiedział Leclerc, dodając: - Straciłem 7 punktów, ale następnym razem może ich być znacznie więcej. Dlatego muszę uważać. Czas pokaże, jak duży krok naprzód zrobił Red Bull, ale na pewno wydają się być bardziej konkurencyjni niż na początku sezonu - zakończył lider klasyfikacji generalnej.
Następny wyścig F1 odbędzie się już za dwa tygodnie w Miami.