Mieszkańcy Miami od początku wyrażali sprzeciw wobec planów organizacji wyścigu F1 w ich miejscowości. Protestowali m.in. właściciele posesji położonych w zamożnej dzielnicy tego miasta, którzy nie godzili się na utworzenie nitki w centrum.
Z tym oprotestowaniem organizatorzy łatwo sobie poradzili, bo postanowili poprowadzić nitkę wokół Hard Rock Stadium w mniej zamożnej części Miami. Lokalna społeczność poszła jednak o krok dalej. Dziennikarze "Miami Herald" donoszą, że mieszkańcy złożyli pozew do sądu, w którym domagają się odwołania imprezy sportowej.
Głównym argumentem przeciwko rywalizacji jest zbyt duży hałas, który ma być "nie do zniesienia" i ma doprowadzić do "poważnych zakłóceń i obrażeń fizycznych u mieszkańców Miami Gardens". Jak wyliczono, do domów oddalonych od stadionu o 2,5 mili, ma docierać hałas przekraczający 97 dB. To może wpłynąć na zdrowie.
Pozew w sądzie złożyła Betty Ferguson, która niegdyś, pełniąc funkcję komisarza hrabstwa Miami-Dade, skutecznie blokowała plany organizacji GP Miami. Pierwotnie FIA planowała organizację pierwszych zawodów w tej lokalizacji przed trzema laty.
Wiadomo, że prawnicy reprezentujący lokalną społeczność wnieśli, aby sąd zastosował tymczasowy zakaz organizacji imprezy, aż do momentu wydania wyroku. To jednak oznaczałoby prawdopodobnie odwołanie imprezy w tym roku, bo wyścig został zaplanowany na 8 maja.