Dziennikarze śledczy z całego świata doprowadzili do tego, że kontrowersje dotyczące Villeneuve'a wyszły na jaw. Wszystko za sprawą śledztwa "Pandora Papers", w ramach którego wyciekło kilkanaście milionów dokumentów z 14 firm, które pomagały gwiazdom czy sportowcom w unikaniu płacenia podatków.
Dzięki śledztwu świat F1 mógł się dowiedzieć, ze Kanadyjczyk zarobił na wyścigach fortunę, ale z drugiej strony przed fiskusem udawał biednego. Dopiero po czasie okazało się, że Jacques Villeneuve dopuszczał się oszustw, aby nie musieć płacić wysokich podatków.
Polscy kibice kojarzą Kanadyjczyka przede wszystkim z krytycznych słów w stronę Roberta Kubicy. Polak zajął jego miejsce w zespole BMW Sauber w 2006 roku, zmuszając Villeneuve'a do przedwczesnego zakończenia kariery. W kolejnych latach praktycznie przy każdej możliwej okazji "odwdzięczał się" krakowianinowi.
Villeneuve w 1997 roku zdobył z Williamsem tytuł mistrza świata. Poza tym triumfował również w IndyCar i Indianapolis 500. Kontrakt łączący go z zespołem opiewał na astronomiczne 100 milionów dolarów. Dodatkowo Kanadyjczyk czerpał zyski z praw do wizerunku, a ponadto nabył bar w Montrealu i kilka luksusowych nieruchomości.
Zgodnie z wynikami śledztwa "Pandora Papers" Villeneuve w 2010 roku zadeklarował zaledwie 6431 dolarów dochodu. Zgłosił się wówczas do fiskusa o przyznanie mu ulgi podatkowej dla rodzin o niskich dochodach. W ciągu dwóch kolejnych lat były kierowca wykazywał jeszcze niższe dochody - 3224 i 5782 dolary.
Kanadyjczyk umiejętnie kierował swoje dochody do rajów podatkowych, a przy tym nie musiał płacić podatków w Kanadzie, bowiem od wielu lat nie mieszkał w tym kraju. Później jednak wyszły na jaw kolejne przekręty, które mogą go słono kosztować, o ile oczywiście zostanie mu udowodniona wina.