Max Verstappen po raz pierwszy w karierze został mistrzem świata kierowców w Formule 1! Wielu czekało na to od jego debiutu w serii sześć lat temu. Od tej pory Holender bił rekord za rekordem: był najmłodszym uczestnikiem wyścigu, kierowcą z punktami, na podium, a później także z pierwszym zwycięstwem. Najmłodszym mistrzem świata już nie będzie, ale pokonał siedmiokrotnego zdobywcę tytułu, Lewisa Hamiltona i tak przeszedł do historii. A całą Holandię w niedzielę pokryje pomarańczowy dym z rac, gdy świętować będą jego wyjątkowi kibice.
Jeszcze na pięć okrążeń przed końcem rywalizacji w Abu Zabi Verstappen tracił do prowadzącego Lewisa Hamiltona kilkanaście sekund. Samochód bezpieczeństwa, który wyjechał na tor po tym, jak Nicholas Latifi rozbił swój bolid w końcówce okrążenia toru Yas Marina, umożliwił mu jednak zyskanie przewagi miękkich opon nad Hamiltonem i szaloną pogoń na ostatnim okrążeniu, wyprzedzenie Brytyjczyka i przekroczenie linii mety na pierwszym miejscu! To scenariusz, którego nikt by nie wymyślił, w który nikt by nie uwierzył. A był tym, który się spełnił.
- Łączą wyścig z wielką imprezą - mówił Sport.pl o fanach Verstappena Rick Jansen, czyli DJ Admin, który prowadzi doping na trybunach zarezerwowanych dla holenderskich kibiców. - Potrzebują muzyki, trochę piw i Maxa Verstappena. Dużo kibicują w trakcie jazdy, ale nie tylko. Przed każdą sesją zaczyna się typowa holenderska impreza: jest taniec, darcie gardeł, a podczas treningów, kwalifikacji i wyścigów zaczyna się zwykły doping dla kierowców - opisywał.
"Naar links! Naar rechts! O, wat een feest!" - tak śpiewają najczęściej i zgodnie ze słowami piosenki podskakują w lewo i prawo tak wysoko i mocno, że mogłaby z nimi chodzić cała trybuna. Zajęli niemalże cały tor w Zandvoort podczas pierwszego domowego dla Verstappena GP Holandii w tym sezonie. Odpalali race, z których pomarańczowy dym przedostawał się na tor, tańczyli, skakali i dopingowali ulubieńca. Niektórzy w tradycyjnych pomarańczowych barwach Holendrów, inni bez koszulek, a pozostali zapewne w ubraniach z kolekcji Red Bulla, dla którego jeździ kierowca. - "Links Rechts" to taka imprezowa i taneczna piosenka, więc oczywiście jest bardzo popularna. Do tego "Wilhelmus", czyli hymn Holandii, staje się powoli hymnem Formuły 1 - stwierdził Jansen. Najlepiej pamięta wygraną Verstappena w Austrii sprzed dwóch lat, gdzie przeznaczona dla Holendrów trybuna wręcz eksplodowała. I nie jest w stanie opisać tego, co działo się w tym roku w Zandvoort.
Verstappenowi poświęcono nawet specjalny utwór. Nagrany z przymrużeniem oka przez trójkę przyjaciół tworzących grupę Pit Stop Boys klip do utworu "Super Max", który przypomina nieco polskie disco polo, ma już ponad cztery miliony wyświetleń na YouTubie. Sam Verstappen jest już nim nieco zmęczony, ale fani nadal lubią sobie do niego potupać nóżką na torze. W internecie stał się memem odświeżanym przy jego kolejnych sukcesach, ale jego refren zna już chyba każdy fan F1. - Kiedy pojawia się podczas imprezy na torze, zawsze słyszę, jak śpiewają. Gdyby grali to w radiu, pewnie by ich to wkurzało. To jednak taki mały żart, puszczenie oka. Słowa zna nawet kierowca McLarena Lando Norris. Mnie się podoba - śmiał się DJ Admin.
Mówimy o GP Holandii jako domowym wyścigu Verstappena, bo reprezentuje ten kraj, ale tak naprawdę ma kilka miejsc, w których mógłby się czuć jak w domu. Tor w Austrii to zawsze miejsce wielkiego święta Red Bulla, gdzie pojawiała się "trybuna Maxa Verstappena", a dużo fanów kierowcy dociera jeszcze do Belgii na Spa-Francorchamps. To dlatego, że Verstappen tak naprawdę urodził się właśnie w tym kraju, w miejscowości Hasselt, a jego mama Sophie Kumpen jest Belgijką. Max ma podwójne obywatelstwo.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Jego tata, Jos, to były kierowca Formuły 1, któremu dwa razy udało się nawet stanąć na podium. Mama startowała w kartingu, a z motoryzacją był związany jeszcze wuj Anthony, który jeździł w serii NASCAR.
Ale Max nie miał łatwej młodości - jego rodzice rozeszli się, gdy miał jedenaście lat. Jos został oskarżony o napaść na Sophie, ale w sądzie nie udowodniono mu winy. Odpowiedział jednak za grożenie jej w wysyłanych wiadomościach i złamanie zakazu zbliżania się, za co ukarano go trzema miesiącami więzienia w zawieszeniu i grzywną. Jego syn trzymał się jednak bliżej Josa niż Sophie - mamę regularnie odwiedzał, ale to ojciec kierował jego wczesną karierą kierowcy. Zaczął jeździć w kartingu już, gdy miał 4,5 roku i wielu już wtedy wiedziało, że dotrze do Formuły 1, jak jego tata.
A kolejnych kontrowersji wokół jego ojca nie brakowało - w 2011 r. zaatakował swoją byłą dziewczynę, choć twierdził, że tylko z nią rozmawiał. Znajomi twierdzili, że miał uwiesić się na jej szyi i próbować ją udusić, a gdy zdał sobie sprawę z tego, że jest obserwowany, miał stwierdzić, że chciał ją przytulić. Rok później oskarżono go o próbę morderstwa innej kobiety, z którą wcześniej był w związku. Miał chcieć potrącić ją samochodem. Ponownie nie został jednak skazany, a jedynie pouczony.
Niespodziewanie sporo o Verstappenie ma do przekazania postać dobrze kojarzona przez polskich kibiców. Vital Heynen, który do niedawna pełnił funkcję trenera reprezentacji siatkarzy, jest także sąsiadem holenderskiego kierowcy. Ten sporą część spędził w Maaseik, rodzinnym mieście Heynena.
- Mieszkam dwa domy od domu jego matki - mówił Sport.pl Heynen. - Mają całkiem spore mieszkanie, choć nie bardzo luksusowe. Niedawno je trochę rozbudowali. Gdy Max był młodszy, często widywałem go, gdy odwiedzał mamę. Nie wiedziałem, czy tu mieszka, ale spędzał z nią sporo czasu. Nigdy nie rozmawialiśmy, ale jak to sąsiad, czasem obserwuję sobie, co dzieje się wokół domu. Teraz jest tu rzadziej, bo mieszka w Monako. Gdy podjeżdża samochodem, zazwyczaj to niezbyt luksusowe auto, bo nie chce rzucać się w oczy. Ale kiedyś widziałem, że ma tu nawet jedno Ferrari - zdradził Belg.
- Bardzo mu kibicuję - wskazał szkoleniowiec. - Wiem, że ma wielki talent i to ciekawe pomyśleć, że częściowo widziałem, jak dorastał. Teraz jest tylko ciut popularniejszy i bogatszy ode mnie, prawda? Zaraz mogę nie być już nawet jedynym mistrzem świata na swojej ulicy - śmiał się Vital Heynen.
Pierwsze sukcesy w kartingu Verstappen odnosił w wieku ośmiu lat. W 2006 r. zdobył pierwsze mistrzostwo Belgii, a rok później krajowy tytuł w Holandii. Wkrótce trafił do włoskiego zespołu CRG startującego w najbardziej prestiżowych wyścigach, w tym mistrzostwach Europy, czy serii WSK, które młody Verstappen oczywiście wygrywał. - Od początku było widać, że będzie wielkim kierowcą. Po talencie i umiejętnościach - stwierdził w rozmowie dla Sport.pl Giancarlo Tinini, szef CRG nazywany odkrywcą Verstappena.
- Mógłbym powiedzieć, że praktycznie widziałem, jak rodził się Max, bo jego rodzice byli oboje kierowcami kartingowymi, którzy współpracowali z CRG, więc od dawna znałem się z Verstappenami. Dla Maxa jego tata był obiektem kultu, choć szybko i Jos zaczął podziwiać to, jak jeździ jego syn. Max słuchał go zawsze i wszędzie. Ich relacja układała się dobrze, jak nasza. Pamiętam, że na jednym treningu, gdy jeszcze nie skończył trzynastu lat, trenował przed rozpoczęciem sezonu i nikt nie mógł go doścignąć. Był najszybszy na każdym torze, zawsze - wspominał Tinini.
Według Włocha Verstappen nie różnił się niczym od swojej dorosłej wersji. - Dziś jest taki sam. Był normalny, jak inne dzieci, ale podchodził do wszystkiego na poważnie. Kiedyś jako młody chłopiec ubrał się w garnitur, bo twierdził, że powinien tak wyglądać w przyszłości. Chciał się przyzwyczaić - śmiał się Tinini. - Zawsze stał gdzieś koło swojego kartu, czyścił kask, był w pełni skupiony na pasji. Gdy był dzień wyścigu, nie myślał o niczym innym. Dopiero jak skończył się ścigać, szedł się bawić z innymi - dodał.
- Jego styl jazdy był agresywny i to zostało mu do teraz. Ale to dobra cecha, zwłaszcza że już od dawna umie to wyrównywać z chłodnymi reakcjami w trudnych sytuacjach - ocenił Tinini. - Jego najgorszy okres przyszedł, gdy jeździł w KZ2 w Sarno (drugiej najbardziej prestiżowej kategorii kartingowej na świecie - red.). Wtedy nie wygrywał, bo nie mógł się opanować. Był nerwowy, ale wyciągnął z tego okresu mnóstwo wniosków - zapewnił. I pewnie ma rację, bo gdy później w wieku 15 lat jeździł dla CRG w KZ1, niemal od razu wywalczył mistrzostwo świata. Stał się najlepszym kartingowym kierowcą na świecie, choć pewnie nikt nie wyobrażał go sobie już rok później w bolidzie Formuły 1.
Verstappen szybko przesiadł się do bolidów jednomiejscowych. Co ciekawe w kontekście jego przyszłych losów, już wtedy był elementem rywalizacji Mercedesa z Red Bullem. Obie marki widziały go w programie swojej akademii młodych kierowców. I początkowo Verstappen podpisał kontrakt z Mercedesem. - To nie do końca tak, jak opisały to media. Podczas pierwszych dni w Mercedesie, gdy umowa nie została jeszcze oficjalnie ogłoszona, Red Bull zorientował się, że go straci. Dopiero wtedy przeszli do konkretów i przestawili własną propozycję. Była o wiele lepsza, Max poprosił o zmianę, a reszta jest historią - tłumaczył Giancarlo Tinini.
Jego pierwszą serią w bolidach stała się Florida Winter Series, gdzie spotkał się z Polakiem, Aleksandrem Bosakiem. - Poziom stawki w tamtym sezonie był naprawdę wysoki, bo do Formuły 1 później przebili się jeszcze Kanadyjczycy Nicholas Latifi i Lance Stroll. Czy Verstappen był od nas lepszy? Był szybszy w każdym aspekcie. Poza torem można było sobie zobrazować jego pasję oraz ogromną determinację i chęć odniesienia sukcesu - mówił Sport.pl Bosak.
Polak najlepiej wspomina kwalifikacje przed jednym z wyścigów na torze Homestead-Miami, gdy mógł walczyć o pole position. Zajął czwarte miejsce,a do Verstappena stracił niewiele. Bosak w najlepszym starcie przyjechał na metę piąty, Holender dwukrotnie wygrywał wyścigi amerykańskiej serii. W kolejnych miesiącach Verstappen jeździł w Formule 3, w której na koniec sezonu zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej, ale wyróżniał się na tyle, że władze Red Bulla od razu zdecydowały: nie ma co dłużej czekać. Holender najpierw dostał szansę w treningu przed GP Japonii w 2014 roku, a potem już jako podstawowy kierowca drugiego zespołu Red Bulla, Toro Rosso.
W nim przejechał 23 wyścigi i zdobył 62 punkty. Ustanowił też dwa rekordy - został najmłodszym debiutantem (17 lat, 166 dni) i najmłodszym kierowcą z punktami (17 lat, 180 dni). Kolejny, najbardziej niebotyczny przyszedł jednak nieco póżniej. Red Bull na początku sezonu 2016 dał szansę Verstappenowi i wpuścił go do głównego zespołu w F1 w miejsce Rosjanina Daniiła Kwiata. A Holender nie mógł sobie wymarzyć lepszego scenariusza, niż ten, który wydarzył się podczas jego debiutu w nowych barwach na GP Hiszpanii.
Na pierwszym okrążeniu wyścigu startujący z czwartego pola startowego Max Verstappen najpierw przebił się na trzecią, a potem na pierwszą pozycję po tym, jak zderzyli się i wypadli z toru dwaj kierowcy Mercedesa - Nico Rosberg i Lewis Hamilton. Holender nie dał się dogonić żadnemu z rywali i wygrał swój pierwszy wyścig w nowym zespole. Takiego debiutu nikt się nie spodziewał. A Verstappen przy okazji został najmłodszym zwycięzcą wyścigu i kierowcą z podium (18 lat, 228 dni). Gratulowali mu wszyscy. I twierdzili: właśnie widzieliśmy przyszłego mistrza świata.
W kolejnych czterech sezonach Red Bull nie miał jednak na tyle konkurencyjnego samochodu, żeby zagrozić Mercedesowi. Dwukrotnie kończył sezon na trzeciej pozycji w klasyfikacji generalnej, 41 razy stawał na podium, dziewięć razy wygrywał i trzykrotnie zdobywał pole position, ale realnie Mercedes i tak był z przodu. Verstappen musiał czekać aż do jego umiejętności dojdzie technika i siła zespołu Red Bulla. Ale być może sam dorósł do walki o tytuł. Padło na sezon 2021.
Rywalem Verstappena w walce o tytuł został siedmiokrotny mistrz świata, Lewis Hamilton. Holender dostał największe możliwe wyzwanie. Obu kierowców już lata temu porównywał Giancarlo Tinini. - Mówiłem wówczas, że są do siebie podobni, gdy mieli kilka spięć w walce na torze. Nie zmieniłem zdania. Są najlepszymi kierowcami ostatnich lat, być może jednymi z najlepszych w historii. Obaj idą własnymi ścieżkami, mają swój sposób na sukces i osiągają go krok po kroku. Są utalentowanymi, wyjątkowymi, urodzonymi zwycięzcami - wskazywał Włoch przed GP Arabii Saudyjskiej.
Holenderscy kibice kibicować Verstappenowi w większej liczbie przyjechali dopiero do Abu Zabi. - 3,5 tysiąca fanów pojawi się na torze Yas Marina, gdzie kończy się sezon. Będę tam grał na torze i imprezach po i przed każdą sesją, więc mam nadzieję, że to Max sięgnie po tytuł. Ostatnio to Hamilton odrabiał, więc fani pewnie powiedzieliby, że ma jakieś 45 procent szans. Jeden błąd może jednak zdecydować o wszystkim - przekonywał przed wyścigiem Rick Jansen.
I kibice Verstappena dostali najlepszy możliwy scenariusz: mistrzostwo po niewiarygodnym thrillerze, do końca trzymającym w napięciu. Co jest dla nich najlepsze? Że mogą powiedzieć: to chyba nie ostatni raz, kiedy tak się cieszymy. - Nie wiem, co wydarzy się z Lewisem Hamiltonem, ale pewnie przyjdzie czas, kiedy będzie musiał odejść. Wtedy nastanie czas Maxa Verstappena. Potrwa pewnie nawet sześć, czy siedem lat i wtedy to jemu ktoś będzie musiał rzucić wyzwanie. Ma przed sobą wielką przyszłość - przekonywał doświadczony dziennikarz i autor książek o Formule 1, Maurice Hamilton w rozmowie dla Sport.pl sprzed GP Abu Zabi. Trudno nie przyznać mu racji. Tytułem wywalczonym w 2021 roku Verstappen tylko rozszerzył sobie już wcześniej otwarte drzwi do świata wielkich postaci F1. Już teraz udowodnił swoją wartość, teraz zacznie ją potwierdzać.
W poniedziałek, 13 grudnia o godz. 20:00 zadebiutuje nowy program wideo premium – "Sport.pl Live". Będzie go można oglądać co tydzień na stronach głównych Gazeta.pl i Sport.pl, a także na platformie YouTube i Twitchu Sport.pl. W pierwszym odcinku głównym tematem będzie forma polskich skoczków narciarskich i rewolucyjna zmiana w sprzęcie, z której korzystają już nasi rywale. Naszym gościem będzie m.in Apoloniusz Tajner (prezes PZN). Więcej informacji dostępne tutaj: