Przed nami "title decider" w Abu Zabi - ostateczne starcie tego sezonu Formuły 1, którego stawką będzie mistrzowski tytuł kierowców i konstruktorów. O tym, czy większe szanse w tej walce ma Mercedes z Lewisem Hamiltonem, czy Red Bull z Maxem Verstappenem, rozmawiamy z Mauricem Hamiltonem. byłym komentatorem, a obecnie dziennikarzem z doświadczeniem ponad 30 lat pracy wokół F1 i autorem książek o tej serii, w tym wydanej w Polsce przez wydawnictwo Sine Qua Non biografii Nikiego Laudy "Naznaczony".
Maurice Hamilton: Ha, ha! No to zaczynamy z grubej rury. Według mnie wygra Lewis Hamilton. Z jednego prostego powodu: ma doświadczenie w momentach takich, jak ten. Wiem, że Max Verstappen stwierdził, że to tylko kolejny wyścig i tak trzeba do niego podejść. Ale wierzcie mi: widziałem wiele finałów mistrzostw świata w F1 na własne oczy i są inne. Jest więcej presji, która buduje się od samego początku weekendu.
Na Verstappena już spadło wiele pytań o jego zachowanie z GP Arabii Saudyjskiej, są tu jego kibice, czy dziennikarze z Holandii. To się nawarstwia. Hamilton doświadczył tego co najmniej dwa razy w kontekście ostatniego wyścigu sezonu. Wie, jak sobie z tym poradzić. Ale ten sezon był długi, każdy z nich miał swoje wzloty i upadki, więc kto wie? Jeśli pytasz mnie o wybór, biorę stronę Hamiltona, ale jestem po prostu ciekaw tego, jak to się skończy.
- Tak. Spójrzmy na GP Wielkiej Brytanii. Obaj szli równo w zakręcie Copse. Zderzyli się, Verstappen wyleciał z toru, uderzył w bandy, zakończył swój wyścig, a winą obarczono Hamiltona, który wygrał bez żadnej kary za ten incydent. To pewnie słuszny werdykt środowiska, ale w moich oczach Verstappen zyskałby wiele, gdyby tu nieco odpuścił. Dlaczego? Miał 33 punkty przewagi w klasyfikacji generalnej. To byłby mądry ruch. Ta sytuacja stała się być może kluczowym momentem walki Verstappena z Hamiltonem. On mógł wtedy uniknąć kolizji, a potem i tak zmierzyć się jeszcze z Lewisem, wyprzedzić go i powiększyć przewagę w mistrzostwach. Nawet jeśli tego by nie zrobił, na pewno nie straciłby aż tylu punktów, ile kosztowało go nieukończenie tamtego wyścigu.
Verstappen mógłby już dawno świętować zdobycie tytułu. Jego agresywność na torze może faktycznie zaszkodzić mu w walce na torze. Mam tylko nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy ten pomysł z kolizją obu kierowców, która dałaby mu tytuł ze względu na większą liczbę zwycięstw przy remisie w punktach w klasyfikacji generalnej. Oby nie zrobił, jak Ayrton Senna w 1990 roku i nie wypchnął Hamiltona z toru. Wydaje się jednak, że wszyscy go obserwują i są gotowi na ten scenariusz. Byłby bardzo naiwny.
- Zdecydowanie nie. Chcę też powiedzieć, że faktycznie w tej walce jest tak, że Max Verstappen jeździ, kierując się sercem i emocjami, a Lewis Hamilton rozumem i doświadczeniem. Wiele razy w tym sezonie nie wchodził w pewne gierki ze swoim rywalem - i na torze, i poza nim. To może być przewaga Hamiltona.
GP Abu Zabi będzie zresztą trudnym wyścigiem. Przed całym weekendem zmieniono przecież układ toru, co wpływa na degradację opon, a ta przekłada się na strategie zespołów. To kolejny ważny wątek, zwłaszcza po kwalifikacjach, po których przewagę możliwości kombinowania ze strategią ma Mercedes, ale Red Bull po świetnym występie Verstappena w Q3, zacznie na szybszej mieszance. Oba zespoły są świetne w wymyślaniu nowych rozwiązań, choć popełniały też błędy. Red Bullowi przyda się zapewne startujący z czwartego pola Sergio Perez, a Mercedes musi liczyć, że pozycje zyska Valtteri Bottas, który zacznie dopiero z szóstej pozycji.
- To dwie, zupełnie różne ery Formuły 1, więc to trudne, ale jest jeden element, przez który Michael Schumacher może przegrywać z Lewisem Hamiltonem w opiniach wielu kibiców i ekspertów. Nigdy nie podobał mi się sposób, w jaki Schumacher zdobył pierwszy tytuł w 1994 roku, po starciu z Damonem Hillem, jak zachował się w pojedynku z Jacquesem Villeneuvem w 1997, a nawet, jak potraktował Rubensa Barichelllo w 2010 roku na Węgrzech, gdy zepchnął go do ściany i prawie spowodował okropny wypadek. Nie powinien i nie musiał nigdy tego robić. Hamilton nie miał takich sytuacji i z tego powodu jest "czystszy". Tu dałbym mu dystans, który dzieli jego i Schumachera.
Ósmy tytuł Hamiltona to byłby niezwykły moment. Kiedy Michael wygrywał 91 wyścigów i siedem tytułów mistrzowskich, powiedziałem: game over. Jest po wszystkim, nikt tego nie pobije. I pojawił się Lewis. Teraz popełnię jednak ten sam błąd i powiem: nie widzę kolejnego kierowcy w najbliższym czasie, który wchodzi do Formuły 1 i dochodzi do ośmiu, czy dziewięciu mistrzostw świata. To jeszcze bardziej odległe, niż po czasach Schumachera.
- Lewis przez ostatnie sezony, od przegranej walki z Nico Rosbergiem, powtarzał, że chce dostać rywala na swoim poziomie. Że chce powalczyć o tytuł, próbować wszystkiego i zdobyć go w taki sposób. Dzięki Verstappenowi dostał taką szansę. To mistrzostwo smakowałoby inaczej, o wiele lepiej, wiedząc, ile pracy przez cały rok wykonał i jak trudno było pokonać Red Bulla i Verstappena.
- Na pewno Max ma przed sobą wielką przyszłość. Jest tak dobry i szybki, że potrzebuje tylko nieco odpuścić w chwilach, gdy balansuje na krawędzi i czasem z niej spada. Wtedy będzie kompletnym kierowcą. Zależy też, czy zespół, dla którego będzie dalej jeździł - Red Bull, czy ktokolwiek inny - da mu taki samochód, jak w tym roku. Jeśli tak, będzie nie do zatrzymania.
W przyszłym sezonie mamy jednak nowe zasady wdrażane do F1 i wiele osób ma nadzieję, że przyjdzie ktoś nowy, kto najlepiej zaadaptuje się do tych regulacji. Coś w stylu Mercedesa z początku ery hybrydowej, czyli 2014 roku, od kiedy zaczęła się ich dominacja. Będą ku temu faworytem także teraz, choć ciekawe, co przygotuje Red Bullowi jeden z największych mózgów w historii motorsportu, czyli Adrian Newey. Chciałbym jednak zobaczyć świeżą krew.
Nie wiem, co wydarzy się z Lewisem Hamiltonem, ale pewnie przyjdzie czas, kiedy będzie musiał odejść. Wtedy nastanie czas Maxa Verstappena. Potrwa pewnie nawet sześć, czy siedem lat i wtedy to jemu ktoś będzie musiał rzucić wyzwanie.
W poniedziałek, 13 grudnia o godz. 20:00 zadebiutuje nowy program wideo premium – "Sport.pl Live". Będzie go można oglądać co tydzień na stronach głównych Gazeta.pl i Sport.pl, a także na platformie YouTube i Twitchu Sport.pl. W pierwszym odcinku głównym tematem będzie forma polskich skoczków narciarskich i rewolucyjna zmiana w sprzęcie, z której korzystają już nasi rywale. Naszym gościem będzie m.in Apoloniusz Tajner (prezes PZN). Więcej informacji dostępne tutaj: