Mina Alonso mówi wszystko. Tak o tytuł walczą współcześni Senna, Schumacher, czy Lauda [WIDEO]

Jakub Balcerski, Karol Górka
Są jak współcześni James Hunt i Niki Lauda, Ayrton Senna i Alain Prost, czy Damon Hill i Michael Schumacher. Max Verstappen i Lewis Hamilton walczą o mistrzowski tytuł w jednej z najciekawszych rywalizacji w historii Formuły 1. Nie trzeba bać się takich słów. Można być wręcz pewnym, że dwa ostatnie wyścigi sezonu sprawią, że emocji w tym pojedynku będzie jeszcze więcej. Start walki o zwycięstwo w GP Arabii Saudyjskiej o 18:30. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Max Verstappen czy Lewis Hamilton? Red Bull czy Mercedes? Christian Horner czy Toto Wolff? Te pytania kibice Formuły 1 powtarzają przez cały sezon. I ku ich uciesze, choć do końca rywalizacji pozostały dwa wyścigi, wciąż nie znamy na nie odpowiedzi. To będzie fascynowało całe środowisko serii w trakcie rywalizacji w Arabii Saudyjskiej i Abu Zabi. Do tej pory liczyło się to, że doświadczamy najlepszego sezonu F1 od lat.

Zobacz wideo F1 2021 - zobacz pierwsze wideo z gry

Fani Formuły 1 dostali to, czego chcieli. Hamilton i Verstappen walczyli ze sobą od pierwszego wyścigu

Już 2020 rok dostarczył kibicom sporo emocji, wyścigów ze zwrotami akcji i ciekawych zwycięzców. Przywrócił pewien pierwiastek nieprzewidywalności, ale jedno się nie zmieniało: na czele wciąż był Mercedes, a rekord liczby tytułów mistrza świata wyrównał Lewis Hamilton. Dla jednych wielki wyczyn, dla innych przede wszystkim nuda i stagnacja. Większość środowiska po latach dominacji niemieckiego zespołu chce przełamania rywali, zmian na szczycie. 

I szybko okazało się, jak bardzo możliwe jest, że dostaną to, czego chcieli. Choć przez cały weekend z Grand Prix Bahrajnu otwierającym sezon, mimo że wyraźnie było widać, jak Red Bull zbliżył się tempem do Mercedesa, kibice i eksperci woleli być ostrożni. W wyścigu Verstappen i Hamilton stoczyli jednak pierwszą tak bezpośrednią walkę od miesięcy. Holender wyprzedził nawet rywala na kilka okrążeń przed końcem wyścigu, ale musiał oddać pozycję, bo zrobił to poza torem. Ostatecznie pierwszą bitwę wygrał Hamilton, ale wcale nie to było najważniejszą informacją płynącą z Sakhiru. Pojawiła się szansa na naprawdę interesującą rywalizację toczoną przez każdy kolejny weekend. Grand Prix Emilii-Romagni na torze Imola tylko potwierdziło, że tak właśnie będzie.

Tamburello. Pierwsza krew

Tamburello to kiedyś ostry i szybki zakręt słynny po śmiertelnym wypadku Ayrtona Senny z 1994 roku, a dziś szykana tworząca pierwsze hamowanie po prostej startowej toru Imola. To tam doszło do pierwszego bezpośredniego kontaktu między Hamiltonem a Verstappenem. To Holender był z przodu i wykorzystał to, pewnie wchodząc w szykanę i nie zostawiając miejsca rywalowi. Kierowca Mercedesa przejechał po tarkach na poboczu i stracił nieco części, a potem nie był już w stanie dorównywać tempem rywalowi.

Musiał jeszcze odrabiać straty po wypadnięciu z toru, ale dzięki czerwonej fladze i samochodowi bezpieczeństwa, mógł to zrobić o wiele szybciej, niż zapewne zakładał. Po dwóch wyścigach Hamilton prowadził o zaledwie dwa punkty przed Verstappenem. 

Baku. Niewykorzystane szanse

Kolejny ważny etap rywalizacji? Szósta runda MŚ w Azerbejdżanie. Hamilton powiększył przewagę dwoma wygranymi w Portugalii i Hiszpanii, a Verstappen triumfował w Monako. Na ulicznym torze w Baku obaj mieli jednak ogromnego pecha. Holender prowadził przez większość wyścigu, ale stracił panowanie nad samochodem najprawdopodobniej przez przebicie opony i uderzył w bandę na prostej startowej, przez co wypadł z rywalizacji.

Pocieszenie dla kierowcy Red Bulla mogła stanowić wpadka Hamiltona. Po wypadku Verstappena wywieszono czerwoną flagę i zarządzono restart wyścigu z pól startowych na dwa ostatnie okrążenia. Hamilton przestrzelił jednak hamowanie do pierwszego zakrętu i z pierwszej pozycji spadł na czternastą, kończąc wyścig tak, jak Verstappen bez punktów. Baku skończyło się zatem niedosytem dla obu kierowców, którzy nie wykorzystali szans na zgromadzenie przewagi nad rywalem. Szczególnie w przypadku Hamiltona, który mógł zyskać nawet 25 punktów nad rywalem z Red Bulla, a tak pozostał ze stratą czterech punktów do rywala. 

Copse. Musieli się zderzyć

W trzech kolejnych wyścigach - GP Francji, Austrii i Styrii - wygrał Verstappen. Miał 182, a Hamilton 150 punktów. Robiło się między nimi gorąco, zwłaszcza że Red Bull zyskiwał przewagę dzięki zastosowaniu ruchomego tylnego skrzydła, co dawało im wyższe prędkości na prostych. Mercedes próbował oczywiście swoich zagrywek, ale w tamtym momencie to rywale byli z przodu. Można było wysnuć prosty wniosek: Verstappen i Hamilton muszą się zderzyć. Przy takiej presji, walce i niemal ciągłych startach obu kierowców z pierwszego rzędu, obok siebie, to było nie do uniknięcia.

I się wydarzyło. W domowym Grand Prix Hamiltona - wyścigu na Silverstone w Wielkiej Brytanii Verstappen startował zza kierowcy Mercedesa, ale tuż po starcie szybko go doganiał. W zakręcie Copse znalazł się na wysokości Hamiltona i wydawało się, że wyprzedzi rywala. Ale Holender uderzył w kierowcę Mercedesa, który nie zostawił mu miejsca, wypadł z toru i mocno wpadł w bandę z opon. Tak skończył swój udział w wyścigu. Został odwieziony do szpitala, ale nic poważnego mu się nie stało. Później miał tylko pretensje, że Hamilton, który nie został ukarany za to starcie i wygrał wyścig, cieszył się na podium, zamiast stonować nastroje, bo nie było wiadomo, jak po kraksie czuje się Verstappen. Hamilton odrobił 25 punktów i tracił do rywala już tylko sześć. 

Następnie doszło do kilku kuriozalnych zdarzeń. Na Węgrzech Hamilton był dopiero trzeci po szalonej pogoni za podium przez zły dobór opon, a Verstappen po tym, jak wjechał w niego Valtteri Bottas, kolega Hamiltona z Mercedesa, miał spore uszkodzenia w samochodzie i dojechał dopiero dziewiąty. Wygrał za to przedziwny wyścig o GP Belgii, który trwał dwa okrążenia ze względu na intensywne opady deszczu. Przyznano połowę punktów, więc Holender dostał 12,5, a Hamilton, który był trzeci, tylko 7,5. W domowym dla Verstappena GP Holandii ten dał swojej publiczności powody do świętowania - wygrał z niewielką przewagą nad Hamiltonem i w klasyfikacji generalnej na dziewięć wyścigów przed końcem sezonu był z przodu, o trzy punkty przed swoim przeciwnikiem. 

Variante del Rettifilo. Kto miał więcej do stracenia?

Emocje na tym się jednak nie skończyły. W GP Włoch na torze Monza Verstappen jechał na drugiej, a Hamilton na czwartej pozycji. Obaj zaliczyli jednak fatalne zmiany opon, które sprawiły, że nagle znaleźli się obok siebie, w tym samym miejscu na torze. Tuż przed Variante del Rettifilo, czyli słynną szykaną otwierającą legendarny włoski tor. 

Pytanie brzmiało: kto odpuści? A odpowiedź: nikt. Verstappen był minimalnie za Hamiltonem, który nie zostawił mu wiele miejsca, żeby ten zmieścił się w szykanie obok niego. Holender za wszelką cenę chciał się tam jednak wepchnąć i zderzył się z rywalem. Tył bolidu Red Bulla wzbił się w powietrze i spadł na samochód Mercedesa. Cudem i dzięki systemowi Halo groźnych obrażeń głowy uniknął Hamilton, ale u obu kierowców wypadnięcie w ten sposób z toru oznaczało koniec wyścigu. Winą można obdzielić obu, a skutkiem sytuacji był status quo w klasyfikacji generalnej. Verstappen wciąż o trzy punkty z przodu. 

Meksyk i Sao Paulo. Zwroty akcji

Każdy weekend sezonu miał w sobie sporo rywalizacji obu kierowców, ale te kolejne były nieco spokojniejsze w przypadku bezpośrednich pojedynków. W Rosji po zmianie warunków na deszczowe w końcówce wyścigu wygrał Hamilton przed Verstappenem. Potem przyszedł czas małej "dominacji" Red Bulla - Verstappen drugi, a Hamilton piąty w Turcji, a następnie dwukrotne zwycięstwo Holendra z Brytyjczykiem na ogonie. W klasyfikacji było 19 punktów na korzyść Verstappena. 312,5 punktu do 293,5. Niektórzy pytali: To co, pozamiatane?

A tu przyszedł zwrot akcji. Mercedes załatwił usprawnienia silnika Hamiltonowi, a ten w Grand Prix Sao Paulo dokonał niemożliwego. Wygrał wyścig, choć przez cały weekend - wyścig sprinterski i główny - przebijał się z dwudziestego pola startowego przez kary za nieregulaminową szerokość szczeliny pozwalającej na użycie systemu DRS służącego do wyprzedzania i wymianę części silnika. Odrobił łącznie aż 25 pozycji! Wszystkiemu towarzyszyła wojenka pomiędzy Red Bullem a Mercedesem nazwana "aferą DRS" - szefowie krytykowali nawzajem siebie, działania kierowców i władz F1, a na koniec grozili protestami i zabraniem sprawy przed trybunał. Skupmy się jednak na wątkach sportowych: Hamilton zyskał wyraźną przewagę, bo świetne tempo zaprezentował też w Katarze, gdzie wygrał przed Verstappenem.

Dżudda i Abu Zabi. Decydujące kroki

I jesteśmy tu. Dżudda, Arabia Saudyjska, 5 grudnia. Lewis Hamilton jest drugi w klasyfikacji generalnej, ma 343,5 punktu. Max Verstappen, lider mistrzostw świata, wyprzedza go o osiem punktów. Już w ten weekend Holender może zdobyć swój pierwszy tytuł w karierze. Ale jeden błąd może go kosztować straty, których już do Hamiltona nie odrobi, choćby w ostatniej rundzie w Abu Zabi pojechał najlepszy wyścig w życiu. 

Zresztą kto wie, czy takim minibłędem nie okaże się uderzenie w bandę w końcówce okrążenia podczas sobotnich kwalifikacji. Holender jechał fantastycznie, z przewagą około 0,2 sekundy nad Mercedesami, po pole position. Ale uślizg tyłu bolidu po ostatnim zakręcie sprawił, że uderzył w bandę i zakończył sesję przedwcześnie, kilkadziesiąt metrów od linii mety i zdobycia upragnionego pierwszego pola startowego. 

Poziom rywalizacji pomiędzy Hamiltonem a Verstappenem najlepiej oddaje to, jak na tę sytuację reagowali Fernando Alonso i Daniel Ricciardo w strefie wywiadów. Mina doświadczonego Hiszpana była bezcenna, nie mógł uwierzyć, że Holender jedzie tak szybko i tak ryzykuje. Widział, że tworzy coś wielkiego, ale na nieszczęście Verstappena ryzyko się nie opłaciło. Start z trzeciego pola to jeszcze żaden dramat, ale kolejna, niepotrzebna strata do Mercedesów. Choć pewnie inaczej, niż jazdą na limicie by ich nie pokonał. 

Czas zatem na decydujące kroki obu kierowców. Wiemy już, że Verstappen nie będzie się bał ryzyka. Hamilton musi liczyć na osiągi swojego bolidu i jego niezawodność. To on goni i ma już teraz najwięcej do stracenia. Jego błąd będzie kosztował jeszcze więcej, niż rywala, bo żeby pozostać w walce o tytuł bez ukończenia wyścigu, musiałby liczyć na problemy Verstappena. Ta rywalizacja to przeniesienie do nowoczesnej Formuły 1 klasycznych pojedynków: Jamesa Hunta i Nikiego Laudy, Ayrtona Senny i Alaina Prosta, czy Damona Hilla i Michaela Schumachera. Każdy z nich był na swój sposób wyjątkowy i niech ten też będzie. Obojętnie, czy zakończy się już w Arabii, czy dojdzie do decydującej potyczki w Abu Zabi. Początek walki o zwycięstwo w GP Arabii Saudyjskiej o 18:30 polskiego czasu. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Więcej o: