Siedem tytułów mistrza świata, 102 zwycięstwa, 102 starty z Pole Position i rekordy, które długo pozostaną niepobite. Czy mający pękającą w szwach gablotę z pucharami Lewis Hamilton mógł osiągnąć więcej? Na to wygląda, choć dziś brzmi to nieprawdopodobnie.
Ale wystarczy przypomnieć sobie 2007 r. i debiutancki sezon Hamiltona, kiedy miał on szansę na tytuł mistrza świata, ale popełnił fatalne błędy w dwóch ostatnich rundach. W GP Chin zakopał się w żwirze przy zjeździe do alei serwisowej. A podczas kończącego sezon GP Brazylii stracił kilka cennych pozycji, włączając limiter prędkości na prostej, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. I zamiast sensacyjnego tytułu na początek kariery w F1, przyszło wielkie rozczarowanie - stratę aż 17 punktów do Hamiltona odrobił Kimi Raikkonen i wyprzedził Brytyjczyka o jeden punkt.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
To doświadczenie przydało się już rok później, gdy w bezpośredniej walce był właściwie bezbłędny. To dało mu pierwszy tytuł mistrza świata, gdy w ostatnim wyścigu sezonu obronił przewagę nad Felipe Massą. Czy ktoś jednak mógł wówczas przypuszczać, że to pierwszy z siedmiu wielkich triumfów Brytyjczyka?
Ale Hamilton i tak ma prawo czuć niedosyt. W 2016 r. przegrał z zespołowym partnerem, Nico Rosbergiem. Wydawało się, że Niemiec nie powinien mieć szans na zdobycie mistrzostwa, ale - jak sam potem przyznał - doświadczenia z 2015 r. sprawiły, że był gotów zrobić niemal wszystko, by pokonać Brytyjczyka.
Rok później podczas GP USA Hamilton zapewnił sobie trzeci w karierze tytuł. Na starcie wypchnął Rosberga z toru, ale ten w trakcie wyścigu wrócił na pozycję lidera. W decydującym momencie popełnił jednak błąd na mokrej nawierzchni i dał się wyprzedzić Brytyjczykowi.
- To było decydujące. Nigdy więcej nie chciałem ponownie doświadczyć tego uczucia. To było okropne. Strach przed tym uczuciem naprawdę mi wtedy pomógł - mówił Rosberg już po zakończeniu kariery.
Rosberg był w 2016 r. niemal bezbłędny, z kolei Hamiltona trzymały się problemy techniczne. W Chinach czy Belgii musiał startować on z końca stawki, w Malezji po wybuchu silnika stracił niemal pewne zwycięstwo. Z kolei w Hiszpanii Niemiec pokazał, że nie będzie już zostawiał swojemu koledze z ekipy tyle miejsca, co wcześniej. Tuż po starcie zderzyli się ze sobą, odpadając z wyścigu.
Ale Rosberg przez cały sezon korzystał z tego, że był w klasyfikacji generalnej z przodu i nie musiał już bić się o każdy punkt. Przyznał, że był gotów na kolejne kolizje, gdyby pojawiła się taka konieczność. - Zintensyfikowałem agresję na torze. To była przemyślana strategia - zdradził po latach.
Hamilton postawiony pod ścianą przed ostatnim wyścigiem wiedział, że nie wystarczy mu zwycięstwo. I starał się za wszelką cenę spowalniać Rosberga, by dać innym szansę na wyprzedzenie Niemca. Był wielokrotnie pospieszany przez swojego inżyniera, ale jasno odpowiadał, że nie zamierza tego robić. - W tej chwili tracę tytuł, więc naprawdę mam gdzieś, czy wygram, czy przegram ten wyścig - mówił wówczas przez radio.
Rosberg presję napierającego Vettela jednak wytrzymał, dojechał do mety na drugim miejscu i zdobył tytuł. Walka z Hamiltonem kosztowała go jednak tak wiele, że tydzień później ogłosił, że odchodzi z Formuły 1. Hamilton po odejściu Niemca zdobył cztery kolejne tytuły, wyrównując rekord Michaela Schumachera.
Hamilton smak porażki poczuł jednak jeszcze przed wejściem do Formuł. Po trzecią porażkę Brytyjczyka w walce o tytuł trzeba cofnąć się aż do 1999 r. Wówczas Hamilton ścigał się jeszcze w kartingu, z - jak się później okazało - najlepszymi kierowcami swojego pokolenia. Najlepszy był wówczas - aktualnie mało komu znany - Reinhard Kofler.
Choć wielkiej kariery ostatecznie nie zrobił, zapisał się jako jeden z trzech, którzy zdołał pokonać Hamiltona w walce o tytuł. Niemiec dokonał tego w walce o mistrzostwo Europy. Co ciekawe, pokonał wówczas nie tylko Brytyjczyka, ale także m.in. Roberta Kubicę i Nico Rosberga.
W tym momencie wydawało się, że będzie miał przed sobą otwarte drzwi do wielkiej kariery. - Wiele osób podchodziło mnie z wielkimi ofertami. Musiałem tylko podjąć właściwą decyzję - przyznał Kofler. Wybrał wówczas program juniorów Red Bulla, z którego wywodzą się Sebastian Vettel, Daniel Ricciardo czy Max Verstappen. W 2004 roku ich drogi się rozeszły, a Kofler nigdy nawet nie zbliżył się do Formuły 1.
- Nigdy nie zapomnę lat spędzonych w kartingu. Ale tak naprawdę to już przeszłość - mówił w 2019 r. Skupił się ostatecznie na wyścigach w Niemczech, gdzie wygrał m.in. 24-godzinny wyścig na legendarnym torze Nurburgring.
Czy Max Verstappen dołączy do grona zaledwie trzech kierowców, którzy byli w stanie wywalczyć tytuł mistrzowski w walce z Lewisem Hamiltonem? Do końca rywalizacji pozostały już tylko dwa wyścigi, a Holender wydaje się być minimalnie z przodu, mając osiem punktów przewagi w klasyfikacji generalnej.