Michael Schumacher przez lata był skrywany przed światem i mediami. Po swoim wypadku na nartach we francuskich Alpach, gdy stało się jasne, że nie wróci do swojego "normalnego" życia, żona niemieckiego kierowcy zakazała publikowania jakichkolwiek informacji na temat stanu zdrowia 7-krotnego mistrza świata F1.
Po premierze filmu "Schumacher" pojawiły się głosy, że słowa Corinny Schumacher można zinterpretować w ten sposób, że Niemiec po swoim wypadku został przykuty do łóżka i nie ma kontaktu ze światem. Do tej pory nikt jednak oficjalnie nie potwierdzał takich informacji. Rodzina chciała za wszelką cenę ukryć szczegóły, ale Pierro Ferrari powiedział chyba zbyt wiele.
Syn założyciela słynnej marki - Enzo Ferrariego - odbierał nagrodę Mecenate dello Sport w Rzymie. Włoch przypomniał o Michaelu Schumacherze, podkreślając, że ten wciąż żyje. - Przykro mi, że rozmawiamy o nim tak, jakby już nie żył. Michael nie jest martwy. Nadal jest z nami, jednak nie może się komunikować - powiedział, zdradzając informacje o stanie zdrowia Niemca.
Opowiedział także historię sprzed lat, jeszcze sprzed wypadku Schumachera. - Miałem zaszczyt gościć Schumachera w moim domu. Oddaliśmy się butelce czerwonego wina. Bardzo lubił te spokojne i intymne chwile. Był prostym, jasnym i precyzyjnym człowiekiem - dodał Ferrari.
Małżonka siedmiokrotnego mistrza F1 Corina Schumacher jest odpowiedzialna za decyzję o odcięciu go od jakichkolwiek kontaktów z jej mężem. - Do teraz nie otrzymałem ani jednego telefonu czy listu. Boli mnie to, że usunęła mnie ze swojego życia. Wykasowali mnie. Po tylu latach traktują mnie jak zużytą oponę. Dlaczego nie wolno mi odwiedzać Michaela? Za co jestem karany? - przyznał Willi Weber, który przez lata był jego menedżerem, w wywiadzie dla RTL.