Lewis Hamilton nie wytrzymał po GP Belgii. "Farsa. Powinniśmy byli to nazwać quits"

Grand Prix Belgii to "farsa". Tak stwierdził Lewis Hamilton, który skrytykował decyzję sędziów o starcie. - Nie było ani jednego momentu, w którym moglibyśmy się ścigać - podkreślił kierowca.

W trakcie ostatniego Grand Prix doszło do wielu kontrowersyjnych sytuacji. Najbardziej odczuł to Lando Norris, który szedł przez kwalifikacje do Grand Prix Belgii Formuły 1 jak burza i był faworytem do sensacyjnego pole position na niedzielny wyścig. Wszystko przerwała jednak fatalna decyzja sędziów. 

Zobacz wideo Bolid eksplodował niczym bomba. Te systemy uratowały życie Romaina Grosjeana [F1 Sport #37]

Brytyjczyk rozpoczął sesję Q3 wyjazdem na bardzo mokrym torze na oponach deszczowych. Jeszcze przed rozpoczęciem okrążenia narzekał na zbyt duże gromadzenie się wody na torze, czyli aquaplaning, a Sebastian Vettel z Astona Martina sugerował, że sędziowie powinni wywiesić czerwoną flagę. Tego jednak nie zrobili. Chwilę później Norris na dolnej części wzgórza stracił panowanie nad McLarenem i  potężnie uderzył w bariery z opon, a jeszcze dobre kilkadziesiąt metrów obracał się na torze z dużą prędkością

Lewis Hamilton reaguje na decyzję sędziów. "Money talks"

Zdaniem Lewisa Hamiltona Grand Prix Belgii wystartowało tylko po to, aby zabezpieczyć oficjalny wynik. Finalnie kierowcy wjechali na tor zaledwie na dwa okrążenia, ponieważ zgodnie z zasadami wtedy zostają przyznane punkty. Dodajmy, że bolidy prowadził samochód bezpieczeństwa. - Powinniśmy byli to nazwać "quits", nie ryzykować zdrowia kierowców i co najważniejsze zwrócić pieniądze fanom, którzy są sercem naszego sportu - napisał na Instagramie. 

 

- Nie było dziś momentu, w którym w którym moglibyśmy się ścigać - dodał Hamilton. W rozmowie z telewizją "Sky" przyznał natomiast, że "sport dokonał dziś złego wyboru", a wspomniane dwa okrążenia zostały przeprowadzone przez "money talks".  To w wolnym tłumaczeniu można rozumieć, jako chęć zarobienia przez organizatorów GP. 

Stacja "BBC" przyznaje, że FIA odpowiedziała na zarzuty Lewisa Hamiltona twierdząc, że "plan był taki, aby zrobić wszystko co możliwe, żeby spróbować przeprowadzić wyścig". Ostatni start pojazdów, zdaniem Michaela Masiego dyrektora wyścigu, został przeprowadzony w celu "sprawdzenia, jakie są warunki na torze".

- Wszyscy celowaliśmy w okienko, które naszym zdaniem się rozpoczęło. Wydawało nam się, że jest tam pasmo pogodowe, w którym możemy się trochę pościgać. Ale wszyscy widzieliście, jak szybko zmienia się pogoda na tym obiekcie i pogoda pogorszyła się tak szybko, że nie mogliśmy - powiedział Masi. Następnie Formuła 1 przerwała wyścigi, ponieważ warunki pogodowe uniemożliwiły bezpieczne wprowadzenie zawodników na tor. Według zasad połowa punktów zdobytych w wyścigu powinna zostać przyznana. Warunkuje to ukończenie dwóch okrążeń i mniej niż 75 proc. wyścigu.  

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.