Nie da się ukryć, że Lewis Hamilton nie ma ostatnio zbyt dobrej passy. Po spowodowaniu wypadku z udziałem Maxa Verstappena podczas GP Wielkiej Brytanii kibice holenderskiego kierowcy nie pałają do niego zbyt dużą sympatią. Aktualny mistrz świata F1 odczuł to przede wszystkim w trakcie GP Węgier, gdzie buczały i gwizdały na niego całe trybuny.
Siedmiokrotny mistrz świata F1 i wielokrotny rekordzista jest uznawany w swojej ojczyźnie za bohatera narodowego. Nie oznacza to jednak, że wszyscy rodacy mocno doceniają jego dokonania. W cotygodniowym felietonie w brytyjskiej prasie 36-latek został zaatakowany przez byłego prowadzącego "Top Gear" Jeremy'ego Clarksona.
"Hamilton potrzebuje klapsa. Większość ostatniego wyścigu F1, pełnego emocji, spędził na rozmowach przez radio i narzekaniu na Alonso i twierdzeniu, że ten oszukuje. Potem na podium stwierdził, że odczuwa skutki long-COVID. Wydaje mi się, że to był inny sposób na powiedzenie: Proszę, zignorujcie fakt, że Esteban Ocon wygrał wyścig i zostałem pokonany przez nowicjusza. To ja jestem prawdziwym bohaterem i nie zapominajcie o tym" - stwierdził.
W dalszej części felietonu Clarkson ponownie nie szczędził gorzkich słów w stronę Hamiltona. "Przepraszam Lewis, ale jeśli zachowujesz się w taki sposób, to nie oczekuj niczego innego. Aha, zapomniałbym. Zapłać w końcu podatki" - podsumował. Ostatnie zdanie dotyczy faktu, iż 36-latek od lat mieszka w Monako i nie płaci podatków w Wielkiej Brytanii, co wywołuje sporo emocji wśród jego rodaków.
Nie po raz pierwszy Jeremy Clarkson postanowił wbić szpilkę Hamiltonowi. Ostatnia podobna sytuacja miała miejsce po GP Węgier, kiedy to Brytyjczyk na skutek błędu strategicznego pozostał sam na polach startowych. Pozostali kierowcy zjechali do alei serwisowej w celu zmiany opon, co w kontekście złej pogody było dobrą decyzją.
"Sprytne. Hamilton jedyny na torze. W ten sposób w nikogo nie uderzy" - krótko skwitował zachowanie 36-latka Clarkson na Twitterze. Były prowadzący "Top Gear" odniósł się w ten sposób do wypadku z udziałem Hamiltona i Verstappena.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!