George Russell to bohater ostatnich tygodni F1. Brytyjczyk podczas Grand Prix Bahrajnu awaryjnie zastąpił Lewisa Hamiltona, który zakaził się koronawirusem. Russell w bolidzie Mercedesa spisał się znakomicie, przez większość wyścigu zmierzając po zwycięstwo. Najpierw przeszkodzili mu jednak mechanicy, a później pech - 22-latek przebił oponę.
Ostatecznie Russell zajął 9. miejsce, ale wiadomo, że gdyby nie problemy z bolidem, bez problemu znalazłby się w pierwszej trójce. Wielu ekspertów chwali młodego Brytyjczyka. Wielu twierdzi też, że swoim występem obnażył on słabość F1, w której rola kierowcy coraz bardziej się marginalizuje. Russell w Williamsie, w którym jeszcze w ubiegłym roku jeździł Robert Kubica, nie był w stanie zdobyć choćby punktu. W pierwszym wyścigu w Mercedesie prawie udało mu się wygrać. To pokazuje, że właściwie o wszystkim decyduje moc maszyny, a czynnik ludzki ma coraz mniejsze znaczenie.
- To, że wszyscy kierowcy są bardzo zbliżeni pod względem prędkości, to akurat prawda, ale z drugiej strony nie jest tak, że w kategoriach, w których wszyscy dysponują dokładnie takim samym sprzętem, wszystkie zespoły mają takie same bolidy. Mimo że wyglądają tak samo - w rozmowie z Cezarym Gutowskim skomentował Robert Kubica.
- Dla mnie to, co zdarzyło się w Bahrajnie po przejściu George’a Russella do Mercedesa, nie było żadnym dziwnym zjawiskiem. To był normalny scenariusz. Są zespoły lepsze i gorsze. Są większe, które radzą sobie gorzej, i mniejsze, które radzą sobie lepiej. Sytuacja zmienia z roku na rok, a czasami z miesiąca na miesiąc, a nawet z dnia na dzień. Takie jest DNA tego sportu i tyle - dodał Kubica.