F1 odzyskała nieprzewidywalność! Wygrał kierowca, który na pierwszym okrążeniu był ostatni!

Jakub Balcerski
Za nami jeden z najdziwniejszych wyścigów Formuły 1 w ostatnich latach. Mercedesy na szesnaście okrążeń przed końcem rywalizacji jechały po dublet. Jednak ich fatalne pit stopy, które wyglądały jak skecze Monty Pythona i przebita opona w samochodzie George'a Russella sprawiła, że wyścig wygrał Sergio Perez. A Meksykanin na pierwszym okrążeniu po kraksie był ostatni.

GP Bahrajnu przejdzie do historii ze względu na wypadek Romaina Grosjeana, który Francuz ledwo przeżył. A rozegrane tydzień później na nieco zmienionej nitce tego samego obiektu GP Sakhiru, będzie nie do zapomnienia z powodów, na które liczyli fani Formuły 1. Czyli być może jednej z najciekawszych rywalizacji o zwycięstwo w ostatniej dekadzie. 

Zobacz wideo Romain Grosjean był wielkim przeciwnikiem tej zmiany. Teraz może jej dziękować za życie

Kraksa na pierwszym okrążeniu. Odpadli Verstappen i Leclerc

Z pole position startował Valtteri Bottas przed Georgem Russellem. Brytyjczyk jechał jako kolega zespołowy Fina, zastępując zakażonego koronawirusem Lewisa Hamiltona. I ruszył świetnie, obejmując prowadzenie. Dużo działo się za jego plecami. Świetną walkę toczyło trzech zawodników - Max Verstappen z Red Bulla, Sergio Perez z Racing Point oraz Charles Leclerc z Ferrari. Ten ostatni wywołał ogromne zamieszanie i kraksę w jednym z zakrętów. Uderzył w Sergio Pereza i uszkodził swoje lewe przednie zawieszenie, wypadając z toru. Jadący za nim Verstappen chciał ominąć obu kierowców, ale stracił panowanie nad swoim samochodem i zakończył wyścig, uderzając w bandę.

Tym samym Verstappen i Leclerc stracili ogromną szansę na możliwe podium lub nawet zwycięstwo w wyścigu bez najlepszego kierowcy tego sezonu. Szefowie ich zespołów po całej sytuacji byli załamani. Obaj mieli duże szanse ukończenie rywalizacji na wysokiej pozycji. Sergio Perez wrócił na tor na dopiero osiemnastej pozycji. Leclerc po wyścigu za swoje zachowanie został ukarany przesunięciem o trzy pozycje na starcie GP Abu Zabi. 

Katastrofa Mercedesa i dramat Russella

Z przodu nic nie zmieniało się przez kilkadziesiąt okrążeń. Na czele stawki jechał George Russell, który po pierwszej zmianie opon nawet powiększył przewagę nad Valtterim Bottasem do ponad ośmiu sekund. Na 61. okrążeniu przednie skrzydło na torze zgubił Jack Aitken, co spowodowało pojawienie się na torze najpierw wirtualnej, a potem rzeczywistej neutralizacji. Na zmianę opon zdecydowali się obaj kierowcy Mercedesa. I te pit stopy przypominały skecze Monty Pythona. Najpierw pomylone opony u Russella i miks mieszanek, którego zabrania regulamin, a potem kilkudziesięciosekundowa zmiana u Bottasa - najbardziej przeciągana i nieudana, jak tylko można sobie wymyślić. 

Russell zjechał po opony drugi raz i wrócił na piątej pozycji. Nowym liderem wyścigu został Sergio Perez. Meksykanin od pierwszego okrążenia, po którym był na ostatnim, osiemnastym miejscu i zmienił opony, zaczął gonić czołówkę i znalazł się na trzecim miejscu. W momencie, gdy Mercedesy straciły prowadzenie po kuriozalnych zmianach opon, "Checo" awansował na pierwsze miejsce. Po wznowieniu wyścigu do gry wrócił Russell. Brytyjczyk wrócił na drugie miejsce w zaledwie kilka okrążeń, ale wtedy otrzymał kolejny cios. Przebita lewa, tylna opona zabrała mu marzenia o pierwszym w karierze zwycięstwie czy podium i odesłała na kolejną zmianę opon. Spadł przez to na piętnaste miejsce i potem był w stanie wrócić tylko na dziewiątą pozycję. Po wyścigu mógł tylko przeklinać i rozpaczać, bo taka szansa może się mu nie przydarzyć w najbliższym czasie.

Po raz pierwszy od 50 lat wyścig F1 wygrał Meksykanin. A Perez nie jest pewny swojej przyszłości

A z przodu niezagrożony po zwycięstwo pędził Perez. Dojechał tak do mety i mógł celebrować pierwszą wygraną i dziesiąte podium w długiej, trwającej już dziesięć sezonów karierze w Formule 1. Zresztą karierze, która po zakończeniu tego sezonu na te może zostać przerwana lub nawet dobiec końca. Perez nie pojedzie już w zespole Racing Point, który zmieni się w Aston Martina. Jego jedyną opcją na przyszły rok pozostaje zatrudnienie zamiast słabego w tym sezonie Alexa Albona, gdzie zastanawiają się także nad Nico Hulkenbergiem lub Yukim Tsunodą, który może skończyć także w AlphaTauri. Perez wcale nie jest od nich słabszy i nie typowano, że straci swój fotel w tym sezonie, ale jak to w F1 - nigdy nie wiadomo, co cię spotka.

O swojej przyszłości po świętowaniu wygranej wraz z całym zespołem, wypowiedział się sam Perez. - To, co się teraz dzieje, nie jest już w moich rękach. Jednak jeśli nie będzie mnie stawce w przyszłym sezonie, to wrócę w 2022 roku. Choć mówią, że w Formule 1 ludzie mają krótką pamięć. Może to dla mnie lepiej? - śmiał się Meksykanin. Przed GP Sakhiru zorganizował kompletnie niepoukładaną i chaotyczną konferencję prasową, na której ogłosił scenariusze co do możliwych rozwiązań na jego kolejne lata kariery. Jazda w 2021 roku jest najmniej prawdopodobna, a najbardziej możliwy rok jako kierowca testowy jednego z czołowych zespołów i podstawowy w 2022. 

Perez jest pierwszym Meksykaninem od 50 lat, któremu udało się wygrać wyścig F1. Wcześniej dwukrotnie dokonywał tego Pedro Rodriguez - najpierw w 1967 roku w RPA, a później w 1970 w Belgii. Perez długo nie chciał schodzić z podium, wzruszony trzymał głowę w dłoniach, a następnie przeżegnał się i uniósł ręce ku niebu. Razem z nim stanęli na nim Esteban Ocon, który zdobył swoje pierwsze podium i Lance Stroll, kolega z teamu Pereza. 

W 2020 na podium stawało najwięcej kierowców od ośmiu lat. Sezon, który oddał fanom F1 nieprzewidywalność

Niezwykłe okoliczności i scenariusz dały nam jeden z najbardziej emocjonujących, dziwnych i nieprzewidywalnych wyścigów w ostatniej dekadzie. Dorównać może mu chyba tylko tegoroczne GP Włoch na Monzy i trzygodzinne, deszczowe GP Kanady 2011, które także jak w GP Sakhiru wygrywał kierowca, który wspinał się na pierwszą pozycję z ostatniej - wtedy był to Jenson Button.

Esteban Ocon był 13. kierowcą tego sezonu F1, który stanął na podium. To największa liczba zawodników z takim osiągnięciem od ośmiu lat. Taka statystyka tylko wskazuje, że za dwa tygodnie w Abu Zabi zakończy się fantastyczny sezon. Pomimo dominacji Mercedesa, niemalże każdy z wyścigów zapamiętamy z czegoś niesamowitego. Było mało nudy, a więcej czegoś, na co kibice czekali bardzo długo. Wygląda na to, że Formuła 1 odzyskała trochę nieprzewidywalności.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.