Od początku weekendu wszystko układało się nie tak, jak powinno. Świeżo wymieniona nawierzchnia toru w Stambule sprawiła, że kierowcy ślizgali się niczym łyżwiarz figurowy Jewgienij Pluszczenko, chociaż nie z taką gracją.
Samo przejechanie okrążenia bez wypadnięcia na pobocze można było uznać za sukces. - Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem. W czasach kartingu jeździłem po torze, na którym karty przewracały się od nadmiaru przyczepności. Ale z czymś takim, jak tutaj, nie spotkałem się nigdy - dziwił się Charles Leclerc z Ferrari. - Wyglądamy na amatorów - grzmiał Max Verstappen z Red Bulla. Nie tylko śliski asfalt, ale także niskie temperatury (temperatura toru oscylowała od 13 do 16 stopni), a także zbyt twarde mieszanki opon i w końcu padający deszcz sprawiły, że w Stambule w pewnym momencie nie dało się jeździć. - W takich warunkach samochody Formuły 1 po prostu przestają pracować. Nie są w stanie wygenerować przyczepności z opon - tłumaczył w Eleven Sports Robert Kubica.
Ulewny deszcz sprawił, że pod znakiem zapytania stanęło rozegranie kwalifikacji. Ostatecznie kierowcy pojechali i po raz pierwszy w tym sezonie pole position zdobył ktoś spoza zespołu Mercedesa. Dominację czarnych samochodów przełamał Lance Stroll z Racing Point, pierwszy Kanadyjczyk na pole position od weekendu w Jerez w 1997 r., kiedy niezwykłe kwalifikacje wygrał Jacques Villeneuve (miał identyczny czas 1:21,072 min. - jak Michael Schumacher i Heinz Harald Frentzen, o kolejności decydowało, kto pierwszy uzyskał ten wynik). Perfekcyjne zazwyczaj bolidy Mercedesa nawet nie były w stanie nawiązać walki. - Pojechałem najlepiej, jak mogłem, praktycznie bez błędów. Po prostu nie byłem w stanie jechać szybciej - złościł się Hamilton, który uzyskał dopiero szósty wynik.
Mimo wszystko Brytyjczyk miał komfortową sytuację, bo do tytułu wystarczyło mu, by Bottas nie uzyskał więcej niż siedem punktów od niego. Nie musiał więc wygrać, mógł nawet dojechać za zespołowym partnerem.
Ale to nie w stylu Lewisa. GP Turcji było niezwykłym pokazem jego umiejętności czytania wyścigu, zarządzania oponami i podejmowania właściwych decyzji we właściwym czasie. - Bardzo się zmienił. W czasach McLarena na każdym okrążeniu jechał jak szalony. A później okazywało się, że zajeżdżał opony albo musiał oszczędzać paliwo. Nie miał żadnej wizji całego wyścigu. Teraz to zupełnie co innego - opowiadał na łamach serwisu Motorsport Jenson Button, jego były partner z McLarena.
Hamilton odzyskiwał kolejne pozycje, aż w końcu został liderem wyścigu i powoli zaczął odjeżdżać rywalom. Na mecie miał ponad 30 sekund przewagi nad drugim Sergio Perezem. W dodatku uczynił to jadąc na łysych oponach, co pokazały kamery, gdy ustawił już samochód przed podium.
Właściwie mógł zjechać po świeży komplet, utrzymując prowadzenie, ale uznał, że to zbyt ryzykowne. - Pamiętałem dobrze, co stało się w 2007 r. i nie chciałem powtórzyć tego błędu - wyjaśniał na mecie. Nawiązał do wyścigu w Chinach, kiedy zwycięstwo miał na wyciągnięcie ręki, ale zjeżdżając do pit lane, wpadł w poślizg, utknął w żwirze i stracił nie tylko zwycięstwo, ale i mistrzowski tytuł. Tym razem z duszą na ramieniu dojechał do mety w wyścigu, który na długo zostanie zapamiętany przez cały świat F1.
To było ściganie na miarę wyrównania siedmiu mistrzowskich tytułów Michaela Schumachera. - Każdy rekord zostanie pobity. Nie mam z tym żadnego problemu. Kiedyś nawet nie przyszło mi do głowy, że mógłbym zbliżyć się do rekordu Fangio. A jednak go wyrównałem, a później pobiłem. Mój rekord też zostanie kiedyś pobity. Może przez Hamiltona albo Vettela, albo jakiegoś innego kierowcę, którego nie ma teraz w stawce. To zupełnie naturalne - opowiadał kiedyś Schumacher.
Coraz trudniej znaleźć klasyfikację, w której Hamilton nie byłby na szczycie. O trzy zwycięstwa pobił już rekord 91 wygranych Shumachera. Wygrana w Turcji była także dla Brytyjczyka 73. w barwach Mercedesa, czym przebił 72 wygrane Schumiego dla Ferrari.
Jak twierdzi Hamilton, wcale nie jest u szczytu możliwości i cały czas ma nad czym pracować. Choć nie podpisał jeszcze nowego kontraktu z Mercedesem, jest niemal pewne, że zostanie z tą ekipą przynajmniej na jeszcze jeden sezon. Tym bardziej, że ma misję do spełnienia. “Wyrównując rekord Michaela Schumachera znalazłem się w świetle kamer. Wiem, że to nie potrwa wiecznie. Kiedy więc spoglądacie na mnie, poświęcając mi uwagę, chciałbym poprosić wszystkich, aby pomogli w tworzeniu bardziej równego świata. Bądźmy dla siebie bardziej otwarci i mili, bez względu na okoliczności i kolor skóry” - napisał na Twitterze.