Sobotni wieczór. Aleksander Pietrow, 61-letni biznesmen i zastępca burmistrza w 80-tysięcznym Wyborgu, wychodzi z łaźni parowej swojego domku w Welikoje. Jak zwykle schodzi jeszcze na chwilę do jeziora, by zanurzyć się w chłodnej wodzie. Ale żywy już z niej nie wyjdzie.
Strzału nie usłyszeli nawet jego osobiści ochroniarze. Kula trafiła prosto w serce. Jak poinformuje później szef komisji śledczej Petersburga, pocisk musiał być wystrzelony z drugiej strony jeziora, czyli co najmniej z 250 m. Eksperci medycyny sądowej sugerują, że zabójca użył karabinu snajperskiego z tłumikiem płomienia.
Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. W ten sposób, 24 października 2020 r., zginął człowiek, który kolejnego dnia miał zeznawać w procesie dotyczącym korupcji i defraudacji w Wyborgu - mieście, którego sam był nazywany "właścicielem". Mieście, które - chcąc nie chcąc - dokładało do rozwijania motorowej miłości jego syna Witalija Pietrowa w Formule 1.
Pietrow miał zeznawać w sprawie Giennadija Orłowa. Orłow, naczelnik dystryktu Wyborg, został oskarżony o defraudację miejskich pieniędzy. Nie on jedyny, bo skala afery, która wyszła na jaw jesienią, zaskoczyła w Wyborgu niemal wszystkich.
Okazało się, że w ciągu dwóch lat z regionalnego budżetu wyparowało prawie 15 proc. zawartości skarbca. Żeby uzmysłowić, o jakich kwotach mowa, wystarczy przywołać postać aresztowanego już Aleksandra Boluchewskiego. Przewodniczący komisji finansów w lokalnej administracji miał ukraść 700 mln rubli (350 mln zł). Potem okazało się, że w budżecie brakuje kolejnych 800 mln, a zatrzymany został biznesmen Aleksiej Kotljarenko, który według śledczych pomagał budżetowe środki wyprowadzać. Naczelnik dystryktu Giennadij Orłow "ze wstydu za swojego podwładnego" złożył rezygnację. A potem sam został aresztowany.
Wiele wskazuje na to, że przesłuchanie Pietrowa również nie zamieniło się w postawienie mu zarzutów. Ojciec Witalija Pietrowa również powiększał swój majątek w sposób co najmniej budzący wątpliwości, a "Nowaja Gazieta", opisując jego historię, wyraźnie łączy go ze środowiskiem przestępczym.
Pietrow w latach 80. zaczynał jako elektryk w hotelu "Drużba" (Przyjaźń) w Wyborgu, dokąd tłumnie przybywali turyści z Finlandii. Nie byli oni jednak do końca zainteresowani zwiedzaniem obwodu leningradzkiego. Przyciągał ich dziesięć razy tańszy niż u nich alkohol. Ponieważ przywozili też swoje towary, na które w Wyborgu był duży popyt, Pietrow uznał to za bardziej dochodowy biznes, niż sprawdzanie hotelowych instalacji. W hotelu otworzył swoje biuro, w którym "pomagał" turystom z zagranicy w handlowej wymianie.
Ale szybko okazało się, że dla obrotnego Pietrowa seniora to za mało. Po jakimś czasie jego drogi skrzyżowały się z szemranej reputacji biznesmenami z oddalonego o 130 km Sankt Petersburga. Dowodził im Ilja Traber. Pierwszym wspólnym projektem dwóch panów było kasyno, klub nocny i dwa bary piwne powstałe w ulubionym przez zagranicznych gości hotelu Wyborga. Ten po jakimś czasie stał się zresztą ich własnością. Panowie szybko rozszerzali swoją działalność - z biegiem lat przejęli m.in. Stocznię Wyborg, przedsiębiorstwo energetyczne Venko i port w Wyborgu, a także zakład celulozowo-papierniczy.
Niektórym przejęciom towarzyszyły jednak tajemnicze przypadki zniknięć poprzednich właścicieli czy śmierć udziałowców. Trzech z dawnych współwłaścicieli firmy Venko po latach odnaleziono na dnie pobliskiego jeziora. Podejrzenia śledczych udawało się odciągać w inną stronę, mimo iż jedna z oskarżanych o pociągnięcie za spust osób na początku zeznała, że zlecenie poszło od Pietrowa i Trabera. Traber znał jednak wiele ważnych osób z otoczenia pochodzącego z Petersburga Władimira Putina, wówczas zastępcy mera, a potem pracownika administracji Borysa Jelcyna.
Pietrow jednocześnie budował także swoją pozycję w polityce. Od 2003 do 2016 r. był asystentem zastępcy Dumy Państwowej Wasilija Szestakowa - mistrza judo i sambo. Obu połączyła pasja do sportów walki - Szestakow uprawiał judo i sambo, Pietrow był amatorskim pięściarzem. Panowie mieli więc dobry kontakt, a Szestakow miał też sporo kontaktów z prezesami banków. Dzięki temu Pietrow miał środki, by spełniać marzenia zakochanego w motoryzacji syna. Dorastający Witalij jeździł najpierw w Rosyjskim Pucharze Łady, potem w krajowej formule 1600, w końcu wylądował w azjatyckiej serii GP 2. Za wszystko płacił ojciec. W Lada Cup drużyna syna została nawet nazwana dokładnie tak, jak jedna z firm ojca - Favorit LLC.
W sumie na finansowanie wyścigów Pietrowa jego ojciec w czasie poprzedniej dekady ok. 11 mln euro – to kwota jeszcze przed przejściem do F1. Płacił ojciec, ale dokładali się też sponsorzy. "Rakieta z Wyborga", jak był nazywany Witalij, odwdzięczyła się kilkoma sukcesami - trzecim miejscem w GP2 Azji w 2008 r. i wicemistrzostwem cyklu w 2009 r., kiedy Rosjanina wyprzedził tylko super talent Nico Hulkenberg.
Rok później Witalij stanął przed życiową szansą awansu do F1, stając się kierowcą Renault. Warunek? Trzeba było wnieść do francuskiego teamu 15 mln euro. Nawet bogaty ojciec Witalija nie miał takiej kwoty. Musiał więc korzystać ze swych kontaktów, pożyczek, a na końcu - siły perswazji, której nauczył się, robiąc interesy w latach 90.
Pierwsze 7,5 mln euro pożyczył od Banku Sankt Petersburga. Aleksander skorzystał ze znajomości z prezesem zarządu instytucji, który pożyczkę oprocentował rekordowo nisko, na 8 proc. To była jednak dopiero połowa potrzebnej sumy. Z pomocą przyszedł sam Władimir Putin. Ówczesny premier Rosji obiecał, że Renault otrzyma od Łady 5 mln euro. Formalnie opłacała je zarejestrowana na Cyprze firma Lada International Limited, ale w rzeczywistości pieniądze zainwestował państwowy holding Russian Technologies, który posiadał kontrolny pakiet akcji AvtoWAZ. W nim z kolei Renault posiadał 25 proc. udziałów.
O ostatnich 2,5 mln euro, których brakowało, i późniejszej spłacie pożyczek informator "Nowej Gazety" mówił tak: "W 2010 r. Pietrow zrobił wszystko, co mógł, aby spełnić marzenie syna. Zrobił to tak, jak robiło się w latach 90., zgodnie ze starą rosyjską tradycją. Faceci z Favorit i jego prywatnej firmy ochroniarskiej Orion udawali się do kolejnych biznesmenów i żądali datku charytatywnego dla "Rakiety z Wyborga". Kwota, w zależności od działalności darczyńcy, wahała się od 10 do 200 tys. dol. Propozycji nie można było odrzucić".
– Jestem wdzięczny ludziom, którzy uwierzyli w Witalija i po prostu dali pieniądze na samym początku jego kariery – oficjalnie komentował wówczas jego ojciec.
Z czasem Aleksander Pietrow zaczął tracić swoje wpływy, ale wciąż był poważany w Wyborgu. "Pietrow w taki czy inny sposób uczestniczy we wszystkich głównych biznesowych projektach Wyborga" - zapewniał w rozmowie z "Nową Gazietą" jeden z anonimowych przedsiębiorców. Mówił to jeszcze przed morderstwem Aleksandra, sygnalizując, że prawie wszystkie zamówienia rządowe np. na naprawę budynków i dróg, szkolne posiłki, dostawę leków, a nawet usługi pogrzebowe - zdobywały firmy, w których Pietrow ma udziały.
Czy dlatego zginął Pietrow senior? Jak sugeruje gazeta, był on jednym z tych, którzy za budżetową dziurę Wyborga byli odpowiedzialni w największym stopniu. "W ciągu ostatnich 20 lat poważni ludzie w mieście nie odważyli się kichnąć bez jego zgody" - opisują dziennikarze.
Aleksander Pietrow już o tym nie opowie. Podobnie jak nie opisze tajemnic debiutu jedynego Rosjanina w F1. Jego syn nadal związany jest z tym sportem, choć już w roli sędziego zawodów GP. Gdy dowiedział się o śmierci ojca natychmiast opuścił portugalskie Portimao i wrócił do Rosji.
"To najgorsza rzecz, jaka mogła mi się przydarzyć. Mój żal nie ma granic. Nasza rodzina straciła najbliższą, ukochaną, szczerą, najbardziej życzliwą i uczciwą osobę na całym świecie" - napisał Witalij Pietrow na Instagramie.