Za ten bolid dałby się pokroić każdy kierowca F1. "Tego się nie spodziewaliśmy"

Z najlepszym kierowcą w stawce i samochodem, który ociera się o perfekcję, Mercedes zapisał się właśnie w historii. Zdobyły siódmy, kolejny tytuł konstruktorów, bijąc tym samym rekord ustanowiony przez Ferrari w latach 1999-2004. Kropkę nad "i" postawił na torze Imola, 70 km od siedziby Ferrari w Maranello.

Zdobycie tytułu wśród konstruktorów było dla Mercedesa formalnością. W tym sezonie nikt nie może się z nimi równać. Wygrali wszystkie kwalifikacje, a jedyne zwycięstwa w wyścigach odebrali im Max Verstappen i Pierre Gasly (na Silverstone i na Monzy). Za bolid W11 dałby się pokroić każdy kierowca w stawce. Tylko ten samochód gwarantuje walkę o mistrzostwo. Ale oczywiście nie chodzi tylko o samochód, a o cały zespół i jego sposób działania.

Zobacz wideo Trzęsienie ziemii w F1. Zaskakujące transfery coraz bliżej

W Mercedesie nigdy nie szukają winnych porażek - Nie da się nie popełniać błędów. Chodzi o to, by szybko wyciągać wnioski, tak by unikać tych samych pomyłek - opowiadał nie raz szef ekipy Toto Wolff, który razem z Nikim Laudą stworzył perfekcyjny duet zarządzający ekipą. - Na początku nie układało się między nami najlepiej. Każdy chciał pokazać, kto rządzi i kto jest ważniejszy. Po kilku miesiącach przepychanki Niki złapał mnie w samolocie za rękę i powiedział: "To nie ma sensu. Musimy to zmienić, bo nigdzie nie zajdziemy". Porozmawialiśmy szczerze, wyjaśniliśmy wszystkie niejasności i od tego czasu nie mieliśmy już żadnych problemów. Doszło nawet do tego, że działaliśmy w systemie zmianowym, bo jeden wolał pracować rano, a drugi po południu. Nie ma dnia, żebym za nim nie tęsknił - opowiadał Wolff w podcaście Beyond the Grid.

Czym różni się działanie Mercedesa od innych zespołów? - Zapytałem ostatnio Alaina Prosta, skąd wziął się ich konflikt z Ayrtonem Senną w McLarenie - mówił Wolff w telewizji Sky, zaraz po zdobyciu siódmego, mistrzowskiego tytułu. - Stwierdził, że nie czuli wsparcia zespołu, mieli za to poczucie, że za ich plecami dzieją się jakieś rozgrywki polityczne, odpowiedział. W Mercedesie zawsze stawialiśmy na transparentność i szczerość - wyjaśnił Wolff, który jest uznawany za najlepszego szefa zespołu, w całym padoku Formuły 1.

"Lewis, to mój błąd"

Pewnie niektórzy się zaśmieją, ale Mercedes wielokrotnie to udowadniał. Kiedy w Ferrari nikt nie potrafił powiedzieć Kimiemu Raikkonenowi, że ma przepuścić mającego jeszcze szanse na tytuł Sebastiana Vettela (co oczywiście poirytowało Raikkonena "Niech ktoś to w końcu powie. Mamy zamienić się miejscami, tak?"), w Mercedesie nie szczypali się w język. "Valtteri, przykro nam, ale musicie zamienić się miejscami". I już. Kiedy Mercedes zastosował złą strategię zmiany opon w stosunku do Hamiltona, Lewis usłyszał w słuchawkach głos szefa strategów Andrew Shovlina "Lewis, to mój błąd, przepraszam". Kiedy w wyścigu w Monako źle odliczono 5 sekund kary Nico Rosbergowi, podczas następnego weekendu w garażu Mercedesa ćwiczono odmierzanie czasu ewentualnej kary na dwóch stoperach, żeby więcej nie doszło do podobnego błędu.

Kiedy w sezonie 2018 Ferrari niebezpiecznie zbliżyło się do Mercedesa, w Brackley (siedzibie zespołu) rzucono wszystkie siły na pokład. Inżynierowie tak długo pracowali, aż znaleźli sposób na przegrzewające się opony i  wymyślili nowe felgi, odprowadzające więcej ciepła. A kiedy w 2019 roku silniki Ferrari wyprzedziły pod względem mocy Mercedesa (teraz już wiadomo, że dzięki nieregulaminowym manipulacjom) inżynierowie w Brixworth (fabryka silników Mercedesa) pracowali tak nieustępliwie, że w sezonie 2020 nikt nie może się równać z ich jednostkami napędowymi. - Gdyby Ferrari tak na nas nie naciskało, nie zrobilibyśmy takiego postępu - przyznał Wolff. - Nie spodziewaliśmy się, że aż tak są w stanie nam odskoczyć - dodał za to konsultant Red Bulla, Helmut Marko, który miał nadzieję na walkę z Mercedesem w tym sezonie. Nic z tego. 

Jak Lauda namówił Hamiltona

Budżety Mercedesa, Ferrari i Red Bulla są porównywalne, choć Mercedes zaczynał z niższego szczebla. Przejął sensację sezonu 2009, Brawn GP i zaczął mozolnie budować potęgę. Nie od razu odnosił sukcesy, o czym boleśnie przekonał się Michael Schumacher. Kiedy w 2010 wrócił do F1 i przesiadł z Ferrari do Mercedesa, nie wygrał ani jednego wyścigu przez 3 lata. Mało tego, przegrywał nawet z zespołowym partnerem Nico Rosbergiem. Mimo wszystko Niki Lauda, pracujący już wtedy dla Mercedesa, zdołał przekonać Lewisa Hamiltona, by do nich dołączył i zastąpił Schumachera, na dobre przechodzącego na emeryturę. Lewis był wtedy mistrzem świata z McLarenem i wydawało się, że żadna siła go stamtąd nie wyrwie. - Szybko znaleźliśmy wspólny język. Przekonałem Lewisa, pokazałem, dokąd zmierzamy, jak chcemy to osiągnąć i że jeśli do nas nie dołączy, przegapi coś ważnego -  opowiadał Lauda. Hamilton dał się namówić, przeszedł do przeciętnego wtedy zespołu, przemęczył się jeden sezon (wygrywając jeden wyścig), a kiedy w 2014 zmieniły się regulacje silnikowe, nikt nie potrafił pokonać Mercedesa.

Od tego czasu niemiecki zespół wygrał 100 z 266 rozegranych wyścigów, a 71 procent tych zwycięstw zawdzięcza Hamiltonowi. Do Nico Rosberga i Valtteriego Bottasa należy pozostałe 29 procent. Hamilton ma już na koncie 93 zwycięstwa i spore szanse na dobicie do setki. Wciąż nie podjął jednak decyzji, czy chce pozostać w Formule 1. Jest o włos od wyrównania rekordu siedmiu mistrzowskich tytułów Michaela Schumachera, a jedynym pytaniem pozostaje kiedy to zrobi. W przyszłym roku regulacje techniczne zmienią się nieznacznie. Jeśli Lewis zostanie, ma szansę na ósmy tytuł, tak samo jak Mercedes. Takiej dominacji w F1 nie było nigdy.

Wyniki Mercedesa na przestrzeni ostatnich lat (wyścigi, zwycięstwa, pole positions):

  • Mercedes 2014 19 16 18 
  • Mercedes 2015 19 16 18
  • Mercedes 2016 21 19 20
  • Mercedes 2017 20 12 15
  • Mercedes 2018 21 11 13
  • Mercedes 2019 21 15 10
  • Mercedes 2020 13 11 13

W erze hybrydowej rozegrano 266 wyścigów, Mercedes odniósł 100 zwycięstw, z czego Hamilton aż 71, a Nico Rosberg i Valtteri Bottas 21.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.