Hamilton wyrównał kosmiczny rekord Schumachera! Specjalny prezent od syna legendy

Chociaż Michael Schumacher i Lewis Hamilton otarli się o siebie w Formule 1, nigdy nie mieli okazji do rywalizacji na serio. Niemiec ogłosił przerwę w ściganiu, kiedy Brytyjczyk szykował się do debiutu. A kiedy Schumacher wrócił w 2010 roku, raczkujący w F1 Mercedes nie zapewnił mu wystarczająco dobrego samochodu. Hamilton właśnie wyrównał kosmiczny rekord 91 zwycięstw Schumiego. I to na Nurburgringu, 20 minut drogi od Kerpen, rodzinnej miejscowości Niemca.

To była poruszająca scena. W składaniu gratulacji, zamkniętego w kapsule własnego świata Michaela, zastąpił jego syn, Mick. O tym samym spojrzeniu, uśmiechu i błysku w oku. W dodatku pukający do świata Formuły 1, z wielkimi szansami na fotel kierowcy już w przyszłym roku (jest o krok o zdobycia tytułu w F2). Wręczył Hamiltonowi kask ojca z 2012, z okresu jazdy w Mercedesie. Tak samo czerwony, jak ten z czasów Ferrari. - Jestem zaszczycony, nie wiem co powiedzieć. Patrząc przez tak długo na jego dominację, w życiu bym nie przypuszczał, że ktokolwiek, a w szczególności ja sam, znajdę się obok jakichkolwiek jego rekordów - powiedział Hamilton, po czym zabrał kask Michaela na podium, symbolicznie stawiając go obok pucharu za to wyjątkowe zwycięstwo. Równie emocjonującą scenę kibice F1 przeżyli w 2017 w Montrealu, kiedy Hamilton wyrównał rekord 65 pole positions Ayrtona Senny. Brytyjczyk wzruszył się do łez, kiedy otrzymał od rodziny Senny, jego oryginalny kask, a to właśnie Ayrton był od zawsze jego największym idolem.

Zobacz wideo Niecodzienne zdarzenie przy 300 km/h. Potężny owad zaatakował kierowcę

O krok od siódmego tytułu

Wygrana na Nurburgirngu dała mu coś więcej niż wyrównanie rekordu zwycięstw Niemca. Pozwoliła również na zaciśnięcie jednej ręki na innym rekordzie - siedmiu mistrzowskich tytułów. Jego przewaga nad Valtterim Bottasem (nie ukończył wyścigu z powodu awarii) wzrosła do 69 punktów. Na sześć wyścigów przed końcem sezonu, to miażdżąca różnica. Hamilton mógłby nie zdobyć punktów w dwóch kolejnych wyścigach, Bottas musiałby je wygrać, dokładając po punkcie za najszybsze okrążenie, a i tak Hamilton pozostałby liderem klasyfikacji kierowców i to z 17 punktami różnicy. Patrząc na dominację Mercedesa i biorąc pod uwagę brak większych zmian w regulacjach technicznych na przyszły sezon, należy się spodziewać, że Hamilton zostanie samotnym rekordzistą w niemal wszystkich, możliwych klasyfikacjach F1.

Może z wyjątkiem największej liczby wyścigów, bo tu rekord należy do Kimiego Raikkonena. Po raz 323 wystartował w GP F1, odbierając najlepszy wynik Brazylijczykowi Rubensowi Barichello. - Wiemy, że niewiele Cię to obchodzi, ale mimo wszystko wielkie gratulacje - podziękował Finowi przez radio, w imieniu Alfy Romeo, inżynier wyścigowy. Podejście Kimiego do tego rekordu znane jest od dawna i nie wymaga większej analizy. Formuła 1 przypomniała za to na Twitterze, że kiedy Fin debiutował w tym sporcie (w ekipie Saubera w 2001 roku,) do kin wchodziły Harry Potter i Shrek, Wikipedia właśnie zaczęła działalność, a YouTube pojawił się dopiero cztery lata później. - Czy to idealny tor na debiut? - padło wtedy pytanie do Kimiego. - Nie wiem, co to za różnica, który to tor - odpowiedział Fin, nieświadomie budując wizerunek Icemana.

 Dajcie ogrzewacze

Tegoroczny wyścig na Nurburgringu należał do dziwnych. Zaledwie 9 stopni ciepła stało się wyzwaniem dla kierowców, opon i samochodów. - Błagam, dajcie mi coś na rozgrzanie rąk - domagał się od zespołu Lando Norris. W garażu Williamsa na monitorach wyświetlano widok palącego się kominka. Może nie było aż tak ekstremalnie, jak w 1978 roku, kiedy na odbierającego puchar za zwycięstwo w Montrealu Gillesa Villeneuva, padały płatki śniegu, ale i tak kierowcy pewnie długo będą wspominać przenikliwi chłód. Lando Norris, z powodu usterki, ostatecznie nie dojechał do mety, podobnie jak: Esteban Ocon, Valteri Bottas, Alex Albon oraz George Russell, w którego wpakował się Kimi Raikkonen.

 Niemiecko-australijski tatuaż

Po raz pierwszy w tym sezonie na podium pojawił się Daniel Ricciardo (czekał na to od 2018 roku). Wykorzystał problemy Mercedesa z awarią Bottasa, miał świetne tempo w wyścigu i odparł atak Sergio Pereza. Według Renault to ich pierwsze podium od Belgii w 2010, kiedy trzecie miejsce zajął Robert Kubica. Zmiana zespołu w Lotus Renault i zawiłości licencyjne, mogłyby sugerować, że ostatnie miejsce na podium zdobył dla nich Nick Heidfeld w 2011 roku, ale skoro Renault uważa inaczej, to nie wypada się z nimi kłócić. Nie zmienia to faktu, że szef zespołu, Cyril Abiteboul, musi odwiedzić studio tatuażu. - To się stanie. Nie wiem jeszcze, co to będzie, ale na pewno coś związanego ze mną i z Nurburgringiem. W końcu to tutaj udało się stanąć na podium - zapowiedział Daniel Ricciardo, zwycięzca zakładu, o miejsce na podium dla Renault w tym sezonie. To Australijczyk wybierze wzór, a Abiteboul miejsce i wielkość tatuażu.

 Od kawy do kierowcy dnia

Kierowcą dnia został Nico Hulkenberg. W sobotę rano, w Kolonii, popijał kawę ze znajomym, kiedy zadzwonił Otmar Szafnauer, szef ekipy Racing Point. Okazało się bowiem, że Lanca Strolla zmogła choroba i potrzebne jest zastępstwo. - Czuł się źle już od tygodnia, ale w Niemczech jego stan się pogorszył. Objawy były podobne do grypy, choć testy na obecność Covid-19 wypadały negatywnie. Problemem było to, że prawie nie wychodził z toalety - opisywał sytuację Szafnauer. Hulkenberg nie zastanawiał się długo. Wskoczył do Porsche GT2 RS, kupionego niedawno od Keke Rosberga, mistrza świata z 1982 roku i zameldował się na torze. Nie miał możliwości jazdy w treningu. W kwalifikacjach zajął ostatnie miejsce, ale w wyścigu pojechał pewnie i skutecznie, co dało mu ósme miejsce i tytuł kierowcy dnia, a zespołowi Racing Point pomogło wskoczyć na trzecie miejsce w klasyfikacji konstruktorów.

Kolejny wyścig zaplanowano na 25 października w Portimao, w Portugalii. Formuła 1 nigdy nie ścigała się na otwartym w 2008 roku torze Algavre, co może zapowiadać wyścig pełen zaskakujących rozstrzygnięć.

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.