W wyścigu o Grand Prix Toskanii dużo działo się już od pierwszych okrążeń. Na pierwszym okrążeniu po wypadnięciu z toru Pierre'a Gasly'ego oraz Maxa Verstappena wprowadzono samochód bezpieczeństwa. Gdy wznawiano wyścig osiem okrążeń później, doszło do potężnego karambolu na prostej startowej, przez który z wyścigu wypadli Sainz, Latifi, Giovinazzi i Magnussen.
Na 44. okrążeniu z toru w zakręcie nr 9 wypadł Lance Stroll. Kierowca Racing Point stracił panowanie nad samochodem i na kilka sekund stał się pasażerem swojego bolidu. Potem potężnie uderzył w barierę, przez co auto zostało kompletnie zniszczone i zapaliło się. Kierowcy nic się nie stało. - To chyba przebita opona - młówił później przez team radio Stroll.
Kanadyjczyk chwilę pozostawał w bolidzie, a gdy z niego wyszedł, stewardzi starali się ugasić pożar z tyłu samochodu. Później okazało się, że zrobili to źle, bo przy próbie przeniesienia go poza bariery, żeby oczyścić tor, trzeba było zdjąć go z dźwigu, bo wciąż pojawiały się na nim płomienie. Ostatecznie trzeba było odkryć pokrywę silnika i tak gasić bolid.
Wyścig po raz drugi przerwano i samochody zjechały do alei serwisowej przy wywieszonej czerwonej fladze. To pierwszy raz od blisko czterech lat, gdy dwa razy trzeba było przerywać rywalizację. Ostatni raz wydarzyło się to podczas deszczowego Grand Prix Brazylii w 2016 roku.
Przeczytaj także:
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!