Gromadzenie nowych pamiątek zaczął od tytułu dla kierowcy dnia, tydzień temu w Belgii. Nigdy by mu pewnie nie przyszło do głowy, że w tym sezonie stanie przed szansą wygrania wyścigu. Wygrane są zarezerwowane dla kierowców Mercedesa, ewentualnie dla Maxa Verstappena z Red Bulla. Wszyscy inni ścigają się w niższej lidze. Tymczasem Monza zgotowała fanom Formuły 1 bajkowy scenariusz. Faworyci mieli problemy, a zwycięstwo zgarnął kopciuszek. Nawet Włosi mieli coś na otarcie łez po koszmarnym występie Ferrari. Zespół Alpha Tauri, w barwach którego jeździ Gasly, ma przecież siedzibę w Faenzy, we Włoszech. Na Monzy odegrano więc włoski hymn.
Kolejni faworyci odpadali w zaskakujących okolicznościach. Valtteri Bottas fatalnie wystartował i utknął na 7. miejscu, nie mogąc poradzić sobie z kolejnymi rywalami. - Z tym trybem silnika nie da się ścigać - narzekał przez radio. Od GP Włoch kierowcy muszą stosować to samo mapowanie silnika w kwalifikacjach i wyścigu. Wydawało się, że to da dużą przewagę Mercedesowi, okazało się jednak, że Bottas kompletnie stracił tempo.
Lewis Hamilton miał zwycięstwo w kieszeni, ale popełnił błąd, zjeżdżając na zmianę opon w momencie, gdy aleja serwisowa została zamknięta (przy wjeździe do pit lane stał bowiem uszkodzony samochód Kevina Magnussena). - Sędziowie pokazali mi, że na panelach po zwewnętrzenej stronie zakrętu wyświetlono znak X. Nie patrzyłem w tamtą stronę, a przy wjeździe do alei nie pokazano czerwonego światła, Biorę to na siebie - tłumaczył Hamilton, który w ten sposób spadł z pierwszego miejsca na koniec stawki, otrzymał bowiem bardzo surową karę 10 sekund stop and go (jedyną, możliwą w tej sytuacji). Awaria wyeliminowała natomiast z walki Maxa Verstappena z Red Bulla, chociaż trudno powiedzieć, czy liczyłby się grze o podium, biorąc pod uwagę bardzo słabe tempo zespołu na Monzy.
Najwięcej zamieszania spowodowała czerwona flaga, gdy Charles Leclerc stracił panowanie nad Ferrari i z ogromnym impetem uderzył w barierę przy zakręcie Parabolica, gdzie samochody pędzą ponad 250 km/h. Wyścig trzeba było przerwać na 30 minut, bo tyle czasu zajęło naprawienie uszkodzonych barier. Skorzystali na tym ci, którzy nie zmienili chwilę wcześniej opon, między innymi Pierre Gasly i Lance Stroll. Czerwona flaga oznacza bowiem konieczność zjazdu wszystkich samochodów do pit lane, ale daje także możliwość wymiany opon. Gdy wyścig wznowiono z pól startowych, kilka pozycji stracił od razu Lance Stroll, a gdy Lewis Hamilton zjechał na wymierzoną wcześniej karę, liderem został Pierre Gasly. Szybko wypracował czterosekundową przewagę i kontrolował tempo wyścigu. Szalona pogoń Carlosa Sainza z McLarena prawie się udała. Prawie, bo zabrakło 0,4 sekundy. - Jeszcze jedno okrążenie i pewnie bym go wyprzedził. Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy płakać - komentował targany skrajnymi emocjami Hiszpan.
- Brak mi słów, przeszedłem tak wiele w ostatnich 18 miesiącach. To lepsze niż mogłem sobie wymarzyć. W zeszłym roku w Brazylii pierwszy raz stanąłem na podium, a teraz wygrałem pierwszy wyścig. Wszystko dzięki pracy, jaką wkładamy w rozwój samochodu, krok po kroku. Przez całe życie musiałem o coś walczyć i coś udowadniać. Tak było już od czasów kartingu. Wiedziałem, że jeśli dam się wyprzedzić na ostatnich okrążeniach, będę bardzo smutny i zawiedziony. To mnie mobilizowało, chociaż jechało mi się bardzo trudno. Myślałem, że się rozbiję chyba z 10 razy, tak bardzo cisnąłem, mimo że opony już ledwo dawały radę. Bardzo chciałem tego zwycięstwa, chociaż wciąż dziwnie mi się o tym mówi - opowiadał wzruszony Gasly. Gdy rok temu został awansowany do Red Bulla, wskoczył z radości w ubraniu do basenu. Gdy kilka miesięcy później zdegradowano go z powrotem do Toro Rosso, z trudem się pozbierał. Jako pierwszy napisał wtedy do niego z pociechą i wsparciem Anthoine Hubert. Możemy się domyślić, komu zadedykował tę sensacyjną wygraną.
Dla Alpha Tauri (wcześniej Toro Rosso) Monza jest wyjątkowym torem. To właśnie w tym miejscu w 2008 wygrał Sebastian Vettel i do dziś było to jedyne zwycięstwo zespołu. W 2008 roku podium uzupełnili Heikki Kovalainen i Robert Kubica i przez lata było to "najmłodsze podium" w historii F1. Ten wynik poprawili rok temu w Brazylii: Max Verstappen, Carlos Sainz i Pierre Gasly. Tegoroczny skład w podium w GP Włoch (Pierre Gasly, Carlos Sainz i Lance Stroll) jest trzecim w tej kategorii.
Aż 2730 dni czekali kibice, by wyścig wygrał ktoś spoza Mercedesa, Ferrari i Red Bulla. Tym ostatnim był w 2013 roku Kimi Raikkonen, jeżdżący wtedy w Lotus Renault. Jeszcze dłużej na zwycięstwo swojego kierowcy czekali Francuzi, bo od 1996 roku. To właśnie wtedy Olivier Panis wygrał jeszcze bardziej szalony wyścig w Monako, w którym do mety dojechało zaledwie trzech kierowców - Kiedy spotykam nowych ludzi, zawsze chcą rozmawiać tylko o tym - wspominał w książce "Grand Prix Monaco".
Koszmar na Monzy przeżyło w tym roku Ferrari, bo żaden z ich samochodów nie dojechał nawet do mety: Vettel musiał się wycofać po awarii hamulców, a Leclerc rozbił bolid w Parabolice. - Chyba lepiej, że tifosi nie musieli na to patrzeć z trybun - podsumowywał fatalny występ Vettel, który dzień wcześniej nie przebrnął nawet przez pierwszą część kwalifikacji.
GP Włoch było wyjątkowe dla rodziny Williamsów. Po raz ostatni sir Frank i jego córka Claire, pełnili role szefów zespołu. W związku z bardzo trudną sytuacją finansową Williams został sprzedany funduszowi Dorilton Capital. Sir Frank założył Williamsa w 1977 roku. Oddał mu całe serce i energię i pod jego rządami ekipa zdobyła 9 mistrzowskich tytułów konstruktorów i 7 kierowców. Był najdłużej piastującym funkcję, szefem zespołu w historii F1. Nazwa ekipy ma pozostać, ale rodzina Williamsów usunie się w cień - Proponowano mi pozostanie, uznałam jednak, że to dobry moment, by się wycofać - przyznała Claire Williams. Zespołem będzie teraz dowodzić między innymi James Matthews, mąż Pippy Middleton, siostry Kate, czyli księżnej Cambridge. Kolejny wyścig o GP Toskanii zostanie rozegrany już w najbliższy weekend, na torze Mugello. To będzie 1000 wyścig w Formule 1 dla Ferrari, ale trudno się spodziewać, by mieli okazję do świętowania.