Gdy Schumacher kończył przygodę z Ferrari, Alonso zdobył swój drugi i ostatni tytuł mistrza świata. Od 2006 roku próbował bezskutecznie w McLarenie, Renault, Ferrari i ponownie w McLarenie. Był w tym czasie trzykrotnie wicemistrzem świata, ale mistrzostwo ciągle mu umykało. Ostatni sezon w McLarenie okazał się rokiem goryczy i rozczarowań. Z powracającymi do F1 silnikami Hondy brytyjski zespół został jednym z najsłabszych w stawce. Alonso wielokrotnie dawał upust emocjom, czego kulminacją stał się słynny komunikat radiowy podczas GP Japonii - GP2 engine - oznaczający, że silnik Hondy jest tak słaby, jak jednostki napędowe w dużo słabszej Serii GP2. Taka wiadomość, na domowym torze Hondy, w przekazie telewizyjnym na cały świat, była dla Japończyków potężnym ciosem.
Hiszpan ostatecznie uznał, że to nie ma sensu. Ściganie się w McLarenie, w którym w najlepszym wypadku mógł dojechać na siódmym miejscu, mijało się z celem. Nikt inny nie zaoferował mu fotela kierowcy. W Ferrari spalił za sobą mosty, w Red Bullu korzystają z własnych wychowanków, a w Mercedesie go nie chcieli. Choć na torze jest szybki, lubi tworzyć konflikty. W McLarenie do dziś pamiętają 2007 rok, kiedy wrzało między nim a Lewisem Hamiltonem. O czasach spędzonych z nim w Ferrari opowiadał Felipe Massa - Dostawał zawsze to, czego chciał. Ale działał z zespołem za moimi plecami. Jako jego partner bardzo cierpiałem. Takich głosów w Formule 1 było więcej. To właśnie te opinie zamknęły Alonso wiele drzwi.
Na torze potrafił być nieprawdopodobnie szybki. Ścigał się jak równy z równym z Schumacherem, wydzierając mu tytuł w 2006 roku. - Może nie jestem najszybszy na pojedynczym okrążeniu, ale jeśli miałbym ocenić się za całokształt, dałbym sobie 9,8, a może 9,9 na 10 możliwych punktów - mówił o sobie Hiszpan w Sky TV. - Obaj z Lewisem Hamiltonem byli z innej ligi. Wyjątkowi kierowcy - wspominał ich Pedro de La Rosa, który stracił miejsce na rzecz młodego Hamiltona. - Konflikt między nimi zaognił się jednak do tego stopnia, że Alonso potrafił celowo jeździć wolniej w piątkowych treningach, żeby Hamilton nie znał jego prawdziwego tempa i nie mógł przestudiować danych z jego okrążeń - tłumaczył w podcaście Beyond the Grid. Alonso słynął za to z niesamowitego wyczucia samochodu. Nawet z gorszego bolidu potrafił wycisnąć 0,2-0,3 sekundy więcej na okrążeniu niż zespołowi partnerzy. Wszystko psuł tylko jego konfliktowy charakter.
Ale Hiszpan nie potrafi wyobrazić sobie świata bez rywalizacji na torze. Dwa razy wygrał LeMans24. I to ścigając się jednocześnie w wyścigach długodystansowych i w Formule 1. Wciąż chce wygrać Indy 500 i był nawet blisko w 2017, tyle że eksplodował silnik w jego samochodzie. Niewielu kierowców F1 decyduje się na Indy 500, bo to bardzo trudna i niebezpieczna rywalizacja. Przyznał to Sebastian Vettel, potwierdził Nico Hulkenberg. Obaj zrezygnowali ze startów na owalnych torach. Alonso wciąż nie odpuścił i szykuje się do kolejnego startu. Za wszelką cenę chce zdobyć potrójną koronę, czyli wygrać wyścig w Monte Calro, LeMans24 i Indy 500. Dokonał tego jedynie Graham Hill. Alonso myślał nawet o pobiciu tego wyczynu i próbował swoich sił w Rajdzie Dakar. Jak na debiutanta poszło mu nieźle, ale 13. miejsce nie zaspokaja jego ambicji. A Hiszpan skończy w przyszły roku 40 lat. To była dla niego ostatnia chwila, żeby wrócić do F1. Rywalizacja w Dakarze mu nie ucieknie. Może próbować i po 50. W F1 takiej szansy już nie dostanie.
- Co za dzień! Jak wiecie, moje związki z Renault są bardzo silne. Jestem rozemocjonowany, bo przecież zdobyliśmy razem dwa mistrzowskie tytuły. Ale nie zmierzam patrzeć wstecz, tylko w przyszłość. Wiem, kim jestem dzisiaj i wiem, jaki plan ma Renault. Zespół chce wrócić na podium, tak samo jak ja. Wiem, jakim jestem szczęściarzem, że udało mi się wrócić. Zmiana regulacji technicznych w 2022 sprawi, że szanse wszystkich się wyrównają. Wróciłem i jestem gotowy - powiedział Alonso w krótkim oświadczeniu na Twitterze.
Na pewno jego powrót do F1 to duże wydarzenie i na pewno cała dyscyplina na tym zyska. Szczególnie w Hiszpanii, która będzie przyglądać się jednemu z najwybitniejszych i najbardziej rozpoznawalnych sportowców tego kraju. Alonso na pewno ubarwi świat wyścigów i nie raz doleje oliwy do ognia przy wydarzeniach na torze i poza nim. Wszyscy zadają sobie pytanie, jak długo przetrwa jego entuzjazm i co się stanie, jeśli Renault utrzyma dotychczasowy poziom przeciętnego zespołu środka stawki. Na razie za Alonso wstawił się jego menedżer Flavio Briatore twierdzący, że Nando bardzo się zmienił i nabrał większego dystansu i ogłady. Za to dziennik Marca zaklina już rzeczywistość, pisząc, że "Renault było konkurencyjne w pierwszy weekend sezonu i skraca dystans do Red Bulla".
Z marketingowego punktu widzenia zatrudnienie Alonso to strzał w dziesiątkę. Tym bardziej że w przyszłym sezonie zespół straci Daniela Ricciardo, który przejdzie do McLarena. Z drugiej strony oznacza zamknięcie furtki dla młodych, zdolnych kierowców z programu juniorskiego Renault, takich jak Christian Lundgaard i Guanyu Zhou. W związku z kryzysem w światowej motoryzacji cały koncern Renault znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Istniała możliwość kolejnego wycofania się z Formuły 1. Pomoc rządu Francji, który jest jednym z udziałowców Renault, sprawił, że zespół przetrwał, a zatrudnienie Alonso potwierdza ambitne plany. Nawet jeśli ta długoletnia przyjaźń nie przetrwa próby czasu, warto będzie po raz kolejny zobaczyć w akcji, jednego z najlepszych kierowców XXI wieku.