Wyścig o Grand Prix Austrii okazał się wyjątkowy dla nie tego Brytyjczyka, którego przed sezonem wymieniano w gronie faworytów do zdobycia mistrzostwa świata kierowców. Lando Norris pierwszy raz w swojej karierze w Formule 1 stanął na podium. W nietypowych okolicznościach, bo jego ostatnie okrążenie było najszybszym w całym wyścigu. Norris zmniejszył w ten sposób stratę do ukaranego doliczeniem pięciu sekund do końcowego wyniku Lewisa Hamiltona i pokonał go w ostatnich chwilach rywalizacji na torze w Spielbergu. To wyjątkowa historia niskiego, cichego zawodnika, który do tej pory dawał fanom radość głównie, opowiadając o świecie F1 na swoich vlogach i streamach. Teraz w kolejnych będzie mógł opisać najszczęśliwszą chwilę w jego życiu.
Nie ma co ukrywać, że Brytyjczyk nigdy nie zaszedłby tak wysoko, gdyby nie pieniądze. W tym przypadku jego ojca, Adama - jednej z najbogatszych osób w Bristolu, skąd pochodzi rodzina Norrisów. Od początku wspierał syna, a ten odpłacał się wykorzystaniem talentu. Ale nie fascynował się Alonso, Schumacherem czy Hamiltonem. Młody Lando chciał jeździć na motocyklu jak Valentino Rossi. - To mój jedyny idol. Podziwiam go, odkąd miałem pięć, sześć lat - mówił we vlogu kręconym podczas GP Wielkiej Brytanii Moto GP z zeszłego sezonu.
Pojechał tam spotkać się ze swoim mistrzem i wręczyć trofeum dla zwycięzcy wyścigu. "The Doctor" ukończył go na czwartym miejscu, więc nie stał nawet na podium z Brytyjczykiem. Jednak w rozmowie z Rossim, Norris dowiedział się, że zaczynali jeździć w tym samym wieku. Wcześniej pisali ze sobą o serii wyścigów długodystansowych, dzięki której Rossi miał po raz pierwszy pojechać na legendarnym torze Spa w Belgii. - Dla motocyklistów to zdecydowanie zbyt niebezpieczne, nie ma tam dużo miejsca. Nie miałem jeszcze okazji tam być, ale chciałbym. W tej serii masz 65 aut i po trzech kierowców na zespół, to 24-godzinny wyścig. Może kiedyś wystartujemy tam razem. Ale najpierw musimy poczekać 20 lat, aż skończysz swoją karierę - śmiał się Włoch.
Fascynacja motocyklami skończyła się dla Lando w momencie, gdy mocno przestraszył go wypadek, jaki zaliczył w czasie jazdy na rowerze. - Motocykle wydawały mi się potem szalone i niebezpieczne. Coraz częściej patrzyłem na Formułę 1. Cztery kółka zaczęły mnie pasjonować coraz bardziej i wkręciłem się w to - przyznawał w podcaście "Beyond The Grid". - Później mój tata zabrał mnie i mojego trzy lata starszego brata na pierwsze zawody gokartów. Na początku Oliver był o wiele szybszy. Potem zacząłem go doganiać. Ale w tym czasie najważniejszy na torze był George. Ten George Russell, z którym teraz ścigam się w F1. Wtedy naprawdę był “gościem”, tym od wygrywania wyścigów. Czułem podekscytowanie na myśl, że w ogóle jestem tam, gdzie on - wspominał Norris. Był niskim, ale niesamowicie zapatrzonym w prędkość i ściganie młodym chłopakiem. Na YouTube można znaleźć wywiad 11-letniego Lando Norrisa tuż sprzed startu jednego z jego wyścigów. Już wtedy wydawał się zarażać pasją do ścigania.
W kartingu Brytyjczyk zdobył swoje pierwsze mistrzowskie tytuły. W 2013 roku w Bahrajnie wygrywał w WSK Euro Series, europejskiej CIK-FIA i CIK-FIA Supercup. Kolejny sezon Norris określał jako najgorszy w karierze. A został wtedy… najmłodszym kartingowym mistrzem świata w historii (wygrywając CIK-FIA KF World Championship w barwach Ricky Flynn Motorsport - przyp.red.). - Miałem też pamiętny wyścig w europejskiej serii KF3. Kończył sezon, a ja miałem ogromne szanse na tytuł. Zostałem jednak kilka razy wypchnięty poza tor i pojawiły się potężne problemy z utrzymaniem tempa. Zjechałem do alei serwisowej, gdy sytuacja była już bardzo zła i chciałem zrezygnować. Mechanik uświadomił mnie, że muszę ukończyć wyścig, żeby zostać mistrzem Europy, bo dwóch kierowców zrównało się ze mną punktami w klasyfikacji. Wróciłem na tor, dojechałem jako ostatni, ale po wyścigu mogłem cieszyć się tytułem - opowiadał w rozmowie z portalem vroomcart.com.
Sukcesy w kartingu zaowocowały kontaktami z zespołami, które chciały dać Norrisowi szansę na rozwój w innych seriach. Nie trafił jednak od razu do bolidów jednomiejscowych. Najpierw znalazł się w teamie HHC Motorsport startującym w Ginetta Junior Championship, serii towarzyszącej brytyjskim mistrzostwom aut turystycznych (BTCC). W czasie dwudziestu rund cztery razy wygrał, jedenastokrotnie stanął na podium i osiem razy wywalczył prawo do zajęcia pole position na starcie. Został najlepszym debiutantem w ówczesnej stawce serii i trzecim zawodnikiem klasyfikacji generalnej. - Nigdy nie zapomnę, że Lando zawsze rozgrzewał się przed wyścigiem, grając piłką do tenisa - mówi Sport.pl James Kellett, kolega z teamu Lando Norrisa. - Potrafił nawet stworzyć sobie niewielki kort z niską siatką. Robił to przed każdym wyścigiem, żeby odpowiednio nastawić się przed startem. Czasem przechodziłem tamtędy i dawałem się namówić na mały mecz do trzech wygranych. Konkurowaliśmy ze sobą chyba nawet bardziej niż na torze - wspomina Kellett.
- Raz założyliśmy się, że jeśli wygram, to zrobi mi naklejkę na wizjer, bo kupił maszynę do ich produkcji z winylu i sam wykonywał je dla innych kierowców. Skończyło się tak, że faktycznie go pokonałem. I dał mi naklejkę na kask, którą mam na nim do dziś - opisuje partner Norrisa, który teraz jeździł m.in. w GT5 Challenge. Brytyjczykowi nie brakowało zatem zajęć poza torem, gdzie od kilku lat pochłaniała go już inna pasja.
Simracing. - Kochał to, odkąd go znam. Zawsze fascynowało go to, co związane z jeżdżeniem i streamowaniem online - przyznaje James Kellett. Swój pierwszy symulator Norris dostał wcześnie. - Miałem dziesięć, może jedenaście lat. Kochałem simracing w ten sam sposób co jazdę w kartingu - mówił Norris w rozmowie dla theloadout.com. - Zaczynałem w momencie, kiedy wszystkie programy jak iRacing czy rFactor się rozwijały. Później dostałem Gran Turismo na PlayStation i grałem już przeciwko ludziom z całego świata. Wtedy to stało się moim hobby, zacząłem brać wirtualne wyścigi na poważnie - opisywał.
Dzisiaj Norris jest jednym z najlepszych kierowców na platformie iRacing. Ale do wirtualnego jeżdżenia dołożył także streamowanie tego dla swoich fanów. A tych na swoim profilu na Twitchu zgromadził już ponad 400 tysięcy. - Fajniej jest grać z ich interakcjami. To dobre dla mnie, bo mam z tego więcej radości i dla nich, bo mogą doświadczyć tego, co zazwyczaj niedostępne dla kibiców. Jak często możesz zadać kierowcy pytanie na torze Formuły 1? Bardzo rzadko albo w ogóle - wskazywał Brytyjczyk. I faktycznie, na jego streamach nie ma tylko suchej relacji z wirtualnego ścigania. Lando opowiada anegdoty, zakłada się z widzami, czy śmieje się z memów, które mu podsyłają. Śpiewał nawet piosenkę o Robercie Kubicy. Dzwoni też do innych kierowców. W tym do Maxa Verstappena, którego zapytał o radę, gdy startował z ostatniego pola do wirtualnego Grand Prix Formuły 1 w czasie pandemii. Ten najpierw kazał mu wyłączyć komputer i obejrzeć serial, a potem dodał: "Nie hamuj przed pierwszym zakrętem, wywieź wszystkich poza tor, następnie zrób jedno okrążenie pod prąd i w tym momencie możesz się już rozbić na prostej startowej".
Poza profilem na Twitchu, gdzie streamuje, Lando ma także kanał na YouTube. Tam od dwóch lat wrzuca swoje vlogi. Nagrywa kulisy wyścigów Formuły 1, odpowiedzi na pytania fanów, siebie jak gotuje, czy testuje samochody. W innych sportach nie byłoby to nic dziwnego, bo wielu sportowców jest tak otwartych na kibiców. Ale nie w F1, gdzie większość zawodników pojawia się w mediach społecznościowych tylko, gdy ktoś im to zleci. Część z nich także streamuje na Twitchu. Ale Norris robi o wiele więcej. Swoimi vlogami daje fanom Formułę 1, jakiej jeszcze nie znali. Pokazuje obozy, podczas których zawodnicy przygotowują się do sezonu, a padok, czy garaż, po którym spaceruje, dla stałych widzów stanowią widok, do którego zdążyli się przyzwyczaić. Często to właśnie jego vlogi, a nie wywiady, czy podcasty, które zgadza się nagrywać, mogą być źródłem ciekawych informacji dla dziennikarzy. - Przez tę otwartość i esport wszyscy mówią o nim, a nie o Hamiltonie i innych. To wszystko w jakiś sposób czyni go nową gwiazdą F1 - wskazał Jean Eric-Vergne, były kierowca Toro Rosso w wypowiedzi dla motorsport.tech. - Jest młody, to jego generacja i pomysł, dzięki któremu fani mogą się poczuć zaangażowani. To ważne, żeby mieć takich kierowców, robi świetną robotę - mówił.
Norris dostał się do Formuły 1 w 2017 roku. Trzy lata po debiucie w serii poza kartingiem, dwa po pierwszej rywalizacji w bolidach jednomiejscowych i rok po tym, jak startując w pięciu seriach, w trzech z nich zdobył mistrzowski tytuł. Trafił do McLarena jako kierowca testowy i pozostał w tej roli przez dwa sezony, uzupełniając swoje doświadczenie o kolejne serie - w tym zdobycie mistrzostwa Europejskiej Formuły 3 i wicemistrzostwo Formuły 2. W zeszłym roku mógł się zająć już tylko rywalizacją w F1. Po jedenastym miejscu w klasyfikacji generalnej wybrano go na debiutanta roku.
Nowy sezon Norris miał rozpocząć już w marcu w Australii, ale kierowcom przeszkodziła epidemia koronawirusa. Pierwszy wyścig udało się zorganizować dopiero w lipcu, ale Brytyjczyk wynagrodził sobie oczekiwanie startem z trzeciej pozycji. Wszystko dzięki karze dla Lewisa Hamiltona. Kierowca Mercedesa kilkanaście minut przed startem wyścigu został cofnięty o trzy pola przez incydent z kwalifikacji - ignorowanie żółtych flag. Norris po rozpoczęciu rywalizacji utrzymał się na swojej pozycji, ale szybko zaczął tracić tempo i rywale go wyprzedzali. Przez dużą część wyścigu utrzymywał się na piątej pozycji i szczęśliwie unikał kolejnych przegranych pojedynków, kraks czy usterek technicznych, które gnębiły resztę stawki.
Najważniejszym momentem dla Norrisa okazał się kontakt Lewisa Hamiltona z Alexem Albonem. Kierowca Red Bulla został wyrzucony poza tor przez sześciokrotnego mistrza świata, a sędziowie ukarali Hamiltona doliczeniem mu za to zdarzenie pięciu sekund do ostatecznego rezultatu. Norris przesunął się wówczas na czwarte miejsce i tracił około sześciu sekund do swojego rodaka, ale zmotywowany zaczął odrabiać straty. Przed Hamiltonem jechał niezagrożony Valtteri Bottas, a trzeci Charles Leclerc z Ferrari tracił na tyle niewiele, że musiał znaleźć się przed kierowcą Mercedesa po doliczeniu kary. Rywlizacja o trzecie miejsce pomiędzy Hamiltonem a Norrisem toczyła się jednak do ostatniego zakrętu. Kierowca McLarena próbował zbić przewagę swojego rywala poniżej pięciu sekund.
Ostatecznie Norris wykręcił najszybsze okrążenie całego wyścigu i stracił do Hamiltona 4,8 sekundy, więc po doliczeniu kary znalazł się przed nim. Mógł się cieszyć pierwszym podium w historii swoich startów w Formule 1. Pewnie nie ostatnim, bo Norris jest wymieniany jako kandydat do zwycięstw w F1 i jazdy dla czołowych zespołów. Ma dużo talentu, a w tym sezonie samochód, dzięki któremu McLaren będzie walczył z Ferrari i Racing Point o miano trzeciej siły w obecnej stawce serii.
Norris sam nie robi z siebie gwiazdy. To, jak otwarty jest w stronę kibiców, nie przekłada się na jego życie prywatne. - W czasie pandemii czuję się dobrze, bo robię to, co kocham. Poza streamowaniem rysuję i projektuję. Gdybym częściej zostawał w domu, pewnie robiłbym to całe dnie. Jestem cichy, lubię pobyć sam, słuchać muzyki, czy pisać do znajomych. Może w telewizji, gdy żartowaliśmy sobie z Carlosem Sainzem, to wyglądało inaczej, ale jestem trochę antyspołeczny. Atmosferę wśród kierowców, czy z fanami naprawdę kocham, ale nie lubię tłumów. Być w dużej grupie ludzi. Moim największym koszmarem byłoby usiąść naprzeciwko kogoś i być zmuszonym do rozmowy - opowiadał w podcaście "In The Pink". Jednak teraz pewnie odbierze parę telefonów z gratulacjami od nieznajomych. Bo mówić o jego wyniku z GP Austrii będzie cały świat motorsportu.
Przeczytaj także: