Michael Schumacher przepadł za murem tajemnic. Najdokładniejszą relację zdał arcybiskup

Ponad sześć lat temu Michael Schumacher upadł na nartach we Francji, uderzył głową w głaz i przepadł za murem tajemnic. Rodzina milczy, za publikowanie nieoficjalnych informacji grozi pozwem. A głód wiadomości jest tak wielki, że nawet największe fantazje szybko okrążają świat.

To zaktualizowana wersja tekstu z 2018 roku

Michael Schumacher miał przejść w najbliższych dniach eksperymentalną operację z wykorzystaniem komórek macierzystych. Operacja w paryskim Georges Pompidou European Hospital miała pomóc zregenerować układ nerwowy byłego króla Formuły 1 i zapobiec dalszemu pogarszaniu się jego zdrowia. O operacji miał według niektórych wersji informować sam doktor Philippe Menasche, pionier w leczeniu komórkami macierzystymi, który opiekuje się Schumacherem i już wcześniej, jesienią 2019, leczył go tą metodą. A ceniony neurochirurg Nicola Acciarri ze szpitala w Bolonii wyjaśniał, że Schumacher jest już zupełnie innym człowiekiem niż ten, którego znaliśmy, cierpi na atrofię mięśni i osteoporozę. Taki zabieg mógłby mu wiele dać, ale jest ryzykowny. Doktor Menasche jest kardiologiem, stosował już komórki macierzyste w operacjach serca, ale jak mówił doktor Acciarri, to wszystko są eksperymenty i nie sposób przewidzieć, jak na taką kurację komórkami zareaguje mózg.

Zobacz wideo "Życie kierowców F1 będzie wyglądało zupełnie inaczej. Powrót do gokartów"

"Operacji nie można wykluczyć". Bo od 6 lat niczego, co dotyczy Schumachera nie można wykluczyć. Ani potwierdzić

Pisały o tym wielkie media i mniejsze, poważne i mniej poważne. W doniesieniach na temat tego ryzykownego, ale koniecznego zabiegu cytowana była często jako źródło włoska strona Contro Copertina, która jeszcze w kwietniu pisała, jak bardzo rodzina Michaela Schumachera boi się, by przy jego stanie zdrowia nie ściągnąć koronawirusa do rodzinnego domu. W czerwcu ta sama rodzina, według Contro Copertiny, szykowała już Schumachera w podróż na medyczny eksperyment we Francji, kraju z blisko 30 tysiącami zgonów z powodu koronawirusa. Contro Copertina powołała się przy tej wiadomości na francuską "Le Dauphine". A z kolei "Le Dauphine" powołała się na Contro Copertinę. Kogo miał poinformować o zabiegu sam doktor Menasche, tego ustalić nie sposób, natomiast ceniony neurochirurg Nicola Acciarri z pewnością wypowiadał się o zdrowiu Schumachera – lub wypowiadała, bo według niektórych źródeł Nicola Acciarri jest kobietą - ale to było w grudniu 2019, dla motorsport.com, i to była diagnoza stawiana na odległość. Czyli raczej gdybanie, jak może wyglądać życie Schumachera sześć lat od wypadku.

W końcu tę karuzelę zatrzymał "Guardian", który wpadł na pomysł, żeby te wszystkie wiadomości o operacji posprawdzać. I okazało się, że nie będzie teraz żadnej operacji, choćby ze względu na koronawirusa. Być może jest planowana w przyszłości, tego nie da się wykluczyć. Ale to żadna nowina, w przypadku Michaela Schumachera już od kilku lat niczego nie można ani wykluczyć, ani potwierdzić. Rodzina oddzieliła byłego mistrza murem od mediów i od większości dawnych znajomych, na pytania "Guardiana" też odmówiła odpowiedzi. Rodzina albo nie komentuje, albo dementuje, albo wysyła pozew. Sama nie informuje o konkretach, jeśli już pojawia się jakiś komunikat, to jest to ogólne zapewnienie, że Michael jest w dobrych rękach i "robimy wszystko, co po ludzku możliwe, by mu pomóc" (to z komunikatu ze stycznia 2019).

Nawet pierwszy menedżer Schumachera Willi Webber nie dostał od jego żony Corinny zgody na odwiedziny u mistrza. – Chciałbym mu podać rękę, dotknąć twarzy. Ale Corinna się niestety nie zgadza. Pewnie się boi, że od razu się zorientuję, co się z nim dzieje i ogłoszę to publicznie – mówił Webber w listopadzie 2019, gdy zbliżała się szósta rocznica wypadku na nartach. Jeśli ktoś już odwiedza Schumachera, jak niedawno jego były kolega z Ferrari Felipe Massa, ogranicza się zwykle po wyjściu do "wiem, ale nie powiem" i "to trudny czas".

Najdokładniejszą relację zdał arcybiskup

 "Siedziałem naprzeciw niego, trzymając go za ręce. Były ciepłe. A twarz jest taka, jaką wszyscy znamy, typowy Michael Schumacher. Tylko trochę się ta twarz zaokrągliła. On czuje, że są wokół niego kochający ludzie, którzy się o niego troszczą. I którzy, dzięki Bogu, trzymają go z dala od publicznego zainteresowania. Osoba, która jest chora, potrzebuje dyskrecji i zrozumienia".

To jest najbardziej szczegółowa, niezdementowana przez rodzinę relacja o stanie zdrowia Michaela Schumachera, jaka się ukazała w mediach w ostatnich latach. Pełna niedopowiedzeń, zdana z ponaddwuletnim opóźnieniem przez Georga Gänsweina. Tak, tego Georga Gänsweina: niemieckiego arcybiskupa, sekretarza papieża Benedykta XVI, prefekta Domu Papieskiego. Gänswein został latem 2016 roku zaproszony do rodzinnej willi Schumacherów w Gland, nad Jeziorem Genewskim, by dać rodzinie wsparcie, pomodlić się z nią. Pomysł wyszedł od Jeana Todta, przyjaciela Schumacherów, byłego szefa Michaela w Ferrari, dziś szefa Międzynarodowej Federacji Samochodowej. A jesienią 2018 roku Gänswein opowiedział o tej wizycie w plotkarskim magazynie "Bunte", który był już kilka razy pozywany przez rodzinę Schumacherów pod zarzutem naruszania jej prywatności. Arcybiskup zrobił to, wszystko wskazuje, bez konsultacji z Schumacherami. Rozpętał medialną dyskusję: wolno mu było tak zrobić, czy nie. Ale dementi rodziny tym razem nie było. I tych kilka zdań Gänsweina okrążyło świat, bo każde zdanie kogoś, kto został po wypadku dopuszczony do Michaela Schumachera, staje się wydarzeniem.

Sprostowanie: nie, on nie chodzi. Nie dawajmy ludziom fałszywej nadziei

Mija już 6,5 roku, od kiedy Michael Schumacher uderzył w głaz na stoku narciarskim we Francji, odnosząc tak poważne obrażenia, że dopiero po  blisko pół roku wybudzono go ze śpiączki. Przez pięć lat nie ukazało się żadne jego zdjęcie z czasów po wypadku. Od kiedy został jesienią 2014 roku przewieziony ze szpitala w Lozannie do domu nad Jeziorem Genewskim, nie było żadnego oficjalnego komunikatu o postępach w rehabilitacji. Nie było żadnego oficjalnego komentarza Corinny Schumacher, żony Michaela. Były tylko plotki, przecieki, pozwy, procesy i sprostowania, w tym jedno bardzo znaczące, z grudnia 2015 roku: nie, on nie chodzi, nie dawajmy ludziom fałszywej nadziei. To była odpowiedź prawnika Schumacherów Felixa Damma na publikację "Bunte", że zdarzył się cud i Schumacher zaczął się poruszać o własnych siłach.

Nie wiadomo, czy coś się zmieniło przez następne lata. Czy zdarzył się jakiś cud, czy nie. Czy jest szansa, że Schumacher będzie kiedyś chodzić, czy nie. Nawet: czy jest z nim kontakt, czy nie. Jean Todt, który jest częstym gościem u Schumacherów, opowiadał niedawno, że oglądał Grand Prix Brazylii 2018 w towarzystwie Michaela. Ale nie zdradził nic więcej. "Paris Match" cytował anonimowo byłego kierowcę, który ponoć bywa u Schumacherów, i opowiedział dziennikarzom, że Michael czasem płacze, gdy siedzi na wózku i patrzy na piękno przyrody za oknem.

"Bild" z 29 grudnia, na piątą rocznicę wypadku, krzyczał z pierwszej strony, że poda szczegóły nowego życia Schumachera. Ale detali tam było niewiele: Schumacherem opiekuje się na stałe 10 rehabilitantów, część rodzinnej willi przypomina klinikę, tyle tam sprzętu medycznego, a podczas rehabilitacji Michaelowi m.in. puszczano z głośników odgłosy jego bolidów. Na zdjęciach jest tylko posiadłość nad jeziorem i Michael sprzed wypadku. Nawet "Bild" nie chce się wdawać w bitwy na paragrafy z rodziną Schumacherów. Gdy pojawiły się informacje o wspomnianym zabiegu z użyciem komórek macierzystych w Paryżu jesienią 2019, pierwszym źródłem "Le Parisien" była pielęgniarka, która zapewniała, że to naprawdę mistrz jest w środku i że oddział zamienił się w twierdzę. A doktor Menasche tak odpowiadał na pytania, żeby na najważniejsze nie odpowiedzieć. Zapewniał tylko, że nazywanie jego metod "eksperymentami" obraża go.

150 interwencji prawnika w półtora roku

Felix Damm stracił rachubę, ile pozwów i wezwań do zaniechania publikacji jego frankfurcka kancelaria wysłała do mediów przez te lata od wypadku. Już przez pierwsze półtora roku zebrało się takich pism ponad 150. Były pozwy za publikację zdjęć Corinny Schumacher idącej do szpitala, za artykuły o tym, że jest dobrze, za artykuły o tym, że jest źle. Sądy w kilku niemieckich miastach rozstrzygały spory "Schumacherowie kontra media" o to, czy można podawać do publicznej wiadomości, że Michael czuje obecność bliskich, czy można, że porozumiewa się wzrokiem, albo że w ogóle otworzył oczy. Był proces o odszkodowanie za plotkę, że małżeństwo przed wypadkiem przechodziło kryzys, i za wspomnianą wiadomość o tym, że Michael chodzi.

Sabine Kehm, menedżerka Schumacherów, tłumaczy że rodzina nie ma innego wyjścia. Każde słowo o Michaelu w mediach kończy się lawiną pytań, milczenie to jedyny sposób na wyrwanie się z błędnego koła.

Życie w oblężeniu: dziennikarz przebrany za księdza, samobójstwo po kradzieży dokumentacji medycznej

Pierwsze miesiące po wypadku były życiem w oblężeniu. Sto kilkadziesiąt ekip dziennikarskich pod szpitalem w Grenoble, a potem w Lozannie, próby wykradania informacji przez oszustów. Jeden z nich przebrał się za księdza i zdołał dostać się do szpitala, zanim został zdemaskowany. Inny udawał Rolfa Schumachera, ojca Michaela. W sierpniu 2014 roku pracownik szwajcarskiego ratownictwa lotniczego został aresztowany za kradzież dokumentacji medycznej Schumachera. Niedługo później powiesił się w areszcie w Zurychu. Paparazzi próbowali już najróżniejszych sposobów na uchwycenie Michaela w obiektywie. Podpływali do szwajcarskiej posiadłości Schumacherów - czyli małego pałacu nad jeziorem, z własnym basenem, ścianą wspinaczkową, salą kinową, kręgielnią, otoczonego z trzech stron lasem – łodziami, nadlatywali helikopterami, korzystali z dronów. Gdyby wierzyć w każdą informację o Schumacherach, Michael musiałby być w ostatnich miesiącach w trzech miejscach jednocześnie: w domu w Gland, w klinice w Dallas, wyspecjalizowanej w leczeniu urazów mózgu i w domu na Majorce, kupionym niedawno przez żonę.

Sam Schumacher dom swoich marzeń opisywał kiedyś tak: "Willa na klifie, z windą w dół. Żebym mógł sobie spokojnie wypłynąć w morze i nikt na mnie nie patrzył". – Przez lata budowałem coraz wyższy mur i chroniłem się za nim. Nikt tak naprawdę nie wiedział, kim ten Schumacher naprawdę jest - mówił Michael w 2006 roku, gdy pierwszy raz kończył karierę kierowcy Formuły 1. Potem wrócił jeszcze do F1 na trzy sezony, do Mercedesa, ale nie dołożył już żadnego tytułu do rekordowych siedmiu.

"Quick Mick": Schumacher junior idzie w ślady ojca

- Zawsze oddzielał pracę od życia prywatnego. Nigdy nie zaprosił żadnego dziennikarza do swojego domu. Żaden dziennikarz nie miał nigdy jego numeru telefonu – mówiła Sabine Kehm w "Der Spiegel" w 2015 roku. Ona też wypowiada się w mediach bardzo rzadko. Kiedyś była dziennikarką "Die Welt" i "Sueddeutsche Zeitung". Schumacher zatrudnił ją w 2000 roku, roku w którym zaczęła się jego wielka dominacja w Formule 1 – pięć tytułów dla Ferrari w pięć lat - by zajęła się jego kontaktami z mediami. Potem została menedżerką jego i rodziny. Dziś prowadzi też karierę Micka Schumachera. Mick ma 19 lat, został w 2018 mistrzem Europy w Formule 3 i prędzej czy później wezwie go Formuła 1. Wtedy rozpęta się nowe szaleństwo, takie przed którym Mick był chroniony od dzieciństwa. Schumacherowie nakładali nawet swego czasu sądowy zakaz pisania o jego początkach w kartingu, wystawiali go w kartingowych wyścigach pod panieńskim nazwiskiem matki, Betsch. Teraz Mick Schumacher to już "Quick Mick", kandydat na gwiazdę, przeskakujący kolejne szczeble: Formuła 3, Formuła 2, Ferrari Driver Academy. Syn Ralfa Schumachera, młodszego brata Michaela, też się ściga. Córka Schumacherów poszła natomiast  w ślady matki i wybrała jazdę konną.

Niedziela, dzień adrenaliny. I wypadku, który zmienił życie

- Chciałbym żeby mój syn był tenisistą, golfistą, ale nie kierowcą jak ojciec, bo to będzie wielkie obciążenie. Choć gdy będzie chciał, to nie powstrzymam go – mówił Michael w wywiadzie 12 lat temu. Ale przyszedł potem taki moment, że zostało mu tylko zapytać Micka: chcesz być w wyścigach dla przyjemności, czy dla wygrywania? Usłyszał: dla wygrywania. Mick nazywa ojca swoim mistrzem i idolem. Był też przy ojcu tego feralnego dnia na stoku.  

29 grudnia 2013 roku to była niedziela. Niedziela to był przez całą karierę Schumachera dzień adrenaliny: dzień ponad 300 przejechanych wyścigów w Formule 1, dzień świętowania siedmiu tytułów mistrzowskich, dzień bicia rekordów, dzień 151 miejsc na podium. Dzień jazdy w cieniu śmierci, jak w 1994 roku, gdy Michael wygrał Grand Prix San Marino na koniec weekendu, podczas którego zginęli Roland Ratzenberger i Ayrton Senna. Dzień bezpardonowej walki z rywalami, często na krawędzi tego, co dozwolone, albo już za krawędzią. Dzień kontrowersji, kolizji, dzielących padok team orders. Ale w grudniu 2013 roku Schumacher był już od ponad roku byłym kierowcą F1. Przyjechał w okolice Meribel w Sabaudii na urlop świąteczno-noworoczny. Kolejny już urlop rodzinny w tej części Alp, z jazdą na nartach na trasach igrzysk olimpijskich 1992 roku.

Wypadek zdarzył się o godzinie 11:17, na wysokości 2700 metrów. Michael jechał z kamerą na kasku, zapis wideo jest w rękach rodziny. Nie ma tam nic sensacyjnego: Schumacher nie jechał szybko, trasa w tym miejscu nie jest stroma. Z nikim się nie zderzył.

Kask rozbity o kamień. I szczęście w nieszczęściu

Zgubiło go to, że zjechał kilka metrów w bok z wyratrakowanej trasy. Akurat w miejscu, gdzie były głazy. Spadło na nie trochę śniegu: na tyle dużo, żeby je przykryć, na tyle mało, że narta nie ześlizgnęła się po kamieniu, tylko zahaczyła o niego. Schumacher stracił równowagę, uderzył głową w następny głaz. Rozbił kask na trzy części. Gdy znaleźli go ratownicy, był jeszcze przytomny, poruszał kończynami, ale nie reagował na pytania. Później stracił przytomność. Kierowca, który przez całą karierę w Formule 1 złamał tylko piszczel, po wypadku na Silverstone w 1999, który był symbolem perfekcyjnego przygotowania fizycznego, został uwięziony na lata we własnym ciele. Rekordzista w liczbie tytułów mistrza świata F1 dostał od losu tylko rok, by w pełni cieszyć się życiem po karierze.

I tak miał w tym nieszczęściu wiele szczęścia: że jechał w kasku, że helikopter ratunkowy był blisko, w bazie w Courchevel, a nie na innej akcji ratunkowej. To się o tej porze roku nie zdarza często. Schumacher przeszedł dwie operacje ratujące życie, dopiero w kwietniu 2014 został wybudzony ze śpiączki, potem trafił do kliniki w Lozannie. A z niej do domu w Gland i wówczas, po komunikacie Sabine Kehm, że Michael "robi postępy" w rehabilitacji, zapadła cisza. I jeśli chodzi o konkrety o stanie zdrowia mistrza, ta cisza trwa do dziś.

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.