Wielkie oszustwo, kontakty z Trumpem i szemrane interesy. Briatore miał F1 w głębokim poważaniu

Wybuchające bomby, szemrane interesy, drogie dżinsy i czerwone mokasyny, nogi modelek ciągnące się po horyzont, ogromny jacht Force Blue, wielkie oszustwo w Singapurze oraz kontakty z Donaldem Trumpem i Silvio Berlusconim. To tak na początek. Witajcie w świecie najbarwniejszej postaci w historii F1. Flavio Briatore kończy 70 lat.

W Formule 1 znalazł się w równie zaskakujący sposób, jak się z nią pożegnał. Był wtedy prawą ręką Luciano Benettona, właściciela fabryki odzieży. Zaczynali z rozmachem zdobywać rynek, a Briatore podbijał Stany Zjednoczone, gdzie otworzył 800 butików. Na wyścigu F1 pojawili się przypadkiem. Luciano Benetton miał w tym czasie swój zespół odkupiony w 1986 od Tolemana. Ekipy w której zaczynał wielką karierę Ayrton Senna. Tyle, że Benetton radził sobie przeciętnie. Luciano i Flavio zobaczyli wyścig w Australii, choć zobaczyli to pewnie za dużo powiedzianie, bo Briatore miał F1 w głębokim poważaniu. Ale to była świetna okazja do załatwiania interesów i błyszczenia w świecie glamour. A w tym włoski playboy był znakomity.

Zespół F1 jak restauracja

Nie wiedział wtedy, jaki plan zrodził się w głowie Luciano. Być może pchnął go do tego sam Briatore, który skrytykował działanie zespołu. - Jak mogłeś skrytykować zespół, skoro nie miałeś pojęcia o świecie F1? - dopytywał go w podcaście Beyond the Grid Tom Clarkson. - To jest jak z restauracją. Wchodzisz i widzisz, czy działa dobrze, czy źle oraz jakie są największe problemy - wypalił Briatore. Swoją drogą, wiele lat wcześniej maczał palce w tym biznesie, doprowadzając do plajty restaurację "Tribula". Następnie zajmował się sprzedawaniem ubezpieczeń, aż w końcu poznał Attilio Dutto, sycylijskiego właściciela fabryki farb. Jego poprzednik związany był z mafią i heroiną, a kręta droga życiowa zaprowadziła go do więzienia, gdzie został otruty. Dutto zajął jego miejsce, ale skończył niewiele lepiej, w samochodzie-pułapce. Sprawców nie znaleziono, a firma zbankrutowała. Briatore został skazany na 4,5 roku więzienia za defraudację majątku i salwował się ucieczką na Wyspy Dziewicze. Wrócił do Mediolanu dopiero po ogłoszeniu amnestii. 

Zobacz wideo Kubica o odwołaniu GP Chin: Koronawirusa nie można lekceważyć

Zesłanie do zespołu Benettona

To właśnie tam los zetknął go z Luciano Benettonem, który w 1988 r. poprosił Briatore, by spędził kilka miesięcy w Londynie, zajmując się zespołem F1. - To nie był żaden Londyn, tylko jakaś dziura z fabryką, trzy godziny jazdy od Londynu - wspominał po latach Flavio. A także to, że wyjazdem z USA wyjątkowo zawiedziony był Donald Trump, który koniecznie chciał pracować z nim i tylko z nim. Nie znał się na samochodach, mechanice, silnikach, strategii, na niczym, co w Formule 1 ma znaczenie. Z wyjątkiem jednego. Znał się na sprzedawaniu produktów, a czy chodziło o koszulki, czy samochody F1? Co to za różnica. - Wszyscy wokół ciągle opowiadali o skrzyniach biegów, czy zawieszeniu. Nie miałem o tym bladego pojęcia. Tylko, że dla mnie było oczywiste, że kibice chcą oglądać pojedynki Senny z Schumacherem, a nie skrzynie biegów - tłumaczył swoje podejście do pracy. Szybko znalazł wspólny język z Bernie Ecclestonem, odpowiadającym za prawa marketingowe F1. Chłodem powiało między nimi tylko raz, kiedy przed domem dopiero co kupionym od Berniego wybuchła bomba. Na szczęście jakoś to sobie wyjaśnili. Ale za nic w świecie nie mógł porozumieć się z wyścigowym purystą, padokowym pedantem, szefem McLarena, Ronem Dennisem. - Ty nic nie rozumiesz - powtarzał mu często Dennis z wyraźną pogardą w głosie. 

Najlepszy ser w padoku

Briatore może nie znał się na samochodach, ale miał już spore doświadczenie w biznesie i zarządzaniu firmą. Wziął się więc za zarządzanie ekipą, o której nie miał najlepszego zdania. Brakowało im presji, motywacji i dyscypliny. Jego zdaniem wszystko rozłaziło się w szwach, co oznaczało, że musiał zrobić porządki po swojemu. Wybrał odpowiednich ludzi ze świata wyścigów na kierownicze stanowiska i czekał na właściwego kierowcę. Co prawda miał w zespole Nelsona Piqueta, trzykrotnego mistrza świata, ale Brazylijczyk zbliżał się już do końca kariery. Briatore kusił Ayrtona Sennę, obiecując najlepszy w padoku ser i pepperoni oraz milion dolarów za sezon, ale dla Senny to były wtedy grosze. O tyle potrafił założyć się z Ronem Dennisem, kiedy chodziło o negocjacje kontraktowe i rozbieżności w potencjalnej sumie za sezon. Rzucili więc monetą, Senna przegrał, a później Dennis odebrał mu milion, ale za każdy sezon umowy, czyli w sumie 3 miliony. Nie zmienia to faktu, że Briatore był uważany w świecie F1 za "gościa od koszulek", nie człowieka wyścigów. Opinie mogły zmienić tylko wyniki, a tych brakowało. 

Przyjście Michaela Schumachera 

Okazja nadarzyła się w 1991 roku, kiedy na torze Spa-Francorchamps pojawił się fenomenalny młodziak z Niemiec o nazwisku Schumacher. Chłopak przysięgał, że zna ten tor na pamięć, mimo że nigdy wcześniej na nim nie jeździł. Zastąpił wtedy w ostatniej chwili Bertranda Gachota, który za zaatakowanie gazem taksówkarza w Londynie trafił za kratki. Schumacher w przeciętnym bolidzie Jordanie był 7. w kwalifikacjach i z miejsca stał się języczkiem u wagi całego świata F1. Bernie Ecclestone dostrzegł w nim ogromny potencjał (a także w jeżdżących za nim niemieckich kibicach) i naciskał Briatore na ściągnięcie go do siebie. Skończyło się awanturą z Eddim Jordanem i sprawą w sądzie, ale Schumacher wylądował w Benettonie, zapewniając sobie dwa mistrzowskie tytuły. Oczywiście nie bez kontrowersji, wśród których najgłośniej było o zakazanej kontroli trakcji. Schumacher musiał w odpowiedniej kolejności wciskać gaz i hamulec tuż przed startem, co sprawiało, że elektronika pomagała mu w perfekcyjnych początkach wyścigów. FIA badała sprawę nie raz, tyle że ich komputery niczego nie potrafiły wykryć. Flavio Briatore i Pat Symonds przyznali się ostatecznie do posiadania zakazanych modułów, twierdząc jednocześnie, że nigdy z nich nie korzystali. Coś jak z trawką i Billem Clintonem. 

Afera Crashgate

Duet Briatore-Symonds zasłynął później znacznie większą aferą, którą obaj przypłacili odsunięciem od Formuły 1. Po zakończeniu przygody z Benettonem Flavio trafił do Renault. Historia z Benettona powtórzyła się właściwie 1:1. Zespół nie miał budżetu na wielkiego kierowcę z nazwiskiem, więc postawili na bardzo utalentowanego młodziaka z Hiszpanii. Fernando Alonso odpłacił się dwoma mistrzowskimi tytułami. Żadna passa nie trwa jednak wiecznie. Alonso odszedł do McLarena, a kiedy po roku wrócił jak niepyszny, Renault nie miało już konkurencyjnego samochodu. Miało za to najbardziej kreatywnego szefa zespołu w historii, który zasady traktował z przymrużeniem oka. Sekwencję zdarzeń z wyścigu w Singapurze w 2009 r. każdy kibic F1 zna na pamięć. Alonso startuje z 15 miejsca i ma w samochodzie zaskakująco mało paliwa (co wzbudza nieukrywane zdumienie innych kierowców i zespołów, bo logika nakazywała inną strategię). Szybko przebija się do przodu, po czym jako pierwszy zjeżdża na zmianę opon i czeka. Na co? Aż jego zespołowy kolega Nelson Piquet Junior rozbije bolid w odpowiednim zakręcie, co wymusi wyjazd samochodu bezpieczeństwa. To wszystko sprawia, że Hiszpan znajduje się na czele i sensacyjnie wygrywa wyścig. Misternie uknuta intryga wyszła ostatecznie na światło dziennie, kiedy o wszystkim opowiedział Nelson Piquet Junior. Nie wiadomo, czy bardziej pchnęło go do tego sumienie, czy złość na pozbycie się go z zespołu. Szef FIA Max Mosley był bezwzględny i za aferę nazwaną Crashgaet usunął Briatore i Symondsa z F1. - To nie żaden prezydent, tylko Myszka Miki. Uwziął się na mnie od początku. Zresztą sąd w Paryżu ostatecznie mnie uniewinnił - podsumował historię Briatore. Ale do F1 już nie wrócił, a zamiast miliona dolarów odszkodowania, sąd przyznał mu 15 tysięcy. 

Futbol - zabawa dla bardzo bogatych

Miał za to kilka innych pomysłów na zarabianie pieniędzy, jak choćby kupno klubu Queens Park Rangers na spółkę z Berniem Ecclestonem oraz najbogatszym wtedy Brytyjczykiem, pochodzącym z Indii Lakshmim Mittalem. Briatore klub widział tylko raz, podczas lotu helikopterem. Ale cel osiągnął i w ciągu czterech lat QPR trafili do Premier League. - Nauczyłem się, żeby nigdy więcej nie zajmować się futbolem. To zabawa wyłącznie dla ludzi, którzy mają bardzo dużo pieniędzy i czasu. W ciągu dwóch lat stają się biedni i nie mają już tych problemów, co wcześniej - skwitował przygodę z QPR. 

Supermodelki i nocne kluby

Jego znakiem rozpoznawczym stały się długie, siwe włosy, niebieskie okulary przeciwsłoneczne, drogie ubrania i tabuny krążących wokół piękności. Z listy ówczesnych supermodelek łatwiej byłoby wybrać te, z którymi się nie spotykał, niż z te z którymi był widziany. Do najsłynniejszych należą Naomi Campbell i Heidi Klum, z którą doczekał się córki. Doczekał to może nie najlepsze słowo, bo chwilę wcześniej ich drogi się rozeszły. Heidi Klum znalazła wtedy pocieszenie w ramionach piosenkarza Seala, który przejął na siebie ojcowskie obowiązki. Flavio uznał jednak, że czas się nieco ustatkować i w 2008 r. założył rodzinę z byłą modelką Wondebry, Elisabettą Gregoraci. W międzyczasie założył markę odzieżową i nocny klub na Sardynii. Jedno i drugie nazwał "Billionaire", bo miało robić wrażenie. I robiło. Jeansy kosztowały 1700 dolarów, a skórzana kurtka 18 000. Ceny w klubie na Sardynii także kusiły wyłącznie wybranych. I o to chodziło. - Ludzie szukają dobrej energii i ja im ją daję - mówił Briatore w wywiadzie dla "Esquire". 

Bunga Bunga

Dobra energia płynęła z willi z basenem w Porto Cervo, w której na otwarcie zagrał utalentowany DJ David Guetta i gdzie butelka szampana Cristal kosztowała 800 euro. Interes okazał się strzałem w dziesiątkę, a listę imprezowiczów otwierają Leonardo di Caprio i Denzel Washington. Nikogo pewnie nie zdziwi fakt, że tuż obok Billionaire Club posiadłość ma Silvio Berlusconi. I że stałą bywalczynią była niejaka Lele Mora, celebrytka oskarżona o pośrednictwo w sprowadzanie prostytutek na równie znane imprezy organizowane po sąsiedzku, pod nazwą “Bunga bunga”. Być może to przysporzyło sławy klubowi, który swoje filie ma również w Dubaju, Marbelli, Baku, Bodrum, Stambule i Monte Carlo. Ostatnio głośno było o grupie dobrze bawiących się Rosjan, którzy zamówili 90 butelek szampana oraz innych alkoholi. "Champaige shower" wypadł świetnie, a Rosjanie ulotnili się, zostawiając nieuregulowanych rachunek na 85 tysięcy euro. 

Słynny jacht w Monako

W Monako przez lata cumował jacht Briatore. Force Blue miał 63 metry długości, a jego wartość szacowano na 20 mln. USD. Był świadkiem wielu imprez, a także kontroli urzędu podatkowego, któremu coś nie zgadzało się w rachunkach. Łódź można było wynająć za 240 tys. USD tygodniowo. Według Briatore była chętnie wynajmowana, według śledczych również, tyle że przez niego samego i jego rodzinę, więc musi oddać prawie 4 miliony euro podatku VAT. Doszła do tego sprawa nielegalnego paliwa, a wyrok 18 miesięcy więzienia usłyszeli kapitan oraz administrator łodzi. 

Alonso to rottweiler

Flavio Briatore wciąż śledzi, co dzieje się w Formule 1. O sześciokrotnym mistrzu świata Lewsie Hamiltonie mówi, że nikt nie wywiera na nim presji, o Maxie Verstappenie, że jest gladiatorem i szkoda, że miał kiedyś w Benettonie jego ojca Josa, a nie Maxa. A o Fernando Alonso, że jest rottweilerem i wciąż byłby znakomity. Briatore pozostaje jego menedżerem. 70-letni Briatore ma wciąż dużo energii i pomysłów. - Budzę się z myślą o kolejnych wyzwaniach - opowiadał ostatnio. Na razie martwi się o włoską gospodarkę i o to, że włoskie firmy zostaną wykupione przez Chińczyków. Zganił też dobrego znajomego Donaldo Trumpa za złą politykę wobec epidemii koronawirusa, choć przyznał, że nie rozmawiali od miesięcy. Może odezwie się z okazji 70 urodzin. 

Przeczytaj także:

Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a

Sport.pl LiveSport.pl Live .

Więcej o:
Copyright © Agora SA