Ferrari potajemnie porozumiało się z władzami F1! Rywale są zbulwersowani. Będą domagać się dyskwalifikacji?

Takiego zamieszania w Formule 1 nie było już dawno. Ferrari, posądzane o nielegalne rozwiązania w silnikach, potajemnie porozumiało się z Międzynarodową Federacją Samochodową. Tyle że FIA wydała w tej sprawie oficjalny komunikat. Siedem zespołów Formuły 1 domaga się wyjaśnień. Na szali może leżeć 91 milionów dolarów do podziału.

Wszystko zaczęło się ostatniego dnia testów w Barcelonie, gdy większość dziennikarzy zajmowała się pisaniem relacji, a poszczególne ekipy opuszczały tor. Pora wysłania komunikatu jest równie zagadkowa jak jego treść "FIA ogłasza, że po dokładnych badaniach technicznych zakończyła analizę działania jednostki napędowej Scuderia Ferrari i osiągnęła porozumienie z zespołem. Szczegóły umowy pozostaną między stronami". Jednym komunikat umknął w natłoku pracy, inni nie mieli z kim omówić tej kwestii, bo większość wpływowych osób, opuściła już padok. Ale to nie znaczy, że o sprawie zapomniano. 

Zobacz wideo Kubica: Lubię wyzwania. DTM to poziom zbliżony do F1

O co w ogóle chodzi?

W drugiej połowie 2019 r. zespół Ferrari wyraźnie nabrał tempa. Ich samochody były zdecydowanie szybsze od innych na prostych. Tak nagły skok osiągów zaczął wzbudzać podejrzenia. Max Verstappen jasno stwierdził nawet w jednym z wywiadów, że Ferrari oszukuje. Podejrzenia wzbudził miernik przepływu paliwa. Przepisy Formuły 1 jasno regulują tę sprawę, a samochody nie mogą zużywać więcej niż 100 kg paliwa na godzinę. Ferrari było więc podejrzewane o to, że znalazło sposób na oszukanie miernika, a tym samym zwiększenie osiągów jednostki napędowej.

Ferrari jednak wolniejsze

Badania techniczne FIA nie wykazały żadnych nieprawidłowości, ale od czasu wybuchu afery, Ferrari znacznie zwolniło tempo. Szef Scuderii Mattia Binotto tłumaczył to eksperymentami z dociskiem aerodynamicznym, choć pozostałe ekipy mocno w to wątpiły. Na wszelki wypadek FIA wprowadziła na sezon 2020 dodatkowy, obowiązkowy miernik przepływu paliwa. Sprawa ucichła aż do przedsezonowych testów w Barcelonie. Tempo Ferrari nie było zbyt dobre, a Binotto na oficjalnej konferencji przyznał, że jego zespół odstaje pod względem osiągów silnika i raczej nie nawiąże walki na początku sezonu 2020. To był jeden z zaskakujących sygnałów. Kolejnym okazał się komunikat FIA.

Tajny układ

Potajemne umowy z FIA nie są niczym nadzwyczajnym i zdarzyły się w F1 nie raz. Ale tajna umowa, o której Federacja oficjalnie informuje, to coś nowego. Między wierszami można bowiem odczytać, że FIA znalazła nieprawidłowości, ale nie zamierza wkraczać na oficjalną drogę i karać za to Ferrari, a w zamian Ferrari do czegoś się zobowiązuje, co również ujęto w komunikacie dość enigmatycznie "FIA i Scuderia Ferrari zgodziły się na szereg zobowiązań technicznych, które poprawią monitorowanie wszystkich jednostek napędowych Formuły 1 w nadchodzących sezonach, a także pomogą FIA w innych regulacjach w Formule 1 oraz w działaniach badawczych dotyczących emisji dwutlenku węgla i zrównoważonej energii."

To wzbudziło sprzeciw innych ekip. Jak to? Albo silnik Ferrari był zgodny z regulaminem albo nie. A jeśli nie, to dlaczego zespół nie został ukarany? Dlatego wszystkie zespoły z wyjątkiem Ferrari i związanych z tą ekipą Haasem i Alfą Romeo, wystosowały oficjalne pismo do władz F1, podkreślając, że są zszokowane i zbulwersowane takim rozstrzygnięciem sprawy.

Ferrari może stracić 91 mln. USD

Jeśli Ferrari rzeczywiście oszukiwało i zostało na tym złapane, należałoby się spodziewać dyskwalifikacji. Ta z kolei wiąże się z konkretnymi stratami finansowymi. Za drugie miejsce w klasyfikacji konstruktorów zespół otrzymał 56 mln. dol. premii (mistrzowski Mercedes 66 mln, trzeci w klasyfikacji Red Bull 46 mln, a ostatni Williams 15 mln.). Do tego dochodzi równy podział zysków, który w 2019 r. wynosił po 35 milionów dolarów. na zespół (dla ekip, które startują od co najmniej dwóch sezonów). Gdyby zatem Ferrari zostało zdyskwalifikowane, pozostałe ekipy mogłyby liczyć po pierwsze na dodatkowy podział 91 milionów dolarów, a po drugie na osłabienie jednego z pretendentów do tytułu. Problem polega na tym, że czas na oficjalne protesty minął dawno temu. Można je było zgłaszać maksymalnie na cztery dni przed ostatecznym ogłoszeniem podziału premii.

To jeszcze nie koniec

Zagadką pozostaje fakt dlaczego FIA wróciła do tej sprawy i dlaczego wydała tak dziwny komunikat. Bardzo prawdopodobna wydaje się wersja, że o ewentualnych nieprawidłowościach poinformował jeden z pracowników lub byłych pracowników Ferrari. Nie do końca wiadomo również, dlaczego Federacja nie wkroczyła na oficjalną ścieżkę. Według autosport.com mogło brakować dowodów na to, kiedy dokładnie Ferrari oszukiwało. Red Bull, McLaren, Renault, Racing Point, Alpha Tauri oraz Williams żądają pełnej transparentności i wyjaśnienia całej sprawy, która może mieć swój finał przed Międzynarodowym Trybunałem FIA.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.