Nowe części Williamsa są niezwykle kruche. Po wyjeździe Kubicy na tor, natychmiast uległy uszkodzeniu

Nowe części Williamsa okazały się jak rafa koralowa. Robią wrażenie, ale są niezwykle kruche i wrażliwe. Z odrabiania start do kolejnych zespołów znowu wyszły nici. Zespół z Grove wciąż wlecze się w ogonie stawki i nie ma szans na walkę z nikim.
Zobacz wideo

Robert Kubica znów miał problemy na treningach

- Musieliśmy zrobić dwa kroki w tył, żeby później zrobić trzy w przód - zapowiadała przed weekendem szefowa zespołu Claire Williams. Cała ekipa w pocie czoła pracowała nad pierwszym, poważnym pakietem poprawek. W piątek testował go Robert Kubica, w sobotę także George Russell. Niestety z porządnych testów nic nie wyszło. Ledwie Polak wyjechał na tor, a już się okazało, że przygotowane z takim trudem nowe elementy są zbyt delikatne i natychmiast uległy uszkodzeniu.

Podczas piątkowych treningów na Hockenheim panowały ekstremalne warunki. Według dostarczającej opon firmy Pirelli, temperatura nawierzchni osiągnęła rekordowy w tym sezonie poziom 58 C. Wyniki tych treningów były mało wymierne, w dodatku dały niewiele danych pod kątem przygotowań do kwalifikacji. W sobotę temperatura powietrza spadła bowiem poniżej 30 C, a toru dobiła do „zaledwie” 48 C. George Russell który zgodnie z zapowiedzią otrzymał nowe części na 3. trening i kwalifikacje nie mógł do końca sprawdzić ich potencjału. Uszkodził bowiem podłogę w samochodzie i sporą część treningu spędził w garażu. Kwalifikacje były więc zagadką i dla Williamsa skończyły się rozczarowaniem.

Robert Kubica o ochronie części przed uszkodzeniami

- Musieliśmy pójść na kompromis, aby ochronić części przed uszkodzeniami - przyznał po kwalifikacjach w rozmowie z Eleven Sports Kubica. Potwierdził tym samym, że zespół nie jest na razie w stanie wydobyć pełnego potencjału z nowych części. Wspomniany kompromis może na przykład polegać na unikaniu kontaktu z krawężnikami i ostrymi przejazdami po tarkach, które wyznaczają limit toru. Tyle tylko, że przejazdy po tarkach są wpisane w linię wyścigową kierowców, a ich omijanie kłóci się z próbą osiągania dobrych czasów. Williams z poprawkami buksuje więc w miejscu, bo do następnego kierowcy, w tym wypadku Alexa Albona z Toro Rosso, stracił 1,3 sek. I to tylko dlatego, że zawodnik z Tajlandii został przyblokowany na swoim decydującym okrążeniu.

Zresztą, aby oddać potencjał zespołu i pokazać realną różnicę do kolejnego kierowcy lub do pole position, należy podawać stratę w procentach, a nie częściach sekundy. Tory i uzyskiwane na nich czasy mocno różnią się od siebie i sekunda straty na jednym torze nie jest równa sekundzie gdzie indziej. Dwa tygodnie temu na Silverstone zdobywca pole position (Vatleri Bottas) przejechał okrążenie w 1:25:093 podczas gdy na Hockeneheim Lewis Hamilton zdobył pierwsze pole startowe uzyskując 1:11:767. Straty innych kierowców są więc z oczywistych powodów proporcjonalnie mniejsze. Wyglądało na to, że Williams rzeczywiście pomalutku zmniejsza dystans do innych ekip. Ale to złudzenie.

Claire Williams wierzy w postęp zespołu

W Wielkiej Brytanii, lepszy z Williamsa George Russell uzyskał 103,1 %  czasu zwycięzcy kwalifikacji, (strata 2,696 sek.) podczas gdy w Niemczech zespół wrócił do 104,1 % (strata 3,046 sek.). Inne zespoły nie zasypiają gruszek w popiele i też przygotowały sporo poprawek na GP Niemiec. Dzięki nim Sergio Perez z Racing Point awansował do Q3, a Romain Grosjean z przeżywającego kryzys Haasa, wrócił do starej specyfikacji samochodu i zajął sensacyjnie 6. miejsce. Próby Williamsa nawiązania walki z zespołami środka stawki, są więc na razie równie skuteczne, jak walki don Kichota i to pewnie nie jedyna analogia, jaką można by znaleźć do najsłynniejszego na świecie błędnego rycerza.

Przed treningami w Niemczech Claire Williams zapowiadała - Osiągamy większe postępy, niż wcześniej zakładaliśmy. Musimy zobaczyć, co pokażemy w Grand Prix Niemiec. Mam nadzieję, że nie będę musiała pojawić się przed Wami i powiedzieć "ups". Liczymy, że dzięki tym poprawkom wrócimy do walki, bo nasi kierowcy chcą toczyć pojedynki z innymi kierowcami - przyznała Williams. Wszystko wskazuje jednak na to, że szefowa Williamsa powinna wrócić i powiedzieć „Ups … I did it again”. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.