F1. Coraz trudniej ufać Williamsowi. Kubica mówił przez radio: Jaka kara, za co?

Czwarty dublet Mercedesa w tym sezonie stawia Ferrari pod ścianą. Jeśli w Maranello nie znajdą natychmiastowej odpowiedzi, za chwilę będzie po walce o tytuł. Williams dopisał za to kolejny akapit do długiej listy kompromitacji, wysyłając Roberta Kubicę o dziewięć minut za wcześnie na start do wyścigu.
Zobacz wideo

- Robert, otrzymaliśmy karę przejazdu przez aleję serwisową - zakomunikował Kubicy przez radio jego inżynier wyścigowy. - Jaką karę, za co? - dopytywał nasz kierowca. - Wyjaśnimy ci to po wyścigu, po prostu przejedź przez pit lane - usłyszał po chwili. Okazało się, że został wysłany aż o dziewięć minut za wcześnie na start. Wszystko, co dzieje się na polach startowych i w pit lane, jest szczegółowo opisane w regulaminie sportowym.

Kierowcy w odpowiednim momencie muszą opuścić aleję serwisową, która jest następnie zamykana, przejechać okrążenie formujące, ustawić się na polach startowych itd. Po pechowych kwalifikacjach, w których Kubica rozbił samochód, zespół zdołał odbudować bolid, ale kosztem złamania zasad parku zamkniętego. Wiązało się to z karą startu z alei serwisowej, a nie z pól startowych. Kubica nie był sam, bo za nim ustawili się Kimi Raikkonen i Pierre Gasly. U Fina wykryto niezgodną z regulaminem elastyczność przedniego skrzydła, a u Francuza przekroczenie limitów spalania. Żaden z nich nie miał jednak problemów z odpowiednim wyjazdem. Tylko w Williamsie pomylono procedury, zupełnie jakby ktoś zapomniał, że od ponad roku wyścigi zaczynają się o 10 minut później.

To nie pierwsza taka wpadka Williamsa

W zeszłym sezonie zaliczyli zresztą podobna wpadkę. Przed wyścigiem w Monaco spóźniono się z założeniem kół w samochodzie Siergieja Sirotkina, które muszą być przykręcone najpóźniej na trzy minuty przed ruszeniem do okrążenia formującego. Cała historia z Kubicą oczywiście nie miała wielkiego wpływu na jego wynik. Być może tym razem byłby przed George'em Russellem, a tak znowu znalazł się za Brytyjczykiem. Pokazuje jednak, że w Williamsie panuje coraz większy chaos.

"Kiedy odnosisz sukcesy, ludzie są uśmiechnięci, czekanie na samolot nie przeszkadza, a jedzenie w biurze smakuje dobrze. Kiedy zespół ma problemy, to samo jedzenie nie jest tak dobre, a pięciogodzinna przerwa na samolot wszystkich irytuje" - opowiadał niedawno Kubica w rozmowie z autosport.com. O wyjeździe z garażu nie decyduje kierowca, a jego zespół, który musi pilnować wszelkich procedur. Kierowca ma w tym czasie inne rzeczy na głowie, więc trudno, żeby z zegarkiem w ręku sprawdzał, czy jego inżynier się nie myli. W Formule 1 trzeba zaufać zespołowi, ale w Williamsie jest o to coraz trudniej. Samochód jest źle przygotowany, części zapasowych brakuje, wielkich poprawek nie należy się spodziewać, a do tego dochodzą takie wpadki jak ta z Baku, które muszą irytować Polaka podwójnie. Na mecie Kubica i Russell mieli do Bottasa dwa okrążenia straty. Wygląda to trochę tak, jakby wszyscy startowali do biegu na 10000 metrów, tyle że zawodnicy Williamsa zamiast kolców na bieżnię dostali kalosze.

Tym razem wióry nie leciały

Po tym jak dwa ostatnie wyścigu w Baku dostarczyły emocji niczym spływ rwącą rzeką, tegoroczna rywalizacja przypominała raczej wyścig flisaków na Dunajcu. Kierowcy Mercedesa kontrolowali tempo, a Ferrari nie miało wystarczającego tempa, żeby im zagrozić. Temperaturę rywalizacji podniosło na chwilę prowadzenie przez jakiś czas Charlesa Leclerca oraz przedziwna kolizja Daniel Ricciardo z Renault i Daniła Kvyata z Toro Rosso. Ricciardo przestrzelił dohamowanie, wypadł z zakrętu, a kiedy wrzucił wsteczny bieg, żeby wrócić na tor, wjechał prosto w stojącego za nim Rosjanina. Obaj musieli wycofać się z wyścigu. Dla Australijczyka to trzeci DNF (nieukończony wyścig) w tym sezonie. Do mety nie dojechali także Pierre Gasly z Red Bulla (awaria półosi) i Romain Grosjean z Haasa (problem z hamulcami).

Ferrari na musiku

Czwarty dublet "srebrnych strzał" w czterech wyścigach tego sezonu stawia Ferrari w ekstremalnie trudnej sytuacji. Tym bardziej, że Mercedes wcale nie dysponuje o wiele lepszym samochodem, a po prostu wykorzystuje potknięcia Ferrari. W Bahrajnie Ferrari wyeliminowała usterka systemu elektronicznego, a w Baku ryzykowna strategia w kwalifikacjach i wypadek Charlesa Leclerca. Inżynierowie w Maranello ciężko pracowali, by dostarczyć spory pakiet poprawek na wyścig w Azerbejdżanie. Nie pomogło. Mercedes zapowiedział za to poprawki na kolejny wyścig, w Hiszpanii.

Jeśli na torze w Barcelonie Ferrari nie zmniejszy strat, trudno będzie uwierzyć w ich szanse na walkę o mistrzowski tytuł. W dodatku Red Bull z silnikiem Hondy i Maxem Verstappenem za kierownicą spisuje się coraz lepiej i na takich torach jak ten w Barcelonie i kolejny w Monaco na pewno chętnie włączy się do walki o podium i zwycięstwo, co może jeszcze bardziej skomplikować sytuacje Scuderii. W środku stawki sytuacja zmienia się z wyścigu na wyścig. Renault zostało zepchnięte z czwartego miejsca na siódme. Na czwarte wskoczył Mclaren, który jeszcze niedawno był niewiele szybszy od Williamsa. Tyle że w McLarenie wprowadzono ponad rok temu plan całkowitej restrukturyzacji zespołu, a w Williamsie jak była cisza, tak jest cisza.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.