Piąte miejsce w Australii, trzecie w Bahrajnie i piąte w Chinach, to wyniki Charlesa Leclerca uzyskane w tym sezonie Formuły 1. Kierowca Ferrari na razie jest jednym z najszybszych kierowców w całej stawce, ale o zwycięstwo z bolidami Mercedesa nie może walczyć przez decyzje szefów F1. Włosi spowalniają Leclerca nakazując mu przepuszczanie drugiego kierowcy zespołu, Sebastiana Vettela. Tak było w każdym wyścigu w tym sezonie. W Chinach 32-latek z trudem utrzymał miejsce przed Leclerciem, który przez spowolnienie skończył wyścig nie tylko za kierowcami Mercedesa i kolegą z Ferrari, ale także za Maxem Verstappenem z Red Bulla. Kierowca urodzony w Monaco swoich szefów nie posłuchał tylko raz, w Bahrajnie, i dało mu to miejsce na podium. Mimo tego władze Ferrari swojej taktyki nie zamierzają zmieniać.
Taka sytuacja powoduje, że Vettel otrzymuje coraz więcej niewygodnych pytań od dziennikarzy, na które reaguje bardzo nerwowo. - Moim zdaniem to nędzne dziennikarstwo. Nie jestem pewny, czy chcę odpowiadać na takie pytania - przyznawał ostatnio Niemiec, cytowany przez portal sport.onet.pl.
Sprawa na razie nie wydaje się bardzo poważna ze względu na początkową fazę sezonu. Mimo tego coraz więcej ekspertów mówi o możliwym konflikcie w zespole Ferrari, stając po stronie Leclerca. - Nie można narażać wiarygodności Leclerca i sprowadzać do roli pomagiera - przyznał Martin Brundle, ekspert Sky Sports.