Narodziny legendy. Michael Schumacher zaczął od przejechania toru Spa... na rowerze [Cykl Formuła 1(000)]

Michael, czy jeździłeś kiedyś po torze Spa? - dopytywali ludzie z zespołu Jordana, kiedy decydowali się, czy podpisać kontrakt z młodym, obiecującym Niemcem. - O tak, jeździłem wielokrotnie - odpowiedział Schumacher, uspokajając swoich nowych pracodawców. Szansa była już w garści, więc nie mógł jej wypuścić, choć Spa znał tylko z telewizji. Po raz pierwszy zobaczył go z bliska, objeżdżając legendarna nitkę w Belgii na białym rowerze, tuż przed pierwszym, oficjalnym treningiem. Dzień później, już w zielonym samochodzie Jordana, zadziwił świat. Tak zaczęła się kariera najbardziej utytułowanego kierowcy w historii Formuły 1.
Zobacz wideo

W najbliższą niedzielę 14 kwietnia odbędzie się jubileuszowy, tysięczny wyścig Formuły 1. W czasie Grand Prix Chin przygotowano specjalne obchody, a my przygotowaliśmy cykl Formuła 1(000), w czasie którego codziennie o 8:00 na Sport.pl i Gazeta.pl będzie można przeczytać o najważniejszych wydarzeniach z historii F1, np. o najpiękniejszym dniu Roberta Kubicy.

Tak naprawdę wszystko zaczęło się wcześniej, w Londynie. Podstawowy kierowca Jordana Bertrand Gachot, wdał się w kłótnię z kierowcą taksówki. Gachot był ewidentnie na gazie, kierowca nie dawał sobie dmuchać w kaszę, ale niedawny zwycięzca 24 LeMans miał też wielkie ego i gaz łzawiący w kieszeni. Użył obu specyfików, co nie spotkało się z przychylnością najpierw policji, a później sądu. Choć do zdarzenia doszło zimą 1990 r, sąd zdecydował o pozbawieniu wolności Gachota latem następnego roku, tuż przed wyścigiem o Grand Prix Belgii.

Szef zespołu Eddie Jordan oczywiście się wściekł i na gwałt szukał kogoś na zastępstwo. - Powiedzieli mi o jakimś Schumacherze. Nie miałem pojęcia kto to jest, ale Sauber dawał 150 tysięcy USD za jego start. I tak wszyscy wiedzieli, że to pieniądze od Mercedesa. Kazałem go sprawdzić na Silverstone. Nawet tam nie pojechałem, bo miałem inne plany. Zadzwonili jednak do mnie, że dzieje się coś dziwnego. Młody jeździł podejrzanie szybko. Tak szybko, że moi ludzie zaczęli sprawdzać, czy przypadkiem nie zmieniła się linia toru - opowiadał po latach Jordan w rozmowie z dziennikarzem BBC Tomem Clarksonem.

Na torze Spa w Belgii było podobnie. 22-latek z Niemiec zakwalifikował się na 7. miejscu. Szokująco wysokim, jak na debiutanta w przeciętnym samochodzie. - Przejechał zaledwie 20 okrążeń, ale to najlepsze było również najszybszym jakie pokonał nasz samochód kiedykolwiek na tym torze - łapał się za głowę Gary Anderson, projektant Jordana. Drugi kierowca zespołu Andrea de Cesaris usłyszał natomiast, że młody przejeżdża szybki zakręt Blanchimont na pełnym gazie, a on nie i byłoby lepiej, gdyby też nie odpuszczał. Co prawda wyścig zakończył się dla Schumachera już na pierwszym okrążeniu, ale tylko dlatego, że zawiniło sprzęgło w samochodzie. Bomba jednak wybuchła. Szef Formuły 1, Bernie Ecclestone, błyskawicznie zdał sobie sprawę z tego, jaki skarb mu się trafił. Wystarczyło spojrzeć na trybuny wokół toru, kipiące od niemieckich kibiców, fanatycznie wpatrzonych w rodaka. Czegoś takiego dawno nie widział, więc natychmiast udał się do swojego przyjaciela Flavio Briatore, który rządził ekipą Benettona. Zrozumiał bowiem, jaki potencjał tkwi w niemiecki rynku i jak to może podnieść wyniki oglądalności, a co za tym idzie zyski. Pod warunkiem, że Schumacher trafi do lepszego teamu.

Jak zwykle instynkt biznesowy nie zawiódł Ecclestone’a. Szef Benettona trochę kręcił nosem, bo chciał postawić na sprawdzonego Martina Brundla. Ecclestone tak mocno naciskał jednak na Briatore, że ten wyciągnął Schumachera już na następny wyścig. Sprawa trafiła nawet do sądu, a zrozpaczony Eddie Jordan pokazywał ważny kontrakt. O przyszłości Niemca przesądził szczególik w zapisie. Ustalono bowiem, że po wyścigu w Spa, Schumacher podpisze „a contract”,, a nie „the contract”. - Pierwszy zapis oznaczał umowę na naszych warunkach, drugi na warunkach Jordana - wyznał w 2005 roku, były menedżer Schumachera Willi Weber. W myśl prawa nie chodziło bowiem o ten kontrakt, a o jakiś kontrakt. Zespół Jordana stracił więc nie tylko sporo pieniędzy za 1991 rok, ale także 7 milionów dolarów za dwa kolejne, a przede wszystkim fenomenalnego kierowcę, który potrafił z miejsca pchnąć do walki każdą ekipę.

Michael Schumacher pierwszy wyścig w Bennetonie wygrał na tym samym torze, na którym zadebiutował, na Spa. Eddie Jordan znowu mógł zakląć pod nosem, a Flavio Briatore puszyć się z dumy. Od samego początku Schumacher wprowadził swoje zasady. Po pierwsze pracował więcej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Po drugie zjednał sobie cały zespół, pokazując, że dba i szanuje każdego z jego członków. Z każdym się witał, o każdym coś wiedział, każdemu podawał rękę. Niby nic wielkiego, ale kiedy od tych ludzi zależy powodzenie wyścigu, lepiej żeby mogli się dla kogoś poświęcić, niż tylko odbębniali swoje. Po trzecie był piekielnie szybki i skuteczny na torze. Niestety ta skuteczność przeraziłaby samego Machiavellego. W ostatnim wyścigu sezonu 1994 miał punkt przewagi nad Damonem Hillem z Jordana. Co prawda prowadził w wyścigu, ale w pewnym momencie uderzył w barierę toru w Adelaidzie. Wyścig był dla niego skończony, choć to nie oznaczało utraty tytułu. Wystarczyło przecież… Nie zawahał się ani chwili. Zajechał drogę Hillowi, uderzając później w jego samochód i uszkadzając zawieszenie.  Żaden z nich nie ukończył wyścigu, ale to Michael cieszył się z tytułu. W dodatku w samochodzie, w którym znaleziono nieregulaminowe oprogramowanie kontroli trakcji. FIA uznało jednak, że brak dowodów na jego używanie.

Tych ciemnych momentów w karierze Schumachera było więcej. Jak wtedy, kiedy podobnym manewrem w 1997 r. próbował wyeliminować w ostatnim wyścigu, wyprzedzającego go Jaquesa Villeneuva z Williamsa. Ale wtedy mu się nie udało - tytuł zdobył Kanadyjczyk, a Schumachera zdyskwalifikowano w klasyfikacji kierowców. Albo jak w 2006 r. w Monaco, kiedy celowo zaparkował swoje Ferrari w ciasnym zakręcie Rascasse, uniemożliwiając Fernando Alonso zdobycie pole position. Nikt nie uwierzył w przypadek - cofnięto go na koniec stawki. W 2010 r. tak „przycisnął” do ściany na prostej startowej byłego partnera z Ferrari Rubensa Barichello, że pobladły ze strachu Brazylijczyk wydzierał się przez radio: „To było przerażające. Powinni mu pokazać czarną flagę”. Miał rację, to było wyścigowe rozbójnictwo. Schumacher nie raz pokazywał, że nie cofnie się przed niczym, by wygrać.

Dotyczyło to nie tylko jego poczynań na torze, ale także poza nim. To właśnie Michael Schumacher jako pierwszy zaczął tak bardzo dbać o kondycję fizyczną. Miał na tym punkcie obsesję. Uważał, że przy przeciążeniach, jakie działają na kierowcę F1, przygotowanie fizyczne odgrywa ogromną rolę. Ćwiczył więc codziennie, organizując specjalną siłownię także we własnym domu. Pod koniec XX w. to wcale nie było normą. Eddie Irvine otwarcie przyznawał, że nienawidzi wysiłku fizycznego, a jedyna aktywność na jaką stawia to seks. Może nie wszyscy podzielali zdania Irvine’a, ale nikt nie podchodził do sprawy tak poważnie jak Schumacher. Niemiec stawiał się także na każde wezwanie na testy i mógł jeździć niemal bez przerwy, od rana do nocy. Zdawał sobie sprawę, że każdy minimalny postęp, przekłada się później na wyniki na torze. Pat Symonds, inżynier wyścigowy Michaela Schumachera z czasów Benettona potwierdził to w wywiadzie dla autosport.com - Michael pokazał nam, że chodzi nie tylko o umiejętności, ale całe podejście do ścigania, które wszyscy powinniśmy zmienić. Szczerze mówiąc od strony inżynierskiej zaczęliśmy robić to samo, co Michael robił z prowadzeniem samochodu.

Na torze potrafił zachwycać wszystkich: kibiców, dziennikarzy i innych kierowców, którzy zdawali sobie sprawę, że nie są w stanie robić takich rzeczy jak Schumi. Jak wtedy, gdy w 1995 r. wygrał w Belgii startując z 16 pola, w 1996 r. zadziwiając świat wyczynami na mokrym torze w Hiszpanii albo na Monzy w 1998 r. kiedy w ciągu pół okrążenia wyprzedził dwa samochody McLarena, najpierw Davida Coultharda, a następnie Mikę Hakkinena i awansował z trzeciego na pierwsze miejsce. Kariera Schumachera usiana jest podobnymi wyczynami, tak jak kariera Michaela Jordana decydującymi o zwycięstwach rzutami w ostatnich sekundach meczów. Gdy w 2000 r. wyrównał rekord wygranych GP Ayrtona Senny wzruszenie odebrało mu głos na konferencji prasowej, a widzowie na całym świecie zobaczyli płaczącego człowieka ze stali. To była prywatna twarz mistrza, którą bardzo niechętnie dzielił się z kimkolwiek. Kiedy zmarła jego matka w 2003 r., chwilę później najpierw zdobył pole position, a następnie wygrał wyścig. To wręcz nieludzkie, ale on potrafił przed wejściem na tor odłożyć na półce osobiste emocje.

Nic tak nie przemawia do wyobraźni, jak przytłaczające innych kierowców statystyki Schumachera: 7 mistrzowskich tytułów, 91 wygranych wyścigów, 155 miejsc na podium. W 2002 roku zapewnił sobie tytuł na 6 wyścigów przed końcem sezonu, co jest niepobitym do dziś rekordem. Stawał  wtedy na podium każdego GP. Gdy zdobywał ostatni tytuł z Ferrari wygrał 12 z 13 wyścigów. Sprawił, że Formuła 1 wkroczyła na salony. Bez względu na kraj i towarzystwo, wszędzie można było usłyszeć rozmowy o tym, czy Michael znowu wygrał czy nie i jak on to robi. Czegoś takiego nie było od czasów rywalizacji Senny i Prosta. W erze Schumachera Ferrari wygrało 57 z 85 wyścigów w latach 2000-2004. To dzięki niemu czerwona stajnia zdominowała rywalizację przez 5 lat, o czym chwilę wcześniej w Maranello mogli tylko pomarzyć. - Zawsze czułem, że jestem niewystarczająco dobry i ciągle muszę nad sobą pracować. To był jeden z przepisów na to, kim ostatecznie zostałem - przyznał sam Schumacher pod koniec kariery. Ostatnie, 91 zwycięstwo, odniósł na torze w Szanghaju w 2006.

Bywał bezwzględny, ale warto też pamiętać, że poświęcał miliony na akcje charytatywne. To za sprawą Michaela odrodziło się stowarzyszenie kierowców GP. Po śmierci Ayrtona Senny i Rolanda Ratzenbergera na Imoli w 1994 uznał, że kierowcy muszą mieć znowu swoich przedstawicieli, między innymi do walki o poprawę bezpieczeństwa na torze. Przewodził GPDA aż 11 lat, do 2005 roku. Gdy w 2006 r. zakończył karierę kibice wypierali to ze świadomości. Jego powrót w 2010 do zespołu Mercedesa obudził za to wielkie nadzieje. Niestety niespełnione, bo Mercedes dopiero zaczynał swoją drogę na szczyt i nie miał konkurencyjnego samochodu. Nie zrażało to Michaela - Naładowałem baterie przez te trzy lata. Czuję taką świeżość i radość z jazdy jak nigdy - cieszył się w wywiadzie dla BBC. Radość trwała jednak krótko, a Mercedes nie mógł znaleźć sposobu na szybką poprawę osiągów.

Jego drugie odejście w 2012 r. było spodziewane i wszyscy przyjęli je z ulgą. Wiadomość o wypadku na nartach, z szokiem i niedowierzaniem. Do dziś trudno uwierzyć, że człowiek który przez cały życie głaskał niebezpieczeństwo po karku dał się zaskoczyć podczas urlopu na nartach. Uśpiona czujność bywa największym zdrajcą. Skała, potknięcie, upadek na mocowanie kamery, pęknięty kask, cisza. Do dziś. Rodzina nie udziela żadnych informacji. Wytacza procesy, gdy gdzieś pojawią się plotki. Wiadomo, że Schumacher jest przytomny i właściwie tyle. Na nartach był z nim wtedy jego 14-letni syn Mick. Od czasu wypadku ojca został wicemistrzem niemieckiej i włoskiej Formuły 4, później Formuły 3, a w tym roku Ferrari wciągnęło go do swojego zespołu i po raz pierwszy dało swój samochód do przetestowania. Czerwień Scuderii, nazwisko Schumacher na samochodzie, obudzone marzenia, cudowna historia majacząca na horyzoncie, w której brakuje tylko jednego…

Więcej o: