Najpiękniejszy dzień w życiu Roberta Kubicy zepsuty przez szefów BMW Sauber [Cykl Formuła 1(000)]

Pierwsze i jak dotąd jedyne zwycięstwa Roberta Kubicy w F1 miało miejsce w 2008 roku podczas GP Kanady. Dzień, który dla Polaka był najszczęśliwszym, ale chwilę później zmienił się w koszmar, a wszystko przez nietrafioną decyzję BMW Sauber.
Zobacz wideo

W najbliższą niedzielę 14 kwietnia odbędzie się jubileuszowy, tysięczny wyścig Formuły 1. W czasie Grand Prix Chin przygotowano specjalne obchody, a my przygotowaliśmy cykl Formuła 1(000), w czasie którego codziennie o 8:00 na Sport.pl i Gazeta.pl będzie można przeczytać o najważniejszych wydarzeniach z historii F1.

Zwycięstwo w cieniu kadry Beenhakkera

8 czerwca 2008 roku. W kraju panuje wielka piłkarska gorączka, bo już o godzinie 20.45 biało-czerwoni zadebiutują na mistrzostwach Europy w hitowym meczu przeciwko Niemcom. W telewizji Polsat trwa transmisja studia z malowniczego austriackiego Bad Walterstdorf, a Formuła 1 pierwszy raz w czasie „Kubicomanii” zostaje przeniesiona z anten Polsatu do TV 4, bo konkurencji z piłką nożną nic nie jest w stanie wygrać. Nikt jednak nie mógł przypuszczać, że tuż przed hymnem w austriackim Klagenfurcie usłyszymy również Mazurka Dąbrowskiego, tyle że w dalekiej Kanadzie, na zakończenie siódmej rundy mistrzostw świata F1. Pik oglądalności TV 4 rośnie do ponad dwóch milionów, choć cały wyścig ogląda średnio tylko 970 tysięcy. To zdecydowanie najniższy wynik w sezonie.  

Robert Kubica odnosi jednak pierwsze zwycięstwo w Formule 1. Polak przed Niemcem Nickiem Heidfeldem. Za moment tak samo mamy pokonać Niemców na Euro 2008. Piękna historia pisze się na naszych oczach, a cały kraj rozrywają pozytywne emocje! Po dwóch godzinach czar pryska, bo zawodnicy Leo Beenhakkera przegrywają 0:2 po dwóch golach Lukasa Podolskiego, notabene wielkiego fana Kubicy, a marzenia o wygranej rozpadają się

w drobny mak.

Tyle też zostaje z bolidu Kubicy w Kanadzie rok przed jego wielkim zwycięstwem. Samochody BMW Sauber pozostawiają wówczas wiele do życzenia. Kubica nie walczy o podium, a ósme miejsce w kwalifikacjach zmusiło go do walki w środku stawki. Kubica zahacza przy wyprzedzaniu o samochód Jarno Trulliego, traci panowanie nad bolidem, śmiga obok stojącego na poboczu Toro Rosso i z prędkością 230 km/h uderza w betonowy mur. Miny pracowników BMW, którzy z niepokojem patrzą w monitory, mrożą krew. Z bolidu został jedynie kokpit, który przeleciał blisko 100 metrów. Po drodze odrywały się od niego kolejne części. Leży na boku, z przodu wystają stopy Kubicy. Kubica przez kilkadziesiąt sekund się nie rusza. Śmierć wisiała na włosku, ale on oszukał ją po raz pierwszy. Jest przytomny, rozmawia z lekarzami. Mówi, że boli go tylko kostka. W szpitalu nie wierzą i robią badania. Potem znowu nie wierzą i jeszcze raz je powtarzają, dla pewności. - Stwierdzili, że jest to niemożliwe, że zwariowałem. Wykonali wszystkie badania i lekarz powiedział, że faktycznie mam rację, ale ponieważ widział wypadek, to musiał je powtórzyć. Miałem małe podkręcenie kostki, ale nic wielkiego. Wziąłem trochę leków przeciwbólowych, ale na przykład szyja prawie w ogóle mnie nie bolała – zwierza się Kubica w rozmowie z Tomem Clarksonem w Beyond the Grid. Tutaj pomógł system ochrony głowy i karku - HANS, który rok wcześniej został wprowadzony do F1. Ogromne znacznie miał także monokok, który jest obecnie podstawą bolidu. Jego konstrukcja ma chronić zdrowie i życie kierowców w nawet najbardziej ekstremalnych wypadkach. Przykład? Giancarlo Fisichella po uderzeniu w bandę na torze w Silverstone, wyhamował z prędkości 227 km/h do zera w ciągu zaledwie 0,72 sekundy. Włoski kierowca odniósł tylko lekką kontuzję kolana. Gdyby wypadek Polaka wydarzył się 10 lat wcześniej? – Pewnie grzmotnąłbym głową w kierownicę – mówi.  

Przeciążenie w momencie wypadku szacuje się na poziomie 75 G. Oznacza to po prostu, że jego ciało w chwili uderzenia w ścianę ważyło około 5 ton. To cud, że nie doznał żadnych obrażeń wewnętrznych. Wypadek Kubicy mógł jednak zebrać śmiertelne żniwo nie tylko w przypadku Polaka, bo chwilę wcześniej na murku, w który uderzył, siedział i machał nogami Scott Speed ze stojącego na poboczu Toro Rosso. On zakończył wyścig wcześniej i po prostu oglądał dalszą rywalizację. Gerhard Berger (udziałowiec Toro Rosso w latach 2006-2008) powiedział nawet, że Speed jest najgłupszym kierowca, z jakim kiedykolwiek miał do czynienia. Amerykanin miał naprawdę dużo szczęścia, że kilka minut przed wypadkiem poszedł w kierunku alei serwisowej.

Rok później Kubica robi tradycyjny obchód toru. Ściana przypomina mu o tym zdarzeniu, tym razem jest już jednak zabezpieczona szpalerem opon. – Było dziwnie, nigdy wcześniej nie zwracałem uwagi na tę ścianę, bo koncentrowałem się na torze, ale wtedy na nią popatrzyłem. Nie było jednak strachu. Dzień później zamknąłem wizjer i miałem pracę do wykonania – mówił 10 lat później.

BMW Sauber jest już jednak w innym miejscu niż w czasie pierwszego pełnego sezonu Polaka w F1.  Kubica dysponuje znacznie lepszym samochodem. Mimo że przed nim siódmy wyścig sezonu, ma już dwa podia i pole position zdobyte w Bahrajnie. Zwycięstwo może nadejść w każdym momencie, potrzebne jest tylko odrobinę szczęścia, bo McLaren i Ferrari są nieco szybsze.

Szok w alei serwisowej

14 okrążenie. Zaczyna się niewinnie, od zepsutego bolidu Adriana Sutila, który w połowie stoi na torze, a w połowie poza nim. Wyjeżdża jednak Safety Car, a wszyscy najlepsi korzystają z okazji i zjeżdżają po zmianę opon i dozwolone wówczas tankowanie. Kubica i Raikkonen ruszają jednocześnie i niemal stykają się w alei serwisowej, tu może zdecydować się zwycięstwo. Przed jej końcem widzą jednak czerwone światło i niespodziewanie hamują. Światła nie widzi za to wschodząca gwiazda Lewis Hamilton i wjeżdża w tył bolidu Ferrari. Obaj wypadają z walki! Kubica widzi zielone światło i rusza. Jak gdyby nigdy nic, a stracił właśnie dwóch rywali do zwycięstwa.

Polak traci jednak sporo czasu za „zawalidrogami”, które jadą na jeden pit stop. Prowadzi ciągle kolega z zespołu - Nick Heidfeld. Niemiec zjechał na swój jedyny postój na 28. okrążeniu - zmienił opony, tankował bardzo długo, ale wrócił na tor minimalnie przed Kubicą. Bolid Niemca był jednak tak ciężki, że Polak wyprzedził go dość łatwo.  Po pewnym czasie wszyscy zjeżdżają i przed Kubicą robi się pusto. Ten przyśpiesza i nadrabia potrzebny czas. 15, 16, 17 wybijają na liczniku sekundy przewagi. Każda na wagę złota, bo Polaka czeka jeszcze jedna wizyta w boksach. – Masz jeszcze dziesięć okrążeń na zrobienie przewagi. Naciskaj! – krzyczy chwilę wcześniej  inżynier Andreas Seidl. W obecnej erze F1 usłyszałby co najwyżej - oszczędzaj opony, oszczędzaj paliwo – zauważają kibice pod wspominkowym filmem opublikowanym przez oficjalny kanał F1 na Youtube.

Po chwili zjazd, zmiana opon, tankowanie. Heidfeld zbliża się do prostej start-meta. 5,6,7 sekund, ile to jeszcze potrwa? Ostatnie pół sekundy ciągnie się w nieskończoność. Rusza. Drugi biały bolid BMW już rozpoczyna nowe okrążenie, ale Polak wyjeżdża tuż przed Niemcem. - W ciągu 12 okrążeń musiałem wyrobić sobie 24 sekundy zapasu. Wszystko się udało i wróciłem na prowadzenie. To był bardzo dobry wyścig - wspomina Kubica w rozmowie z Autosport. Później przyznał również, że okrążenia przed goniącym go Heidfeldem pokonywał w tempie niemal kwalifikacyjnym, czyli na 100 procent możliwości swoich i bolidu. Heidfeld nie był w stanie tego wytrzymać. BMW zaliczyło wtedy perfekcyjny wyścig, a inżynierowie przygotowali strategię wyliczoną co do sekundy.

Żal za brak radości

Łyk szampana i tradycyjny prysznic z piany – tak to zwykle robi się na podium. Nie w tym przypadku, Kubica nawet nie próbuje szampana, są ręce uniesione do góry, ale w głowie jest już Francja i kolejny wyścig. Po latach przyznaje, że popełnił błąd. - Wyleciałem z Kanady bardzo szybko, bo mieliśmy zaplanowaną pracę w fabryce przed testami w Barcelonie. Żałuję, że nie świętowałem tego sukcesu. Byłem już skupiony na kolejnym wyścigu. Teraz cieszyłbym się bardziej z zespołem. Przepraszam ich za to. Byłem młody i zmotywowany, nie chciałem stracić tego momentu. Polak po wygranej stracił nawet puchar, który został zatrzymany przez BMW Sauber. - Nie mam go został zatrzymany przez zespół. Nie dostałem także żadnej kopii i jestem o to trochę zły na BMW. Jednak taka jest ich polityka i taki miałem zapis w kontrakcie - mówił.

BMW zabrało niepowtarzalną szansę

BMW Sauber notuje pierwszy w historii dublet, a Robert Kubica ma realną szansę nie tylko na podium w klasyfikacji kierowców, a może nawet mistrzostwo świata, a zespół ma także szansę na walkę z Ferrari i McLarenem w klasyfikacji konstruktorów. Po Kanadzie Robert Kubica niespodziewanie dowiedział się jednak, że team kończy pracę nad rozwojem bolidu na 2008 rok. Kończy przed połową sezonu, bo teraz ma skupić się nad budową bolidu na sezon 2009, w którym wchodzi m.in. system KERS. I to wszystko w momencie, gdy Kubica jest liderem klasyfikacji mistrzostw świata. Dla Kubicy brzmiało to jak koniec sezonu i koniec szans. BMW w mediach zapewniało, że ciągle pracuje nad rozwojem samochodu, ale po latach okazało się, że prawda była zupełnie inna, brutalna dla polskiego kierowcy. Wymownie brzmią też słowa Roberta Kubicy po zajęciu drugiego miejsca w GP Japonii tuż przed końcem sezonu. – To drugie miejsce smakuje być może lepiej niż zwycięstwo w Kanadzie, bo nie mieliśmy już tak dobrego samochodu, jak na początku sezonu – mówił wówczas Polak.

Wyścig później szef zespołu Mario Theissen kolejny raz pokazuje brak perspektywicznego myślenia, gdy Robert Kubica jedzie w GP Chin na szóstym miejscu, tuż za piątym Nickiem Heidfeldem. Nie dostaje jednak zgody na wyprzedzenie Niemca, a w tle  tej rywalizacji trwa też walka o trzecie miejsce w klasyfikacji kierowców. W rezultacie Kubica nie zyskał ważnego punktu, a sezon kończy mając ich 75 - tyle samo ma Kimi Raikkonen, ale to Fin staje na podium całego sezonu, bo miał jedno zwycięstwo więcej. Kolejny sezon jest dla BMW jednak fatalny. Heidfeld kończy go na 13., a Kubica na 14. miejscu, nie pomógł więc dodatkowy czas na budowanie bolidu, a BMW szybko przekonało się, że jedną decyzją o odpuszczeniu 2008 roku straciło niepowtarzalną szansą na historyczne mistrzostwo świata.  Istniejący od 2006 roku zespół przetrwał tylko do 2010 roku, a po tym jak BMW wycofało się z F1 ponownie trafił w ręce Petera Saubera i został przekształcony w Sauber F1 Team.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.