F1. Wyścig w Bahrajnie, jak rajd dla Kubicy

Robert Kubica jest coraz bardziej sfrustrowany. Samochód Williamsa nie dość, że jest najwolniejszy w stawce, to jeszcze fatalnie się prowadzi. Polak porównał nawet jazdę w Bahrajnie do swoich startów w rajdowych mistrzostwach świata. Tragicznym bohaterem weekendu został natomiast Charles Leclerc. Młody kierowca Ferrari zdominował cały weekend, ale zwycięstwo odebrała mu awaria samochodu
Zobacz wideo

Choć to dopiero drugi weekend tego sezonu, Robert Kubica wygląda na coraz bardziej poirytowanego. W sprawie czekających go teraz testów na torze Skahir wypowiada się dosadnie - Czeka nas trudny test, bo jeśli chłopaki nie zrozumieją, co się dzieje to… ma to mały sens - mówił po wyścigu.

To bardziej walka o przetrwanie niż jazda. Podczas wyścigu w Bahrajnie dobrze wyszedł mu start, kiedy przesunął się o kilka pozycji. Później było już tylko gorzej - Na jednym z zakrętów jeździłem 20-25 km/h wolniej, a i tak ledwo utrzymywałem się na torze - przyznał w wywiadzie dla Eleven Sports. Bardzo mało stabilny samochód, zmagający się ze słabą przyczepnością na torze i podmuchami wiatru sprawił, że Polak musiał wspinać się na wyżyny umiejętności, by dojechać do mety. Udało się i to chyba jedyny plus tego weekendu - Pocieszające jest to, że po ośmiu latach przerwy fach wyścigowy ciągle wychodzi mi nieźle - podsumował drugi wyścig sezonu. Zespół nie ma pomysłu, co zmienić w samochodzie, w dodatku wciąż brakuje części zapasowych, a samochody Russella i Kubicy mocno się od siebie różnią. I nikt nie wie, z czego to wynika. Najłatwiej byłoby w tej sytuacji wymienić nadwozie, tak jak na przykład Renault zrobiło w przypadku Daniela Ricciardo. Tyle, że w Williamsie nie ma zapasowego nadwozia. W zespole nic się nie zmieniło i się nie zmieni, jeśli nie dojdzie do wstrząsu. Ale na razie nikt o tym nie wspomina.

GP Bahrajnu może za to zostać zapamiętane jako narodziny gwiazdy. Charles Leclerc, drugi najmłodszy kierowca w historii Ferrari, zdominował ten weekend od początku niemal do końca. Był szybszy od zespołowego partnera Sebastiana Vettela w każdej części kwalifikacji i zdobył pole position. Choć na starcie stracił pozycję, szybko ją odzyskał łatwo wyprzedzając Vettela i odjeżdżając mu na bezpieczną odległość. Prowadził w wyścigu i miał wszystko pod kontrolą do momentu, kiedy silnik w samochodzie zaczął dziwnie pracować. Ferrari twierdzi, że nie pracował jeden cylinder. Najpierw Leclerca wyprzedził Lewis Hamilton, następnie tracący ponad 30 sek. Valtteri Bottas. - Dogonisz go, traci na prostych około 40 km/h - usłyszał pod koniec wyścigu czwarty w tym momencie Holender Max Verstappen z Red Bulla. I tak by się stało, bo Max zbliżał się błyskawicznie, ale na dwa okrążenia przed końcem doszło do kolejnego zwrotu akcji. W ciągu kilku sekund na poboczu wylądowały dwa samochody Renault. Nico Hulkenberg i Daniel Ricciardo musieli wycofać się z powodu awarii. Problem polegał na tym, że bolidu Ricciardo nie dało się szybko usunąć, bo istniało zagrożenie porażenia prądem. Na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa, za którym kierowcy doturlali się do mety. Tym samym Charles Leclerc uratował trzecie miejsce i na pocieszenie stanął przynajmniej na podium. Błyskawicznie pocieszył go zwycięzca wyścigu Lewis Hamilton. Najpierw podbiegł do niego żeby poklepać go po ramieniu, a następnie chwalił w pokoju dla dekorowanych kierowców - Wspaniale jechałeś przez cały weekend. Wiem, że teraz boli Cię przegrana, ale czeka Cię wspaniała przyszłość. Zobaczysz! - taka wypowiedź pięciokrotnego mistrza świata na pewno jeszcze długo będzie dźwięczeć w uszach Leclercowi.

Zdarzenia z Bahrajnu zapowiadają wspaniałą rywalizację o mistrzowski tytuł. Mercedes, mimo że zajął dwa pierwsze miejsca wie, że musi odrobić dystans do zdecydowanie szybszych samochodów Ferrari. W Scuderii też mają nie lada zgryz. Szef zespołu Mattia Binotto jeszcze przed pierwszym wyścigiem stawiał na Sebastiana Vettela. Tymczasem okazuje się, że Leclerc nie zamierza potulnie przyglądać się walce o tytuł. Pokazał już Vettelowi, że potrafi być piekielnie szybki, a Niemiec nie lubi być pod taką presją. Popełnił błąd w kwalifikacjach, a później w wyścigu, kiedy próbował odpierać atak Lewisa Hamiltona. Kolejne wyścigi będą dla niego wielką próbą wytrzymałości mentalnej.

Za plecami Ferrari i Mercedesa trwa zacięta walka o kolejne pozycje, a faworyci zmieniają się z wyścigu na wyścig. Właściwie jest tylko jeden pewnik. Smutny dla nas. Samochody Williamsa dojadą na końcu stawki. I tego nic nie zmieni przez długie miesiące, a coraz bardziej wygląda na to, że do końca sezonu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.