Już przed wyścigiem było jasne, że Williams nie włączy się nawet do walki o punkty, bo ich strata do środka stawki jest obecnie zbyt duża. Celem zespołu było więc ukończenie rywalizacji przez obydwu kierowców, aby można było zebrać maksymalnie dużo danych na temat najnowszej konstrukcji. To się udało, a inżynier wyścigowy zespołu, Dave Robson, nie ukrywał radości z tego powodu. - To był ciężki dzień, ale można się było tego spodziewać. Dwa samochody na mecie to dla nas ważne osiągnięcie. Robert zaliczył pechowe pierwsze okrążenie, a gdy wypuściliśmy go na tor z nowym przednim skrzydłem, był w stanie pojechać naprawdę dobry wyścig - stwierdził.
Niedziela nie ułożyła się po myśli Roberta Kubicy, który już w pierwszym zakręcie, po kontakcie z Pierre'em Gaslym stracił przednie skrzydło i musiał zaliczyć przymusowy postój w alei serwisowej. Odpadające części dostały się pod bolid, co spowodowało jeszcze większe uszkodzenia maszyny. To przekreśliło szanse Polaka na utrzymanie wysokiego tempa na dystansie wyścigu. Jakby problemów było mało, Kubica otrzymał skrzydło w starszej specyfikacji, które również nie było w idealnym stanie, a dwa okrążenia później z jego bolidu odpadło lusterko, co utrudniało orientację kierowcy Williamsa przy dublowaniu go przez szybszych kierowców. Sytuacji nie zmienia nawet optymistyczny raport ekipy, opublikowany po zakończeniu niedzielnej rywalizacji.
Nic na razie nie zapowiada, aby sytuacja w zespole miała się zmienić. Niewielka liczba kilometrów przejechanych podczas testów przedsezonowych nie pozwala nadal określić kierunku prac nad bolidem, z którym cała ekipa dopiero się zapoznaje. Sami kierowcy podkreślają, że musi minąć kilka miesięcy, aby można było myśleć o powrocie do prawdziwej rywalizacji, niekoniecznie jeszcze o punkty. Do tego czasu trzeba się przyzwyczaić do widoku Russella i Kubicy na końcu stawki. Można oczywiście liczyć, że powtórzy się scenariusz z wyścigu w Azerbejdżanie, gdy Lance Stroll stanął na podium po chaotycznym wyścigu. Do tego jednak potrzeba auta, które pozwala na rywalizację. Takiego ewidentnie w Williamsie obecnie brakuje.
Jednak w czasie, gdy ekipa z Grove będzie pracować nad określeniem kierunku prac nad swoją maszyną, inne zespoły będą już myśleć nad rozwojem swoich konstrukcji. Jeśli Williams szybko nie znajdzie sposobu na nawiązanie walki, będzie trzeba spisać drugi sezon z rzędu na straty, i to tuż po jego rozpoczęciu. Tym razem jednak większe pole do popisu będzie miał Robert Kubica, który może wesprzeć realnie zespół swoim doświadczeniem. Mógł to robić już w zeszłym sezonie, gdy był kierowcą testowym. Tym razem jednak jego uwagi będą znacznie celniejsze, gdyż Polak spędzi za kierownicą tej maszyny znacznie więcej czasu niż w ubiegłym roku. To może dawać nadzieję na poprawę tej sytuacji w trakcie tegorocznej rywalizacji. Na razie jednak należy to pozostawić w sferze nadziei, bo strata jest ogromna, a pracy do wykonania pozostało jeszcze bardzo, bardzo dużo.