F1. GP Austrii. Charles Leclerc następcą Kimiego Raikkonena w Ferrari? BBC: Wstępne porozumienie jest

Wygrał GP3 dwa lata temu, rok temu był najlepszy w Formule 2, teraz przebojem wbił się do Formuły 1. Charles Leclerc jest blisko przejścia do Ferrari. Ma zastąpić Kimiego Raikkonena. - Nauczyłem się nie zwracać uwagi na komentarze, nie poświęcać czasu na social media. Koncentruję się na tym, co mam do wykonania - komentuje niespełna 21-letni kierowca.

W 2016 roku wygrał serię GP3, rok później był najlepszy w Formule 2. W tym roku awansował do Formuły 1. Zatrudnił go Sauber, najsłabszy zespół w poprzednim sezonie. Choć ciągnie się za nim sława rewelacyjnego młokosa, nikt nie oczekiwał, że zespole z końca stawki będzie w stanie odegrać większą rolę. Ale robi więcej niż się po nim spodziewano.

Pierwsze trzy wyścigi były dla niego trudne, dojeżdżał w drugiej dziesiątce. Przełom, o którym sam mówi, nastąpił w Baku. W stolicy Azerbejdżanu dojechał na szóstym miejscu, zdobył pierwsze punkty w sezonie. A potem dojeżdżał w pierwszej dziesiątce w trzech z czterech kolejnych wyścigów. Miał szansę na coś więcej w wyścigu pod swoim domem, ale w Monako nawaliło mu auto.

- Wykonałem postęp w tym sezonie, ale i zespół znacząco się poprawił. Nie przeceniałbym mojego wkładu w to wszystko. Ja mogę powiedzieć, jak lubię żeby auto było ustawione, ale to oni wiedzą jak to wszystko zrobić. Inżynierowie wykonali kawał dobrej roboty i to dzięki nim mam szansę na tak dobre wyniki - chwalił swój zespół Leclerc.

W GP Austrii Leclerc będzie miał małe szanse na to, żeby coś zwojować w wyścigu. Będzie startował z dalszych rzędów po tym, jak w jego aucie trzeba było wymienić skrzynię biegów przed kwalifikacjami. - Podczas treningu uszkodziło się zawieszenie, a to spowodowało awarię skrzyni biegów. Jak do tego doszło? Jeszcze nie wiemy. Musimy się temu przyjrzeć - powiedział Leclerc.

Przeskok do Ferrari już teraz?

Jego postępy bacznie śledzi zespół Ferrari. Leclerc jest Ferrari Driver Academy, czyli kuźni młodych talentów pod parasolem legendarnego zespołu. I coraz częściej pojawiają się plotki, że obywatel Monako szybko przeskoczy do pierwszego zespołu.

Sytuacja jest sprzyjająca, bo z końcem tego roku kończy się kontrakt Ferrari z Kimi Raikkonenem i mimo więcej niż przyzwoitej postawy Fina coraz więcej wskazuje na to, że zespół zakończy z nim współprace. A u boku Sebastiana Vettela pojawi się właśnie Leclerc.

Na Red Bull Ringu gruchnęła kolejna plotka, że do zmiany kierowcy w Ferrari dojdzie jeszcze w trakcie sezonu, ale szefowie Saubera zareagowali na nią tak: „to tylko medialne spekulacje”. Taki ruch nie byłby korzystny ani dla zespołu, ani dla Leclerca, a ni dla Ferrari - bo Raikkonen ma całkiem dobry sezon, a i rzesze wiernych kibiców za sobą. Ale w F1 nie takie rzeczy się działy.

Leclerc: To byłoby spełnienie marzeń

Ale z przejściem do Ferrari na kolejny sezon jest coś na rzeczy, bo nagle wszyscy nabrali wody w usta. BBC donosi, że wstępne porozumienie już jest, a umowa ma być dwuletnia. Podpisu na kontrakcie jeszcze ponoć nie ma. Więc wciąż to plotki. A Leclerc do plotek podchodzi tak: - Potrafię radzić sobie z presją. Towarzyszy mi od wielu lat, nauczyłem się nie zwracać uwagi na komentarze, nie poświęcać czasu na social media więcej niż to jest potrzebne. Koncentruję się na tym, co mam do wykonania - mówi, próbując jak ognia uniknąć wymówienia nazwy Ferrari.

Choć jeszcze podczas GP Monako mówił serwisowi BBC tak: - Ferrari to spełnienie moich marzeń. Zrobiłbym wszystko, żeby to wydarzyło się już w przyszłym roku. Decyzja nie należy do mnie. Ja będę starał się jak najlepiej spisywać na torze i mam nadzieję, że to wystarczy, by brać mnie pod uwagę przy obsadzaniu fotela na przyszły sezon.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.