Ferrari grozi odejściem. Od 2021 roku F1 bez najbardziej utytułowanego zespołu?

Szef Ferrari Sergio Marchionne mówi, że zespół może odejść z Formuły 1 po 2020 roku, jeśli nie dojdzie do porozumienia z Liberty Media w sprawie nowych regulacji dotyczących silników.

Ferrari nie jest pierwszym zespołem, który kwestionuje propozycje zmian w przepisach dotyczących jednostek napędowych. Kilka dni wcześniej obawy wyrażały zespoły Renault i Mercedesa. Ich zdaniem zmiana regulacji w kierunku proponowanym przez Liberty Media wcale nie obniży kosztów.

Wedle propozycji bolidy F1 nadal miałyby napędzać jednostki V6 o pojemności 1,6 litra z turbiną i układem hybrydowym. Zmianą byłaby standaryzacja pewnych części oraz rezygnacja z MGU-H, czyli tej części systemu hybrydowego, która odpowiada za odzyskiwanie energii z turbosprężarki i daje nawet do 60 proc. mocy z układu hybrydowego.

W skrócie zarządzający F1 chcą, by jednostki napędowe były tańsze, prostsze w konstrukcji i głośniejsze. To także ma otworzyć drzwi do F1 niezależnym firmom i sprawić, by sport budził jeszcze większe zainteresowanie kibiców.

- Liberty ma kilka dobrych intencji w tym wszystkim, które prowadzą do zmniejszenia kosztów operacyjnych, ale jest kilka rzeczy, z którymi się nie zgadzamy. Jedną z nich jest to, że zniknie wyjątkowość jednostek napędowych. A to wydaje się sprzeczne ze strategicznym rozwojem tego sportu. F1 może w 2021 roku pójść w innym kierunku, a to może wymusić pewne decyzje na Ferrari - powiedział Marchionne.

- Po prostu nie chcę, żeby F1 przemieniła się w Nascar. Ale nie mam żadnych uprzedzeń przed kolejnym spotkaniem. Nasze intencje są dobre i zobaczymy, co z tego wyjdzie - dodał.

Ferrari, tak jak większość zespołów F1, ma kontrakt z cyklem podpisany do 2020 roku. Później żadna ze stron nie jest zobowiązana do kontynuowania współpracy.

Z jednej strony mówi się, że zespoły protestują, bo obawiają się wejścia do F1 nowych, silnych graczy. Podobno od nowego "rozdania silnikowego" w króleowej motorsportu chcą być m.in. Porsche i Aston Martin. Z drugiej strony, z propozycjami F1 coś musi być nie tak, skoro trzech z czterech dostawców silników je oprotestowało. Czwarty, czyli Honda, jeszcze nie zabrał głosu.

- Musimy być ostrożni, by nie zabrać się za naprawianie czegoś, co wcale nie jest popsute. F1 nie jest w kryzysie. Pewnie lepiej by było, gdyby było więcej zespołów fabrycznych, ale nie możemy torpedować działań tych, którzy już w F1 są, by przyciągnąć nowych - uważa Cyril Abiteboul, szef Renault.

Więcej o: