Formuła 1. Ojciec Bianchiego: On żyje. Ale neurologicznie brak jakiegokolwiek postępu

- On żyje i walczy. Ale sytuacja jest w stagnacji. Potrzeba cudu - mówi ojciec Julesa Bianchiego, Philippe. Jules Bianchi w październiku ubiegłego roku miał poważny wypadek podczas GP Japonii. Wypadł z toru i uderzył w dźwig. Do dziś pozostaje nieprzytomny.

Do zdarzenia doszło podczas 43. okrążenia na torze Suzuka. Bianchi wypadł z toru z powodu mokrej nawierzchni i uderzył w dźwig transportujący bolid Adriana Sutila. Doznał poważnego urazu mózgu (tzw. rozlane uszkodzenie aksonalne). Wszystkie jego organy pracują bez żadnej pomocy. Jednak nadal pozostaje nieprzytomny. - Najważniejsze dla nas jest to, że Jules żyje. Pod względem neurologicznym nie ma postępu, ale walczy o powrót do zdrowia - powiedział ojciec kierowcy w rozmowie z Canal+. - Każdego ranka, gdy wstaję, myślę o życiu Julesa, ale także o śmierci. Musimy być przygotowani i na nią. Ale wciąż wierzymy w cud - dodał.

To drugi wywiad ojca Bianchiego w ostatnim czasie. W kwietniu, w rozmowie z "Nice-Matin" zdradzał skąd czerpie nadzieję na wyzdrowienie syna. - Po takim wypadku powrót do zdrowia przebiega bardzo powoli. Jednak, porównując opinie neurochirurgów do tego, co powiedział nam japoński profesor, który go operował, różnica jest ogromna. Wtedy nie było żadnych nadziei. Mówiono o nieodwracalnych uszkodzeniach. Mówiono, że nie będzie mógł być przetransportowany przed upływem roku, a zrobiono to już po siedmiu tygodniach. Jules szybko zaczął sam oddychać - stwierdził.

- Teraz lekarze mówią nam, że nie ma niczego, co mogliby zrobić. Najważniejsze jest stymulowanie Julesa, by stale czuł przy sobie obecność bliskich. Więc codziennie jesteśmy przy nim, na zmiany - jego matka, siostra, brat i ja. Jest też jego niemiecka dziewczyna, Gina, która teraz tu jest. Siedząc przy jego łóżku, od czasu do czasu widzimy, że coś się dzieje. Czasami jest bardziej aktywny, więcej się rusza, ściska nasze dłonie - ale to może być zwykły odruch. Trudno powiedzieć - opowiadał.

- Nikt nie umie powiedzieć, czy z tego wyjdzie. A jeśli tak, czy będzie niepełnosprawny? A może będzie mógł żyć normalnie? Myślę, że taki wypadek boli człowieka mocniej niż śmierć. Cierpienie jest nieustanne. To codzienna tortura. Chciałbym podziękować tym, którzy o nim myślą. Przekażemy im jakiekolwiek nowe wiadomości o stanie jego zdrowia. Dobre czy złe, nieważne - zakończył.

Więcej o:
Copyright © Agora SA