F1 znowu nieprzewidywalna. Kto dojedzie do mety w Australii?

Takich emocji przed startem nowego sezonu nie było od dawna - po regulaminowej rewolucji większość zespołów, na czele z dominującym w ostatnich latach Red Bullem, nie wie nawet, czy w Australii dojedzie do mety. Pożegnajcie się z nudą, do Formuły 1 wraca nieprzewidywalność.

Z argumentami przeciwników F1 trudno było ostatnio dyskutować - wyścigi często rozstrzygały się w kwalifikacjach lub tuż po starcie. Scenariusz zwykle był podobny - po kilku pierwszych kółkach skupialiśmy się na tym, co działo się za plecami Vettela, który wygrał 13 z 19 ubiegłorocznych Grand Prix. Od zakazu tankowania walki w pit-stopach praktycznie nie było, najbardziej emocjonujący moment sezonu to GP Wielkiej Brytanii, gdzie oczy widzów skupiały się na... wybuchających oponach Pirelli. Spadało zainteresowanie i oglądalność, nawet najwytrwalsi fani F1 przecierali oczy ze znużenia.

Koniec nudy

Nowe przepisy stawiają dotąd zaistniały porządek na głowie. Najważniejszą zmianą jest serce bolidu, czyli jednostka napędowa. Silnik V8 (o pojemności 2,4 litra) zastępują wyposażone w turbodoładowanie ekologiczne jednostki V6 (1,6 litra). Do tego dochodzi sprzężony z nimi skomplikowany system odzyskiwania energii (już nie KERS, a ERS-K). Jakby tego było mało, silniki muszą być oszczędniejsze, bo w bolidach będzie można zatankować mniej paliwa, i bardziej wytrzymałe. To tak jakby zorganizować piłkarski mundial, zmienić rozmiar piłki i dać piłkarzom pięć dni na trening - twierdzi Fernando Alonso. Jeden z włoskich ekspertów prognozuje nawet, że do mety w Australii nie dojedzie... ani jeden bolid.

Właśnie dlatego przedsezonowe testy przyciągały tak wielką uwagę. Największa skupiła się na dostawcach silników, którzy musieli połączyć swój produkt z systemem odzyskiwania energii (do tej pory zajmowały się tym zespoły). Wytwarzające silniki teamy fabryczne, jak Mercedes (wyposaża także McLarena, Williamsa i Force India) czy Ferrari (z ich jednostek korzysta też Sauber i Marussia) ze zmianami poradziły sobie dość sprawnie. Największy problem ma niemające doświadczenia z systemem KERS Renault, które wyposaża Red Bulla, Lotusa, Toro Rosso i Caterhama.

Ból głowy Red Bulla

Przez 12 dni testów Niemiec przejechał w sumie 162 kółka. W sytuacji gdy każdy kilometr jest na wagę złota, najgroźniejsi rywale mają na koncie ponad trzy razy więcej okrążeń. Niemcowi (jak kilku innym kierowcom) ani razu nie udało się przeprowadzić symulacji wyścigu. Nie wie, jakim tempem może jechać, jak w zaistniałych warunkach oszczędzać paliwo, jaką taktykę dobrać. - Sukcesem będzie, jeśli w ogóle dojedziemy do mety - mówił po testach w Bahrajnie czterokrotny mistrz świata. Przed weekendem w Australii o bolidzie nie wie nic. - Nawet nie mam pojęcia, czy jesteśmy szybcy. Przez cały czas skupialiśmy się na niezawodności. Sytuacja jest na tyle poważna, że czterokrotni mistrzowie świata musieli poprosić o pomoc siostrzany zespół Toro Rosso.

Vettel ściemnia czy rzeczywiście pożegna się z rekordami?

Szef Red Bulla Christian Horner przewiduje, że bolid będzie konkurencyjny w maju, po powrocie do Europy. Do tego czasu odbędą się cztery wyścigi, więc strata może być już bardzo duża. - Nie będę zdziwiony, jeśli Mercedes wygra w Australii z przewagą dwóch okrążeń - twierdzi Brytyjczyk.

Nadzieją napawają piątkowe treningi - podczas obu sesji obaj kierowcy Red Bulla przejechali w sumie 115 kółek, a jeśli liczyć okrążenia to najlepszy wynik w tym roku. - To był nasz pierwszy normalny dzień testowy - stwierdził Horner. - Nie spodziewałem się, że przejedziemy aż tyle kółek - wtórował mu Ricciardo. W dobrym humorze był także Vettel, który jednak nadal powtarza, że głównym celem jest ukończenie wyścigu.

Rok Mercedesa?

To właśnie team z Brackley jest największym faworytem początku sezonu. Bukmacherzy i większość ekspertów stawiają na Lewisa Hamiltona, nie możemy jednak zapominać o Nico Rosbergu, który podczas testów spędził najwięcej czasu na torze i mimo że na okrążeniu może być wolniejszy, w ostatnim sezonie był dużo regularniejszym kierowcą niż Brytyjczyk.

Szefowie Mercedesa studzą nastroje, choć dobrze wiedzą, że przed GP Australii są krok przed resztą stawki. - Przed sezonem kilka razy próbowaliśmy zrobić symulację wyścigu, udało się tylko dwa razy. Po takich zmianach oczekiwania nie mogą być na zbyt wysokim poziomie. Jeśli patrzysz w przyszłość jak głupek w różowych okularach, mówiąc ''zniszczymy konkurencję'', to nie jest dobre podejście - mówi Toto Wolf.

Nastroje tonuje także Rosberg, który odniósł się do przytaczanych wyżej słów Hornera. - Nie można słuchać zapowiedzi ludzi z Red Bulla. Pogrywają z nami i chcą nas spowolnić. Musimy być ostrożni. Możliwe, że niektórzy w ogóle nie staną w Australii na starcie. Największym wyzwaniem pierwszych wyścigów będzie dotrwanie do mety - mówi Niemiec, który ma nadzieję na "dokonanie wielkich rzeczy".

Niespodziewany powrót Williamsa

Czarnym koniem może okazać się dołujący w ostatnich sezonach Williams. Legendarny zespół przed sezonem zmienił dostawcę silników - jednostki Renault zastąpiły te od Mercedesa, co wobec problemów francuskiego producenta może okazać się strzałem w dziesiątkę. Przed sezonem Massa i Bottas ustępowali tempem tylko Mercedesowi, obaj nie mogą także narzekać na liczbę przejechanych kółek podczas testów (936, tylko 39 mniej niż Mercedes).

Czy to oznacza powrót do ścisłej czołówki? Na pewno Williams jest w komfortowej sytuacji przed startem sezonu i wobec problemów rywali w pierwszych wyścigach może uzbierać sporo punktów. - Jestem przekonany, że możemy utrzymać tempo rozwoju także w trakcie sezonu. Jest jeszcze wiele do zrobienia, ale decyzja o zmianie silników to najlepsza rzecz, jaka nam się przytrafiła - mówi Massa. Wydaje się, że odejście z Ferrari właśnie do Williamsa może być najlepszą decyzją w jego karierze.

Ferrari wielką niewiadomą

Po odejściu Massy stajnia z Maranello na pewno ma najbardziej wyrównany skład z dwoma mistrzami świata na pokładzie. Raikkonen i Alonso nadal nie mogą być jednak pewni jakości bolidu - na tym etapie sezonu Ferrari jest wolniejsze od Mercedesa i Williamsa. Wszystko będzie zależało od rozwoju F14T w trakcie sezonu i atmosfery wewnątrz teamu.

Alonso niejednokrotnie pokazywał, że nie lubi być spychany na drugi tor, a to przecież Raikkonen jest ostatnim kierowcą, który dla kultowej stajni zdobył mistrzostwo świata. Sześć lat temu, więc presja w tym sezonie znowu jest wielka.

McLaren: W oczekiwaniu na Hondę

Dla stajni z Woking to ostatni rok z jednostkami napędowymi Mercedesa. Po traumie z ostatniego sezonu (piąte miejsce w klasyfikacji konstruktorów - Button i Perez zdobyli w sumie mniej punktów niż siódmy w klasyfikacji indywidualnej Grosjean) celem jest powrót do czołówki. W tym kontekście McLaren może mieć przewagę - poprzedni sezon odpuszczono bardzo szybko, więc było sporo czasu na pracę nad nową maszyną.

Niewiadomą jest także forma kierowców - w srebrnym bolidzie debiutuje 21-letni Kevin Magnussen, obok niego będzie ścigał się doświadczony Jenson Button. Wydaje się jednak, że Brytyjczyk najlepsze lata ma już jednak za sobą. Z kolei od żółtodzioba ciężko od razu wymagać wielkich sukcesów.

Problemy Lotusa

Jeszcze większe problemy niż Red Bull ma Lotus, w barwach którego ścigać się będą Romain Grosjean i Pastor Maldonado. Stajnia z Enstone przegapiła pierwsze testy w Jerez, a przez osiem dni w Bahrajnie obaj kierowcy przejechali w sumie tylko 238 okrążeń. Problemy trwają nadal - podczas drugiego treningu w Australii Grosjean przejechał tylko 12 kółek, Maldonado w ogóle nie pojawił się na torze.

Treningi w Australii. Hamilton wypadł, potem wygrał

Jeśli chodzi o resztę stawki, na razie najlepiej prezentuje się Force India. Szef teamu Bob Fernley odważnie zapowiada walkę o podia. Pewny swego jest także Nico Hulkenberg. - Jestem spokojny. W porównaniu z innymi teamami testy poszły nam gładko - twierdzi Niemiec.

A co jeśli...

Sytuacja, w której do mety nie dojechałby żaden bolid wydaje się mało prawdopodobna, jednak organizatorzy biorą ją pod uwagę. - Co jeśli na torze nie będzie już nikogo? Po prostu przerwiemy ściganie. Tak katastroficzna wizja wydaje mi się mało wiarygodna, ale jeśli nie moglibyśmy wznowić wyścigu, musielibyśmy utrzymać kolejność z okrążenia poprzedzającego zatrzymanie GP - mówi Charlie Whiting, dyrektor wyścigu.

F1 w Polsacie i Sport.pl

Do ostatniej chwili nie wiadomo było czy sezon 2014 będzie można śledzić w polskiej telewizji. W piątek Polsat poinformował, że umowa została przedłużona. Wyścigi i kwalifikacje będzie można śledzić w Polsacie Sport i Polsacie Sport Extra.

Sobotnie kwalifikacje wygrał Lewis Hamilton, Vettel do wyścigu wystartuje dopiero z 13. pola . Relacja na żywo z nidzielnego GP na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl Live w niedzielę o 7.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA