Formuła 1. GP Australii: Vettel żegna się z rekordami?

Ledwie kilka miesięcy temu wyrównał legendarne, żeby nie rzec historyczne, rekordy Michaela Schumachera i Alberto Ascariego. Po serii zwycięstw brakowało mu tylko jednego w sezonie 2014, by je pobić. Trening i kwalifikacje przed GP Australii (dalekie 12. miejsce) pokazały, że Sebastian Vettel stracił pozycję dominatora. Wyścig o GP Australii w niedzielę o 7, relacja na żywo na Sport.pl

Grand Prix Brazylii to był ekstrakt fenomenu Vettela. Wyrównał tym wyścigiem rekord Schumachera - 13 zwycięstw w sezonie - oraz Ascariego - ten datowany na lata 1952-53 (!) - 9 wygranych z rzędu. To się nie śniło nie tylko filozofom z F1.

Ale wszyscy, idąc na zimowe wakacje, zgodnie podsumowywali: Niemiec ma do wygrania jeszcze pierwszy wyścig sezonu 2014 r., by być rzeczywiście legendą wśród legend. I pojawiały się pełne kpiny uśmieszki. Wszak Bernie Ecclestone, szef F1, zadbał o to, żeby nuda już nigdy nie zagościła w jego projekcie życia. Boss doceniał wyczyny Vettela, ale dodawał, że dominacja jego zespołu Red Bull skończy się wraz z pierwszym wyścigiem w Melbourne.

Wiele wskazuje, że miał rację. Nowe turbodoładowane silniki V6 o pojemności 1,6 litra, nowe zasady kopniaków energetycznych, gdzie szybkość daje już nie KERS, ale ERS - system kumulujący energię z ciepła i hamowania, dodatkowe obostrzenia w postaci minimalnej wagi bolidu i spalania paliwa sprawiły, że Red Bull przynajmniej na starcie wydaje się przegrywać. Jest gotowy do rywalizacji w wyścigu technologicznym, ale całej rewolucji zmian naraz nie zniósł. A jego guru od aerodynamiki Adrian Newey, mimo doświadczeń sięgających czasów Ayrtona Senny, musi sprostać wyzwaniu kariery: skonstruować bolid, którego przewaga niekoniecznie wynika z doskonałości zainteresowań głównego architekta.

Ten musi znaleźć inne cudowne rozwiązania. Nie tylko zadbać o wynikające z konstrukcji przyczepność i szybkość na zakrętach, co dawało przewagę w poprzednich latach i pozwoliło Vettelowi wygrywać (poza jego talentem i umiejętnościami), ale coś jeszcze. Ma mało czasu. Pozytywne jest to, że za kierowcę Red Bull ma prawdziwego mistrza, który dawno udowodnił, że triumfuje nie tylko dlatego, że ma w rękach perfekcyjną maszynę. A taki kierowca gwarantuje, że konieczne zmiany w bolidzie będą wprowadzane świadomie i szybko.

Po fatalnej przerwie zimowej, Red Bull w Australii się poprawił, o czym świadczy liczba przejechanych kółek i miejsca Vettela w dwóch pierwszych treninach (siódme, czwarte). W kwalifikacjach bolid spisał się już bardzo słabo - Niemiec nie awansował do finałowej serii, zajmując 13. miejsce (po karze dla Bottasa ostatecznie wystartuje z 12). Po czasówce Horner przyznał, że maszyny "nie dało się prowadzić".

W poprzednim sezonie aż dziewięć razy Vettel ruszał do rywalizacji z pierwszej linii. Tym razem Niemiec miał do dyspozycji gorszą maszynę niż partner z zespołu - Ricciaro w niedzielę ustawi się tuż za Lewisem Hamilton, a czterokrotny mistrz świata będzie musiał gonić. Jeśli w ogóle dojedzie do mety. Pobicie rekordu Ascariego byłoby wielką niespodzianką.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.