45-letni Schumacher przewrócił się jadąc na nartach i uderzył głową w kamień. Miał założony kask. Pierwsze doniesienia nie mówiły o tak poważnym stanie najbardziej utytułowanego kierowcy w historii F1. Schumacher był przytomny, po ok. 10 minutach zajęli się nim lekarze. Najpierw został odwieziony do lokalnego szpitala, potem przetransportowany do Grenoble na dokładniejsze badania. - Michael jest pod fachową opieką. Proszę zrozumieć, że nie będziemy w stanie podawać co chwilę nowych informacji. Wiadomo, że miał na głowie kask i żadna inna osoba nie była zaangażowana w wypadek - powiedziała rzeczniczka Schumachera Sabine Kehm.
W niedzielę wieczorem zaczęły dopływać coraz bardziej niepokojące informacje o pogarszającym się stanie zdrowia Niemca. Francuska agencja AFP, powołując się na informacje od żandarmów z oddziału wysokogórskiego w Courchevel, podała, że Schumacher doznał poważnego urazu głowy, ale jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Christophe Gernignon-Lecomte z kurortu Meribel początkowo powiedział CNN, że uraz nie jest poważny, w kolejnym meldunku przyznał jednak, że Schumacher doznał "poważnych obrażeń głowy". Według francuskich i niemieckich mediów były kierowca F1 miał wylew krwi do mózgu i jest w stanie krytycznym.
Te informacje potwierdzili agenci Schumachera i lekarze szpitala w Grenoble. Były kierowca dotarł do szpitala nieprzytomny i wymagał natychmiastowej interwencji chirurgicznej" - podano w oficjalnym komunikacie. Po interwencji chirurga pozostaje w stanie krytycznym. Kierowca został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Do szpitala dojechał dr Gerard Saillant, który w 2009 roku pomagał mu dojść do siebie po urazie szyi w wypadku motocyklowym.
We Francji jest rodzina Schumachera. Do szpitala dotarł też Olivier Panis, jego były rywal z toru. Nie pozwolono mu jednak zobaczyć kierowcy. - Wrócę tu jutro i tak, jestem zaniepokojony - powiedział. - Skoro byłem w Grenoble, chciałem przywitać się ze starym kumplem. To wielki mistrz i ktoś, kto bardzo kocha Formułę 1.
Kierowcę wspierali też Jean Todt, jego były szef z Ferrari, a obecnie prezydent FIA, oraz Ross Brawn, jego były inżynier wyścigowy. Pod szpitalem zbierają się także fani kierowcy.
Niemiec zaczynał karierę wyścigową w 1991 r. Zastąpił Bertranda Gachota, który siedział w więzieniu za użycie gazu przeciw londyńskiemu taksówkarzowi, z którym... utknął w korku. Przepisy nie pozwoliły Schumacherowi przejechać toru w Belgii - pokonał więc go na przytarganym własnoręcznie rowerze.
W 1992 r. w Meksyku pierwszy raz stanął na podium, pierwsze zwycięstwo odniósł w tym samym sezonie w Belgii. W Benettonie wywalczył dwa tytuły, przeszedł do Ferrari, by zgarnąć kolejne pięć w latach 2000-2004. Jednocześnie zbudował swoją legendę - kierowcy wybitnego, ale i złośliwego. W 1994 r. zderzył się z Damonem Hillem. To dało mu - a nie Brytyjczykowi - mistrzostwo. W 1997 r. w podobny sposób zepchnął z toru Kanadyjczyka Jacquesa Villeneuve'a. Tyleż kontrowersji. Jego osiągnięcia są imponujące. Wygrał 91 wyścigów, a to tylko o jeden mniej niż wygrali dwaj kolejni rekordziści razem wzięci (Alain Prost - 51, Ayrton Senna - 41).