Bomba eksplodowała w środę wieczorem w stolicy Bahrajnu, Manamie, przez co samochód Force Indii z czterema członkami ekipy utknął na trasie. Żaden z pasażerów nie był kierowcą zespołu.
- Nie byliśmy celem. Coś wydarzyło się przed nami, a my natknęliśmy się już na komunikacyjne kłopoty - ogłosił rzecznik prasowy teamu, Will Hings. - Nikt od nas nie został ranny, nie byliśmy celem tego ataku koktajlami Mołotowa.
- Zawsze robiliśmy to, co mówiła FIA (Międzynarodowa Federacja Samochodowa). Jestem pewny, że monitorują sytuację w Bahrajnie, będziemy postępować zgodnie z ich wskazówkami - dodał Hings.
Demonstranci w Bahrajnie często używają bomb zapalających do walki ze służbami bezpieczeństwa podczas codziennych starć.
W zeszłym roku GP Bahrajnu zostało anulowane ze względu na antyrządowe protesty, w których zginęło prawie 50 osób. W zeszłym tygodniu szef F1, Bernie Ecclestone, ogłosił, że kraj jest bezpieczny i w tym roku wyścig się odbędzie.
W środę służby bezpieczeństwa użyły wobec protestujących granatów hukowych. Ludzie wdarli się na tereny wystaw związanych z wyścigiem i rozpętali tam walki. Celem wojujących szyitów jest zwalczenie monopolu na władzę, jaki dzierżą w rękach sunnici.
Organizatorzy twierdzą, że w tym roku bezpieczeństwu wyścigu nic nie może zagrozić, a protestujący niepotrzebnie sieją panikę, stosując właśnie takie metody działania.
Protestujący twierdzą jednak, że decyzja o powrocie Formuły 1 do Bahrajnu oznacza legitymizację monarchii, która - ich zdaniem - tylko w ciągu ostatnich tygodni przeprowadziła rzesze kolejnych aresztowań.
Zgodnie z tradycją, w piątek i w sobotę odbędą się treningi. Później w sobotę będą miały miejsce kwalifikacje. Wyścig odbędzie się w niedzielę. Relacja na żywo w Sport.pl.
Najpiękniejsza trybuna kibica [GALERIA]
Niespotykany błąd Vettela ?