F1. Grand Prix Chin. "Nicogo" przed nim

Nico Rosberg w Mercedesie wygrał wszystko co było do wygrania w Chinach - pole position w sobotę, wyścig w niedzielę. To demonstracja siły nowego Mercedesa.

Tak się kibicuje! Trybuna Kibica otwarta dla wszystkich

- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem świata, ale muszę przyznać, że ostatnie 20 okrążeń dłużyło mi się tak, jakbym jechał 24. godzinę wyścigu w Le Mans - powiedział 27-letni syn mistrza świata z 1982 r. Keke Rosberga. - To był olśniewający wyścig, po prostu olśniewający - usłyszał w słuchawkach od swojego szefa Rossa Brawna.

Brawn jeszcze w czwartek, przed treningami w Szanghaju mówił, że - po niepowodzeniach w pierwszych wyścigach w Australii i Malezji - młodego Niemca stać na wielkie rzeczy. Anglik widocznie wiedział więcej. Rosberg w decydującej części kwalifikacji pojechał tak szybko na jedynym swoim pomiarowym okrążeniu, że słysząc jego wynik w słuchawkach, siedmiokrotny mistrza świata i partner w zespole mercedesa Michael Schumacher powiedział tylko: - No, nieźle, całkiem nieźle.

Rosberg pojechał bowiem aż o pół sekundy szybciej niż drugi w kwalifikacjach Lewis Hamilton z McLarena (który musiał potem cofnąć się o pięć miejsc na starcie z powodu przedwczesnej zmiany skrzyni biegów).

Ale w wyścigu wcale nie musiało być tak różowo dla Rosberga i spółki. Mercedes dysponuje unikalnym rozwiązaniem systemu DRS (pozwala na osiąganie większej szybkości na prostych), które daje mu przewagę nad rywalami podczas kwalifikacji, kiedy można stosować go do woli. W wyścigu można jednak używać DRS tylko w wyznaczonym sektorze prostej, więc przewaga mercedesa powinna się znacznie zmniejszyć.

Wtedy jeszcze nie było wiadomo, że mercedes uporał się ze swoim największym problemem - zbyt szybkim zużywaniem się opon pirelli. Dzięki idealnemu zrównoważeniu sił działających na bolid, Rosberg mógł utrzymywać równe tempo do końca.

Niemiec jechał praktycznie od startu do mety na prowadzeniu - nie licząc krótkich momentów, gdy po zmianie opon liderami byli Jenson Button z McLarena i Sergio Perez z Saubera. Wyścig skończył ponad 20 sekund przed Buttonem i ponad 26 sekund przed Hamiltonem. Ostatni raz mercedes triumfował jako zespół F1 w 1955 r., gdy na Monzy zwyciężył legendarny Argentyńczyk Juan Manuel Fangio. W oficjalnych komunikatach mercedesa wybrzmiewała pełna euforia i magia cyfr - Fangio wygrał 11 września, a teraz Rosberg zwyciężył w swoim 111. wyścigu, minęło też równo 111 lat od pierwszego zwycięstwa wyścigowego samochodu mercedes-benz w nicejskim tygodniu wyścigowym w 1901 r.

Statystyka robi wrażenie - ponad 25 tys. dni bez zwycięstwa - ale trzeba pamiętać, że po tragicznym dla wyścigów samochodowych 1955 r. Mercedes wycofał się z rywalizacji nie tylko w F1. 57 lat temu zginął kierowca mercedesa Alberto Ascari, w "24 godziny Le Mans" śmierć poniósł Pierre Levegh i 80 kibiców. Mercedes od tamtego czasu w Formule 1 był tylko dostawcą silników. Aż do 2010 r., kiedy powstał zespół Mercedes GP.

Wczoraj potentat samochodowy ze Stuttgartu cieszył się w dwójnasób - Button i Hamilton jeżdżą mclarenami napędzanymi silnikami mercedesa, zwycięstwo Rosberga oznacza też, że marka mercedes zajęła najwyższy stopień podium drugi raz w ostatnich trzech Grand Prix w Szanghaju.

Bohaterem Grand Prix został Rosberg, ale źródłem ekscytującego wyścigu były opony pirelli i to, jaką taktykę zespoły przygotowały znając dane o szybkości zużywania się opon w ich samochodach. Wariantów było tyle, ilu kierowców. Dzięki temu w pewnym momencie o drugie miejsce walczyło ni mniej ni więcej tylko dziewięciu kierowców! Pomyłka z wyznaczeniem zmiany opon o jedno, dwa okrążenia mogła oznaczać spadek o kilka miejsc, większe przeszacowanie trwałości opon powodowało spadek w otchłań. Kimi Raikkonen z Lotusa, który jechał za Rosbergiem jeszcze na dziewięć okrążeń do mety, spadł na 12 miejsce podczas zaledwie dwóch okrążeń i skończył wyścig jako 14. Podobnie było z broniącym tytułu Sebastianem Vettelem, którego red bull na kilka okrążeń przed końcem po prostu przestał się trzymać asfaltu - Niemiec bardzo przeszacował wytrzymałość średniej mieszanki opon w swoim samochodzie, próbował na niej dojechać do mety. Na cztery okrążenia przed końcem minął go Jenson Button, następnie Hamilton a w końcu - dwa kółka przed metą - również kolega z zespołu Mark Webber.

W klasyfikacji kierowców po trzech wyścigach prowadzi trzeci w Chinach Hamilton (45 pkt) przed kolegą z zespołu Buttonem (43) i zwycięzcą z Malezji Fernando Alonso (37), który tym razem był dziewiąty. Wśród konstruktorów bezkonkurencyjny jest McLaren (88), za nim jest dominator w ostatnich dwóch sezonach Red Bull (64), dalej przeżywające wielki kryzys Ferrari (37).

W najbliższy czwartek lotnicze czartery Formuły 1 wylądują w Bahrajnie, królestwie nad Zatoką Perską w stanie wrzenia. Od wybuchu arabskiej wiosny w zeszłym roku aresztowano tam ponad 3000 osób, głównie uczestników antyrządowych demonstracji. Raporty organizacji praw człowieka mówią o powszechnym stosowaniu tortur wobec zatrzymanych. Jeden z najważniejszych opozycjonistów prowadzi od dwóch miesięcy strajk głodowy w proteście przeciw wyrokowi dożywocia. W stolicy Manamie wybuchają bomby. Przeciwnicy organizacji wyścigu wywieszają zniechęcające plakaty. Najważniejsza postać Formuły 1 miliarder Bernie Ecclestone odrzuca jednak możliwość odwołania wyścigu, choć głosy za tym dochodzą z zespołów, zaniepokojonych o bezpieczeństwo swoich pracowników i gwiazd. Pojawiają się też opinie, że ściganie się w państwie, które torturuje własnych obywateli, jest niemoralne.

Jednak Formuła 1 to olbrzymie pieniądze - do zarobienia lub do stracenia. Oprócz 1/20 dochodów z transmisji, które z pewnością zostałyby zamrożone w wypadku odwołania czwartego Grand Prix sezonu, oprócz groźby odszkodowań za nie wyemitowane reklamy, gospodarze płacą 40 mln dol żywą gotówką za prawo do przeprowadzenia wyścigu na torze Sakhir. Dlatego Ecclestone chce Bahrajnu, przynajmniej w tym roku (kontrakt F1 z królewskim związkiem motorowym podobno obowiązuje aż do 2016 r.). - Tylko gospodarze mogą odwołać wyścig. My ich nie będziemy uczyć jak zarządzać krajem. Nie jesteśmy od tego - powiedział Ecclestone.

GP Chin: Rosberg triumfuje po niezwykłym wyścigu

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.