Grand Prix Węgier. Wygrał Webber, gorzki lizak dla Kubicy

Mark Webber przegrał na Hungaroringu start, ale wygrał wyścig i został liderem klasyfikacji generalnej. Robert Kubica został wpuszczony w maliny przez własny zespół i zrezygnował z jazdy na 26. okrążeniu.

Tor, na którym w 1997 roku Kubica po raz pierwszy oglądał na żywo Grand Prix Formuły 1, a cztery lata temu debiutował w wyścigu, jest dla niego bardzo pechowy - w 2006 roku siódmy na mecie Polak został zdyskwalifikowany za zbyt lekki samochód, w kolejnych latach był na Hungaroringu piąty, ósmy i 13. Wczoraj wyścigu nie ukończył. Nie ze swojej winy.

Na 15. okrążeniu na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa, aby porządkowi mogli sprzątnąć szczątki ułamanego skrzydła force india. Większość kierowców szybko udała się do alei serwisowej na opłacalną podczas neutralizacji zmianę opon. W ciągu kilkunastu sekund przed garażami doszło do dantejskich scen.

Mechanicy Mercedesa źle dokręcili koło Nico Rosbergowi, a ten zgubił je tuż po ruszeniu ze stanowiska. Rozpędzone koło z wielką prędkością przetoczyło się przed garażem Williamsa - potrąciło jednego z mechaników, zmieniło kierunek i zaczęło odbijać się na wysokość kilku metrów.

Być może to właśnie ten dziwoląg i rozkraczony mercedes Rosberga przyciągnął wzrok mechanika Renault, który operuje lizakiem informującym kierowcę o stanie zmiany opon. Kubica czekał na gest "Droga wolna!" i kiedy lizak poszedł w górę, ruszył. W tym samym momencie przed swój garaż zjeżdżał Adrian Sutil z Force India. Polak w niego wjechał i zniszczył bolid rywala.

GP Węgier. Kubica rezygnuje po kraksie. Webber zwycięzcą

Kubica na tor wrócił, ale po odbyciu kary przejazdu przez boksy spadł na sam koniec stawki i po chwili zrezygnował z jazdy. - Samochód zrobił się podsterowny, coś było nie tak z przednim zawieszeniem. Musiałem się wycofać - mówił Kubica serwisowi Pitstop. Polak po raz trzeci w tym sezonie nie dojechał do mety - w klasyfikacji mistrzostw ma 89 punktów i jest ósmy.

Co Kubica mówił o kolizji z Sutilem? - Nie wiem, jak to się stało. Lizak poszedł do góry, ruszyłem i w tym momencie Sutil skręcał na swoje stanowisko serwisowe. Zdaje się, że Rosberg nagle zwolnił, bo miał poluzowane tylne koło, i przez to źle wyliczyliśmy czas wyjazdu.

W garażach Renault nastroje były zmienne, bo zepsuty z winy zespołu wyścig Polaka zbiegł się z największym sukcesem w Formule 1 Witalija Pietrowa. W sobotę Rosjanin po raz pierwszy pokonał Kubicę w kwalifikacjach (był siódmy, a Polak ósmy), a w niedzielę dobrze wystartował i na mecie był piąty - tylko za będącymi poza konkurencją red bullami i ferrari. Rosyjscy kibice, którzy na Hungaroring przywieźli transparenty mówiące o dumie z Jurija Gagarina i Pietrowa, byli wniebowzięci.

Wniebowzięty był też Webber, który wygrał swój czwarty wyścig w tym sezonie i został liderem mistrzostw. Red Bull, dla którego Grand Prix Węgier była 100. w historii, po wywalczeniu dwóch pierwszych miejsc na starcie (Sebastian Vettel przed Webberem), liczył jednak na dublet.

Na podwójne zwycięstwo szansa była zarówno przed neutralizacją, jak i po niej. Vettel wystartował świetnie, już na 14. okrążeniu miał kilkanaście sekund przewagi nad Alonso i dublował maruderów. Webber zaczynał z mniej przyczepnej części toru, stracił drugie miejsce na rzecz Alonso, ale potem mocno naciskał na Hiszpana.

Neutralizacja wywróciła czołówkę do góry nogami - Webber zaryzykował, nie zmienił opon i objął prowadzenie z nadzieją, że wypracuje nad Alonso 20 sekund przewagi, która zapewni mu spokojną zmianę opon. Nad Alonso, a nie Vettelem, bo ten zaspał przy zjeździe samochodu bezpieczeństwa - zwolnił bardziej, niż pozwalają przepisy, co zatrzymało kierowców za nim.

Vettel dostał karę przejazdu przez boksy, przez co stracił drugie miejsce. Jego ataki na Alonso nie przyniosły skutku. - Miałem pecha, bo powinienem wygrać z łatwością - mówił Niemiec. - Dostałem to zwycięstwo w prezencie. Sebastian nie miał szczęścia - przyznał Webber, który przewagę nad Alonso wypracował piorunująco szybko, a po wyścigu ucałował swój samochód.

Zupełnie nieudany weekend miał McLaren - dotychczasowy lider klasyfikacji Lewis Hamilton miał awarię skrzyni biegów i nie ukończył wyścigu, w którym zająłby prawdopodobnie piąte miejsce. Jenson Button nie awansował w sobotę do trzeciej sesji kwalifikacji, a w niedzielę doczłapał się na metę na ósmej pozycji.

Brawa należą się za to Kamui Kobayashiemu, który po starcie z 23. miejsca awansował aż na dziewiąte. Piękną walkę pokazał też Rubens Barrichello z Williamsa, który do końca ścigał się z Michaelem Schumacherem (Mercedes) o ostatnie punktowane dziesiąte miejsce. Brazylijczyk wyprzedził Niemca - byłego kolegę z Ferrari - w dramatycznych okolicznościach. Schumacher niemal zepchnął Barrichello na mur oddzielający prostą start - meta od alei serwisowej.

- Mam wielkie doświadczenie i zwykle odpuszczam takim wariatom, ale nie dzisiaj - mówił zdenerwowany Barrichello na mecie. - Nie potrzebujemy kierowców, którzy przerywają karierę na trzy lata, a potem wracają na tor i robią coś takiego - wściekał się na Schumachera Brazylijczyk.

41-letni Niemiec nie przejął się uwagami rywala. - To jest Formuła 1. Skoro mnie wyprzedził, to znaczy, że zostawiłem mu za dużo miejsca.

Formułę 1 czeka teraz wakacyjna przerwa - kolejne Grand Prix odbędzie się na belgijskim torze Spa-Francorchamps w dniach 27-29 sierpnia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.