Formuła 1. Kubica wygrał GP Kanady dwa lata temu. Na co ma szanse w tym roku?

Żaden tor na świecie nie ma prawa bardziej kojarzyć się z Robertem Kubicą. Uliczna trasa w Montrealu raz zatrwożyła śmiertelnie, raz zachwyciła niewyobrażalnie. Jak będzie w niedzielę?

- Powinno być dobrze, bolid jest szybki, robimy stałe postępy. To może być bardzo udany wyścig - od razu na wstępie poziom euforii przed czekającym nas Grand Prix Kanady podnosimy cytując słowa Kubicy. Rzadko przytrafia się Polakowi być tak radośnie nastawionym, zazwyczaj "pan mruk' woli widzieć wszystko w nieco ciemniejszych barwach. Przed Turcją, dwa tygodnie temu, ostrzegał: - Bez hurraoptymizmu, proszę! - tonując pełne uwielbienia wypowiedzi szefa Renault Erica Boulliera.

Można Kubicy zarzucić brak chęci do składania obietnic, nie można - umiejętności rzetelnej oceny faktów. Przed wyścigiem Monaco, kiedy dość niespodziewanie dla wielu obserwatorów był niemal jedynym konkurującym już podczas treningów z kierowcami Red Bulla, zaznaczał, że taki uliczny tor zwyczajnie pasuje jemu samemu i bolidowi.

I nie bez przyczyny napisaliśmy to ostatnie zdanie. Choć nie widać tego tak dobrze w telewizji, choć nad asfaltem nie wiszą, jak w Monte Carlo, balkony mieszkań wypełnione kibicami, tor w Montrealu też jest obiektem ulicznym! Też są tu bariery, o które łatwo się roztrzaskać, również wygrywa tu ten, który potrafi je okiełznać. Kubica przyznaje z analityczną dokładnością: - Zbliżenie się do muru na milimetry dać może zysk nawet 0,2 sekundy na każdym okrążeniu.

W Monaco Polak udowodnił, że jest dziś najbardziej ryzykującym w takich warunkach kierowcą, jest mistrzem "całowania barier". Dzięki tej umiejętności, geniuszowi, w średnim wciąż, choć coraz lepszym Renault dogonił najszybszych. Już wtedy, w Monaco, gdzie był trzeci, powiedział, że następna szansa na podium zdarzy się w Kanadzie.

I oto jesteśmy w Montrealu. Tym razem kłótnie Berniego Ecclestone'a z organizatorami nie przeszkodziły, pieniądze na wyścig się znalazły i po rocznej przerwie Kanada wróciła do kalendarza F1. Faworytami są kierowcy Red Bulla i McLarena, ale obrońcą tytułu jest wszak Kubica. Tutaj triumfował dotąd jedyny raz w karierze w niesamowitym dla niego i BMW-Sauber roku 2008, kiedy kolega Nick Heidfeld był drugi. Po Montrealu Polak wskoczył na pozycję lidera mistrzostw świata. To było jak sen, niezmącony nawet docinkami złośliwców, którzy dezawuowali sukces kuriozalnym wypadkiem w pit-lane Lewisa Hamiltona i Kimiego Raikkonena (Brytyjczyk nie zauważył czerwonego światła i wjechał w Fina).

Wtedy BMW było silne, choć nie elitarne. Dokładnie jak dziś Renault, które z wyścigu na wyścig fantastycznie usprawnia bolid. Już dogoniło wydawało się murowanych faworytów z Ferrari i Mercedesa, może ich przeskoczyć dzięki wspomnianym owym 0,2 sekundy.

Bariery Zapomnieć się nie da, ale lepiej nie myśleć o Montrealu z 2007 r. Pierwszy pełny sezon Kubicy, GP Kanady, i wypadek, który cały czas pozostaje jednym z najbardziej spektakularnych i na szczęście tylko tragicznie wyglądających w F1 ostatniej dekady. Polak wypada z toru, bolid roztrzaskuje się o bandy, już sam kadłub przechylony na bok uderza w drugą barierę z ogromną siłą. Gdy nieruchomieje wzrok wszystkich skupia się na czerwonym kasku kierowcy. Rusza się? Po chwili karetka i osłaniająca wrak plandeka, minuty niepokoju. Wreszcie informacja od agenta Daniela Morelliego: - Nic mu nie jest! Wstrząs mózgu, skręcona kostka, jest przytomny.

Mimo wszystko zapowiedź GP Kanady, które w niedzielę wciska się między dwa mecze mistrzostw świata w piłce nożnej (godz. 18) chcemy zakończyć innym obrazkiem. Kubica na najwyższym stopniu podium, polski hymn i szampan. A na drugim telewizorze Polska - Niemcy na Euro 2008. Czyli identycznie. No prawie

Wyścig w niedzielę o godz. 18, w sobotę o godz. 19 - kwalifikacje.

Na 99 procent Kubica zostanie w Renault ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA