Gdzie dwóch się kłóci tam Ferrari korzysta

Kłótnia o dyfuzory, zmienne warunki pogodowe, a może wielkie postępy inżynierów Ferrari? Trudno ustalić prawdziwą przyczynę, ale wygląda na to, że układ sił podczas niedzielnego Grand Prix Wielkiej Brytanii faktycznie ulegnie zmianie. Fernando Alonso ani razu nie był w tym roku tak blisko zwycięstwa, jak teraz. Najwięcej na zamieszaniu stracił McLaren.

Dyskutuj z ludźmi, nie z nickami. Nie bądź anonimowy na Facebook.com/Sportpl ?

W czasówce co prawda zmieniło się niewiele. Najszybsi byli zawodnicy Red Bulla, tyle, że w niecodziennej kolejności. Tym razem to Mark Webber był szybszy od Sebastiana Vettela. Za nimi uplasował się Fernando Alonso, ale jego strata wyniosła zaledwie 0.117 sekundy. I to na torze, którego konfiguracja najbardziej odpowiada bolidom Red Bulla - jak dotąd niedoścignionym w szybkich łukach dzięki doskonałej aerodynamice.

- Jeśli chodzi o naszą stratę do pole position, były to nasze najlepsze kwalifikacje w tym roku. Jesteśmy bliżej nich niż kiedykolwiek, bo zazwyczaj byliśmy o sekundę z tyłu - powiedział Alonso. To bardzo dobra prognoza dla Fernando, ponieważ zazwyczaj ogromna przewaga kwalifikacyjna Red Bulla znacząco maleje w wyścigu. Jeśli więc jutro ta reguła się potwierdzi, w trybie wyścigowym jego Ferrari może być wyraźnie szybsze o bolidów mistrzowskiego teamu. - Jestem przekonany, że jutro możemy wywierać na nich większą presję - mówił ostrożnie Hiszpan. Wie jednak doskonale, że po raz pierwszy w tym sezonie ma realną szanse na odniesienie zwycięstwa.

Jak tłumaczyć nagły spadek przewagi Red Bulla na torze, który powinien bardzo mu sprzyjać? W świetle afery o "dmuchane" odpowiedź wydaje się oczywista. W całej tej kłótni przedstawiciele Ferrari w ogóle nie brali udziału, a jedynie spokojnie obserwowali rozwój sytuacji. Najwyraźniej byli przekonani, że na zmianie przepisów najbardziej stracą Mercedes oraz Red Bull.

Wyniki zdają się potwierdzać tę teorię, ale kierowcy Ferrari nie chcieli tego przyznać. Zamiast tego chwalili swoich inżynierów. - Sądzę, ze to zasługa nowych komponentów w naszym samochodzie. A jeśli chodzi o wydechy, dyfuzory i te wszystkie dyskusje, powtarzaliśmy to sto razy: wszyscy tracimy z powodu zmiany przepisów, a straty są porównywalne. Wynoszą może od 0.3 do 0.5 sekundy, ale nie sądzę, żeby jeden zespół może być wolniejszy o 1.5, a drugi o 0.1 sekundy. To jest niemożliwe - zapewniał Alonso. Czwarty w czasówce Felipe Massa też nagły skok formy przypisywał udoskonaleniom technicznym, ale fakty sugerują co innego.

Jednak Webber przed Vettelem...

W tym kontekście jeszcze bardziej zastanawiająca jest ogromna strata McLarena, któremu FIA po zmianie przepisów poszła przecież trochę na rękę. Red Bull pieklił się, że przez silniki Mercedesa podczas hamowania nadal może być przepuszczane paliwo (w ograniczonym zakresie), które potem eksploduje w wydechu i zwiększa docisk generowany przez dyfuzor. McLarenom jednak niewiele to pomogło. - Piąte miejsce może być, ale 1.5-sekundowa strata do pole position jest ogromna - mówił zmartwiony Jenson Button. - Nie wiem, kto traci na zmianie regulaminu, a kto więcej zyskuje, ale na pewno nie jesteśmy to my. Zmiana przepisów i ich interpretacji była dla nas największym problemem. Nagle samochód stał się trudny w prowadzeniu i jest zupełnie inny, niż wcześniej. Cała jego aerodynamika była rozwijana według pewnej koncepcji Jestem rozczarowany. Może jutro pomoże nam pogoda? - zastanawiał się Brytyjczyk.

Jego kolega z ekipy Lewis Hamilton przed rodzimą publicznością wystartuje dopiero z 10. miejsca. Jeśli więc jutro będzie sucho, walka o zwycięstwo w Grand Prix Wielkiej Brytanii rozegra się pomiędzy Red Bullem i Ferrari.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.