Salman bin Hamad bin Isa Al Khalifa, główny następca tronu Bahrajnu poinformował w poniedziałek szefa Formuły 1, że jego kraj będzie w stanie organizować najbliższego GP. Panowało powszechne przekonanie, że organizatorzy nadal będą musieli wnieść opłatę w wysokości 25 mln funtów, ale Ecclestone zadecydował, że nie ma takiej konieczności.
- Opłata jest normalnie pobierana, nawet jeśli impreza się nie odbędzie - powiedział Brytyjczyk dla Daily Telegraph. - Nie chcę jednak, by płacili za wyścig, którego nie dostali. Nie jestem pewien, czy straty będą pokryte przez ubezpieczycieli z tytułu utraty dochodów - sprzedaż biletów i temu podobne. To, co przeszkodziło w odbyciu się Grand Prix, było jak trzęsienie ziemi. Nikt nie mógł przewidzieć tego miesiąc temu.
Ecclestone zapowiedział także, że jeśli sytuacja w Bahrajnie się unormalizuje, zatroszczy się, by etap w Bahranie wrócił do kalendarza jeszcze w tym sezonie. 80-latek zdaje sobie sprawę, że jeśli wyścig nie odbędzie tam się w tym sezonie, Formuła 1 może stracić dziesiątki milionów funtów. - Chcę być lojalny wobec króla, który robi wszystko co w jego mocy, by zaprowadzić w kraju porządek - dodał.
Wyścigiem inaugurującym sezon Formuły 1 jest GP Australii.
McLaren najbardziej skorzysta na przesunięciu sezonu? Musi gonić Red Bulla i Ferrari
Bahrajn zjeżdża do pit stopu ?