F1. Nick Heidfeld zastępcą Kubicy. Demony kamiennego brata

Przez cztery lata Nick Heidfeld był dla Roberta Kubicy głównym punktem odniesienia w Formule 1. Kunszt Polaka ceniono na miarę mistrzostwa świata, ale teraz, jego kosztem, powalczyć może o nie Heidfeld.

34-letni weteran torów lubi wpatrywać się w obraz wiszący w jadalni jego domu pod Zurychem. - Na pierwszy rzut oka widzisz tylko pomieszanie kolorów, farbę nałożoną bez ładu i składu, wielki chaos. Ale nagle zaczynasz zauważać twarze demonów. Jedną, drugą, następne. Naliczyłem 13, ale pewnie jest ich więcej - opowiada Heidfeld o obrazie "Demony" autorstwa Kanadyjczyka Zilona.

Obraz wydaje się nie pasować do spokojnego życia, które wiedzie Niemiec. Z wieloletnią partnerką Patricią Pappen ma córkę Juni oraz synów Jodę i Justusa. Od 11 lat startuje w wymarzonych od dziecka wyścigach Formuły 1, zarobił w nich miliony dolarów. Ale Heidfeld czuje obecność demona. Tego, który wciąż przypomina, że w 172 wyścigach nie wygrał w Formule 1 ani razu.

Rekordzista specyficzny

- Nie czuje pan z tego powodu frustracji? - zapytałem Heidfelda w lipcu 2008 roku, miesiąc po Grand Prix Kanady, w którym Niemiec zmierzał do mety na pierwszym miejscu, ale z przyczyn taktycznych dał się wyprzedzić jadącemu za nim Kubicy.

- Nie, nie czuję się sfrustrowany - odpowiedział Niemiec. - Poza wyścigiem w Kanadzie, gdzie szansa na wygraną pojawiła się dzięki kraksie faworytów, nigdy nie miałem samochodu gotowego do zwycięstw. Gdybym go miał, a mimo to nie wygrywał, można byłoby mówić o frustracji.

Zespoły Prosta, Saubera, Jordana, Williamsa i BMW, w których startował Heidfeld, nigdy nie były kandydatami do mistrzostwa, radowały się każdym miejscem na podium. Z drugiej strony młodsi kierowcy, których w skali sezonu pokonywał - Kimi Räikkönen, Felipe Massa i Robert Kubica - zmienili się odpowiednio w mistrza, wicemistrza i kandydata na mistrza świata.

Heidfeld jest jednak rekordzistą, tyle że specyficznym - nikt nie miał passy 41 ukończonych wyścigów z rzędu. Dlatego mówi się o nim, że jest solidny. I ani słowa więcej.

Nick "The Quick"

Formuła 1 nie jest czarno-białym sportem. To, czy jesteś postrzegany jako gwiazda, często zależy od samochodu, którym jeździsz. Aby zostać mistrzem, trzeba znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Jenson Button, który przez pierwsze osiem lat startów w F1 wygrał zaledwie jeden wyścig, w 2008 roku zwyciężył w sześciu z pierwszych siedmiu GP i zdobył mistrzostwo świata. Gdyby nie wspaniały bolid Brawna, Brytyjczyk nie pozbyłby się łatki przeciętniaka czy też niespełnionego talentu.

W tych kategoriach można postrzegać też Heidfelda, który pod koniec lat 90. uznawany był - jak każdy wyróżniający się w młodzieżowych wyścigach Niemiec - za kolejnego Michaela Schumachera, ochrzczono go nawet "The Quick", czyli szybki.

Bo był szybki - w latach 2001-02 zdobywał więcej punktów dla Saubera niż Räikkönen, a potem Massa, ale to Fin trafił do McLarena, a Brazylijczyk dostał kilka lat później miejsce obok Schumachera w Ferrari.

Heidfelda wypchnął z Saubera Giancarlo Fisichella. Niemiec nie olśnił potem w słabym Jordanie, ale błysnął w Williamsie - w 2005 roku zdobył swoje pierwsze pole position, dwukrotnie zajmował drugie miejsce w wyścigu.

Końcówkę tamtego sezonu opuścił, bo podczas jazdy na rowerze potrącił go motocykl. Leczenie kontuzji osłodził mu jednak kontrakt od BMW, które właśnie kupiło zespół Saubera. W niemiecko-szwajcarskim teamie Heidfeld spotkał się z 22-letnim Robertem Kubicą, który stawiał tam pierwsze kroki w F1 jako kierowca testowy.

Kubica nie będzie miał problemu Heidfelda. Jego zwycięstwa dodatkowo go zmotywują Kamienni bracia i nabijanie guzów

W połowie sezonu Polak zastąpił chaotycznego mistrza świata Jacquesa Villeneuve'a - bez kompleksów i z błyskiem, którego tak brakowało Heidfeldowi, wdarł się na podium już w swoim trzecim starcie. Niemiec po dwóch miesiącach wspólnych startów zareagował na zachwyty nad Kubicą. - Jestem szybszy i zdobyłem więcej punktów, od kiedy jeździmy razem - powiedział po GP Japonii, w którym był ósmy, a Polak dziewiąty.

- Mogłem dojechać do mety na wyższej pozycji niż Heidfeld. Z reguły przepuszcza się kolegę z zespołu, który jedzie szybciej. No, ale jeśli ktoś nie chce... - komentował Kubica.

Zgłębianie ich relacji, a właściwie każdej pary kierowców tego samego zespołu wyścigowego to zadanie niełatwe. W Formule 1 zespołowość nabiera perwersyjnego znaczenia, bo z dwójki kierowców - niezależnie od wyniku drużyny - jeden zawsze będzie zadowolony, a drugi zdołowany. Różnice między szybkością samochodów różnych ekip sprawiają, że jedynym wyznacznikiem kunsztu kierowcy staje się porównanie z kolegą z zespołu.

Najwięksi w historii tego sportu ścierali się ze sobą bez pardonu - Alain Prost nie odpuszczał Ayrtonowi Sennie, Nelson Piquet próbował wszelkich chwytów w rywalizacji z Nigelem Mansellem. Kilka lat temu w McLarenie nie potrafili koegzystować Fernando Alonso i Lewis Hamilton, w poprzednim sezonie rywalizacja Sebastiana Vettela z Markiem Webberem o mało nie pozbawiła tytułu Red Bulla.

Rywalizacja Heidfelda z Kubicą nie toczyła się na świeczniku, ale swoje momenty miała. Na początku 2007 roku w GP Malezji Kubica dogonił Niemca na pierwszym zakręcie i tam zawadził o jego prawe tylne koło. - Robert mnie przeprosił, takie sytuacje się zdarzają - mówił później Heidfeld, który zajął czwarte miejsce. 18. wówczas Polak był zdziwiony. - Za co miałem przepraszać Heidfelda? Najwyraźniej Nick źle zrozumiał moje słowa - tłumaczy Kubica.

Kilka miesięcy później w GP Europy to Niemiec nacierał na pierwszym zakręcie, i to on dotknął bolidu Kubicy. Ten przekręcił się tyłem do kierunku jazdy, a Heidfeld wypchnął Polaka poza tor i pomknął dalej.

- Robert zajechał mi drogę i dlatego nieszczęśliwie się zderzyliśmy - stwierdził potem Heidfeld. Polak utrzymywał, że to on został dwukrotnie najechany przez Niemca. - Kierowca, który w ciągu 20 okrążeń spycha z toru dwóch rywali, nie ma długiej przyszłości w Formule 1 - mówił Kubica, zauważając, że Heidfeld zepsuł także wyścig Ralfa Schumachera.

"Heidfeld i Kubica są znani z nabijania sobie guzów. Tylko dzięki zaufaniu Theissena wciąż ścigają się razem" - podsumował wówczas jeden z serwisów internetowych, nazywając Niemca i Polaka kamiennymi braćmi. Nerwy Heidfelda tłumaczono narodzinami syna i brakiem kontraktu na kolejny sezon. Polak miał już ważną umowę do końca 2010 roku.

Czy BMW faworyzowało Niemca?

- Jakie są pana stosunki z Heidfeldem? - pytaliśmy Kubicę pod koniec 2007 roku. - Nigdy nie robiłem z tego problemu. Zawsze miałem dobry układ z partnerami w zespole i tak samo jest z Nickiem. Kolizje i tego typu incydenty się zdarzają, to część wyścigów - mówił Polak.

Poza torem zachowywali się różnie - potrafili wygłupiać się przed mikrofonami podczas wizyty w malezyjskim radiu, zdarzało im się robić psikusy podczas udzielania wywiadów, choć czasem patrzyli na siebie wilkiem.

Może dlatego, że wciąż powtarzała się kwestia podziału ról i pozycji w zespole? BMW Sauber miało faworyzować Heidfelda w sezonie 2007, kiedy Niemiec zdobył 61 punktów przy ledwie 39 Polaka. Różnica tkwiła jednak głównie w stylu jazdy - Kubica, który lubi agresywnie pokonywać zakręty, długo nie mógł dostosować się do nowych opon. Inżynier BMW Sauber Willy Rampf mówił, że zmiana ich dostawcy z Michelin na Bridgestone spośród wszystkich kierowców najbardziej dotknęła właśnie Polaka.

Rok później dominował Kubica - inaczej skonstruowany samochód pozwalał na ataki w jego stylu, a Heidfeld nie potrafił wystarczająco rozgrzać opon na pojedynczym okrążeniu i notorycznie przegrywał przez to kwalifikacje. W punktach było 75:60 dla Polaka.

Ale znów, nawet mimo sytuacji z Montrealu, gdzie wygrał Kubica, wiele mówiło się o faworyzowaniu Niemca - w drugiej połowie sezonu, kiedy Polak był w grze o mistrzostwo świata, BMW Sauber w większym stopniu skupiło się na pomocy Heidfeldowi niż na przyspieszaniu Kubicy. - Straciłem miejsce na podium. Przez ostatnie cztery miesiące zespół pracował tylko po to, aby rozwiązać problemy Nicka Heidfelda, a nie aby pomóc mnie, choć to ja walczę o podium w klasyfikacji kierowców - mówił wściekły Kubica po GP Belgii, w którym był szósty, Niemiec drugi.

Heidfeld, którego w połowie roku niemieckie media nazywały "Leidfeld", co można tłumaczyć jako cierpiętnik, w drugiej połowie sezonu testował o wiele częściej niż Kubica. Zespół - zgodnie z precyzyjnie nakreślonymi założeniami - wolał mieć dwóch solidnie punktujących kierowców niż jednego walczącego o tytuł. Dlatego szefowie BMW Sauber wzruszeniem ramion zareagowali na fakt, że Kubica nie zajął miejsca na podium mistrzostw, m.in. dlatego że w przedostatnim wyścigu Heidfeld nie pozwolił mu się wyprzedzić. To w F1 niepożądana, ale jednak powszechna praktyka.

Rok 2009 - ostatni sezon wspólnych startów Niemca i Polaka - był dla BMW Sauber wielką porażką. Na ledwie 36 punktów zespołu złożyło się 19 Heidfelda i 17 Kubicy.

Pech jednego szansą drugiego

Heidfeld i Kubica to przeciwieństwa na torze i poza nim. Niemiec chętnie opowiada o rodzinie, Polak życie prywatne trzyma w tajemnicy. Heidfeld odwiedza galerie, Kubica garaże. Pierwszy lubi mówić o malarstwie, koszykówce, a nawet nałogowym kupowaniu okularów słonecznych, Kubica na bezludną wyspę zabrałby samochód, opony i paliwo.

Teraz Niemiec wykorzystuje pecha Polaka. - Po wypadku Roberta najpierw pomyślałem o tym, aby nie stało mu się nic poważnego. Ale potem szybko dotarło do mnie, że jego nieszczęście to moja szansa. Chciałbym wrócić do F1 w innych okolicznościach, ale i tak jestem dumny z szansy. Jestem bardzo zmotywowany i nie mogę się doczekać początku sezonu - mówi Heidfeld. Nic dziwnego - Lotus Renault, w którym Niemiec zastąpi Polaka, typowany jest na czarnego konia mistrzostw.

- Sytuacja z roku na rok zmienia się tak szybko, że trzeba mieć szeroką perspektywę, a nie widzieć tylko to, co chce się zobaczyć. Nick to bardzo dobry kierowca, co pokazywał wiele razy. Trudno mi znaleźć kogoś, kto jest szybszy - mówił Kubica w 2008 roku, kiedy Heidfeld miał słabsze momenty. - Jesteśmy partnerami od dwóch sezonów i mieliśmy świetne momenty. Współpracuje się nam dobrze. Nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy jeździć razem w przyszłym sezonie, ale z drugiej strony nie miałbym problemu, gdyby moim partnerem został inny kierowca.

Wygląda na to, że drogi Niemca i Polaka są splątane w dziwnie trwały sposób.

Nieokreślony czas kontraktu Heidfelda ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA